Rozdział piąty

Magsimula sa umpisa
                                    

— Pomyślałam, że może napiłabyś się jeszcze kakao. — W drzwiach stoi Dafne, a tuż za nią lewituje taca z dwoma szklankami napoju i talerzem ciastek.

Pansy nie potrafi ukryć zaskoczenia.

— Och, dziękuję, chętnie.

Uważnie przypatruje się twarz Greengrass. Wyraźne rysy tak charakterystyczne dla tej rodziny nagle jakby złagodniały, w spojrzenie zakradła się niewinność, a sama Dafne zaczęła przypominać tę małą dziewczynkę, z którą bawiła się pod okiem opiekunki, podczas gdy ich rodzice popijali szampana w salach balowych. I chyba właśnie dlatego Pansy przysuwa się bliżej krawędzi i mówi:

— Proszę, siadaj.

Jej przyjaciółka oddycha z ulgą, stawia tacę na stoliku nocnym i siada na łóżku, odrzucając jasny warkocz na plecy. Zapada chwila ciszy.

— Tęskniłam za tobą.

Parkinson otwiera usta, chcąc coś powiedzieć, ale rezygnuje.

— Naprawdę — ciągnie Dafne — tęskniłam za tobą. Kiedy zmarł twój ojciec, nadal byłaś w towarzystwie, ale zaczęłaś już zamykać się w sobie. Nie dostrzegałam tego. Wszyscy myśleli, że nic cię nie złamie, że zawsze będziesz tą silną Pansy, która uwielbia ponad wszystko luksus i przyjęcia. A potem... — Przerywa. — A potem po rozstaniu z Harrym po prostu zniknęłaś. To było dziwne, lecz każdy miał wrażenie, że to tylko chwilowe. Że po tygodniu znów wejdziesz na imprezę z butelką whiskey i ogniem w oczach. Nie wiem, dlaczego nikt nie kontaktował się z tobą. Może baliśmy się. Nie wiem.

— Kontaktował — wtrąca się Pansy ochryple, unikając jej wzroku. — Draco kiedyś do mnie przyszedł, ale zrobiłam mu awanturę i powiedziałam wiele rzeczy, których żałuję. Ja nie chciałam wtedy wsparcia. Zostałam bez kasy, bez jakiejkolwiek sensowej pracy i bez oparcia w postaci Harry'ego. Myślisz, że chce się wtedy patrzeć na swoich bogatych znajomych, spędzających całe dnie w ramionach partnerów? Miałam dość.

Dafne patrzy się na nią jak zlęknione, świadome niebezpieczeństwa zwierzę.

— Na Merlina, tak mi przykro. — Jej głos drży. — Co... co się stało właściwie z tobą i Harrym? Ani on, ani ty nikomu nic nie powiedzieliście.

— Nie chcę o tym mówić. — Brzmi ostrzej, niż zamierzała. Z zaskoczeniem stwierdza, że Greengrass kuli się. Znów obie milczą.

— Kochałaś go?

— Nadal kocham.

Wymieniają spojrzenia, których nie potrafią odczytać i nawet nie pragną tego. Potem Pansy spuszcza wzrok na swe nogi i nie protestuje, kiedy przyjaciółka przyciąga ją do siebie, układa głowę na swym ramieniu i zamyka w ciepłym, bezpiecznym uścisku. Parkinson nie stara się ukryć łez, wymykających się spod zmęczonych powiek. Przez kilka minut obie trwają w tej wyjątkowo cienkiej bańce mydlanej i wreszcie, gdy płacz ustaje, Pansy pyta:

— A czy ty kochasz Claude'a?

— Będzie wspaniałym mężem.

— Kochasz Claude'a?

Dafne nie mówi nic przez kilkanaście sekund, a potem wybucha, trzymając się Pansy jak koła ratunkowego.

— Och, nie każdy może sobie pozwolić na taką niezależność jak ty! Jestem coraz starsza, moi rodzice zachowują się, jakbym im już tutaj zawadzała, w dodatku nie wiem, czy kiedykolwiek będę miała taką okazję. Claude jest miły, wiem, że nie będzie mi źle się wiodło u jego boku. Ty masz pewność swej godności oraz wolności, ale ja nie. Chcę tylko żyć w dostatku i nie być oceniana, jako ta, która skończyła sama. Zresztą Astoria też myśli o małżeństwie i mogę sobie wyobrazić minę matki, jeśli wzięłaby ślub przed swoją starszą siostrą! — Na moment przestaje mówić, ale nie trwa to długo. — Dwie córki w rodzinie to już jest wystarczający kłopot. Nie jesteśmy biedni, ale posag to nie drobny wydatek. Claude nie oczekuje tak wiele, jak inni. On... myślę, że się we mnie zakochał i nie potrafisz wyobrazić sobie, jak wielkie jest moje poczucie winy. — Znów urywa. — Chcę tylko, żeby wszyscy byli zadowoleni, a ich oczekiwania spełnione.

Parkinson nie odpowiada. Rysuje palcem drobne kółeczka na jej dłoni, pozwalając, by ukoiła cały żal. Czuje się, jakby po latach rozłąki odzyskała swą siostrę i choćby przyszły najgwałtowniejsze burzy i najsilniejsze wiatry, nic nie jest w stanie znów ich oddalić. Wie, że te bzdury mają w sobie tyle prawdy co baśnie, ale z całego serca chce w nie wierzyć.

— Wyszłam teraz przy tobie na idiotkę, ale nie mogłam dłużej tego w sobie trzymać. Strach teraz pomyśleć, jakie masz o mnie zdanie, lecz proszę, zrozum, wiesz, jaka jest sytuacja młodych dziewcząt w arystokracji i jak—

— Śpij, Dafne, śpij.

— Co? Tutaj?

— Tak. Śpij. Będziemy mieć jeszcze okazję do rozmowy.

— Ale... — Próbuje się jeszcze opierać, ale daje za wygraną i wtula się w pościel. — Pansy, jutro jest spotkanie z dawnymi Ślizgonami, przyjdziesz?

— Tak, przyjdę. Śpij już.

— Pansy, ja... ja nie wiem, jak ci dziękować. Jesteś dla mnie jak siostra.

Dziewczyna nie odpowiada. Matczynym gestem gładzi jej jasną głowę i przykrywa kołdrą. Ma wrażenie, jakby kładła spać dziecko. Sama zaś kuli się obok niej, z bałaganem w głowie i zbyt wieloma sprawami do przemyślenia.

Gdy po kilku godzinach wreszcie zasypia, w ostatniej chwili zauważa, że kakao całkowicie wystygło. 

Spacer w pokrzywach [ZAWIESZONE]Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon