SIX ━ brass knuckles

257 33 86
                                    

✝

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.


— Jak mamy znaleźć anioła w tak wielkim mieście?! Leje, a ludzie już zaczynają panikować! Może tam, w niebie, mają po prostu chwilowe problemy techniczne z dostawą dzieci czy coś? Jakby nikt nie mógł się, do chuja Pana, uspokoić! — Wymachiwał dynamicznie papierosem, który zgasł od deszczu.

Siostra zakonna rzuciła Johnowi wymowne spojrzenie.

— Pewnie, bo ty jesteś kwiatem lotosu — mruknęła sarkastycznie. — I nigdy więcej nie mów przy mnie „do chuja Pana". — Poprawiła czarny płaszcz zarzucony na ramiona.

Padało już od dobrych dwóch godzin. W wiadomościach zwykłą ulewę zdążono okrzyknąć „płaczem aniołów", a chwilowy brak w dzieciach największą tragedią dekady; z tym drugim nikt nie zamierzał dyskutować. No może prócz Johna Constantine'a. Ten dyskutował tylko po to, aby nie pozwolić zakonnicy na poruszenie innych, mniej wygodnych dla niego tematów, które wypłynęły pod wpływem alkoholu parę godzin temu. Powoli trzeźwiał. Deszcz i chłód na pewno działały orzeźwiająco, zważywszy, że oddał kobiecie swoją narzutę. Po wakacjach w piekle potrafił docenić ziąb.

Krople wody zmyły również krew z jego dłoni. Obydwoje starali się zapomnieć o tym, co zaszło w barze, jednak siostra zakonna nie potrafiła pozbyć się wrażenia, iż John Constantine jest niebezpiecznym mężczyzną. Szał w jego oczach, gdy próbował zabić tamtego człowieka... Ta scena wciąż przewijała się w jej umyśle, jakby ktoś puszczał ten sam film w kółko i w kółko. W chwilach zwątpienia – a miewała takich wiele – przypominała sobie o tym, jak widział go Emmanuel. Potrafiła poczuć wiarę, jaką ten go darzył. Chciała temu ufać. Zresztą, John przecież próbował ją obronić, parę dni temu wraz z Eskinem uratowali jej życie, a na ten moment Constantine był jedyną osobą w pobliżu, która mogła powiedzieć jej więcej. Czy nie powinna okazać chociażby namiastki wdzięczności?

— Jak ty masz w ogóle na imię? — zapytał, gdy przechodzili niedaleko parku Knight. Schowali się na chwilę pod drzewem, aby spróbować choć trochę się ogrzać. — Nie uważasz, że to trochę niesprawiedliwe, że ty wiesz o mnie wszystko to, co wie mój jeden z najbliższych przyja... — zająknął się — współpracowników, w dodatku wykorzystałaś mój nietrzeźwy stan, aby wykrzesać jeszcze więcej informacji... — Zamknął się na chwilę, ucinając w połowie zdania. — Ty, a może ty jesteś jakimś boskim szpiegiem, co? — Zmrużył oczy. — Chociaż nie... przebieranie agentów w gorące zakonnice jest bardziej w stylu piekła. — Uderzyła go otwartą dłonią w klatkę piersiową. — Ała! — Skulił się, robiąc smutną minę. — Jeeez, co tak agresywnie? Żartuję sobie przecież. Emmanuel by cię wyczuł. A przynajmniej tak mi się wydaje... No i zobacz, co mi zrobiłaś. — Odpiął guzik koszuli, odkrywając swoją lewą pierś. Wskazał na czerwony owalny ślad, z którego wychodziło pięć węższych owali.

— Zamknij się po prostu, okej? — westchnęła. Miała go dość, jednak z mężczyznami jego pokroju, a nawet dziesięć razy bardziej nieprzyzwoitymi, miała do czynienia na co dzień. Obydwoje byli zmęczeni, zmarznięci i chcieli odnaleźć młodego anioła. — Delilah — dodała po chwili ciszy.

CONSTANTINE ✝Where stories live. Discover now