ONE ━ blood follows blood

888 99 457
                                    


✝

¡Ay! Esta imagen no sigue nuestras pautas de contenido. Para continuar la publicación, intente quitarla o subir otra.


 Kiedy życie w samym centrum Atlanty dudniło podbiciami obcasów, szmerem pośpiechu i silnikami samochodów, John Constantine wykorzystywał swoją przepustkę na krótką drzemkę. Nieczęsto przytrafiała się taka możliwość. Całe noce zazwyczaj zarywał na uganianie się za antychrystami i nefilimami, a za dnia świat ludzki zazwyczaj uganiał się za nim. Co prawda, od tamtej pamiętnej nocy nie potrzebował już tyle snu, co niegdyś, jednak nadal potrafił przejawiać oznaki zmęczenia, a co gorsza – źle przy tym wyglądał.

Ból spowodowany błyskającym białym światłem wspomnienia przeszywał jego gorący już umysł. Jak, do cholery, miał się wysypiać, jeżeli nawet, gdy nadarzyła się okazja, aby choć na chwilę zmrużyć oczy, koszmary nie dawały mu spokoju! Rzucał się po starej, dziurawej i zatęchłej kanapie, wbijając paznokcie w jej oparcie. Miotał się, ledwo nie spadając, jednak palce zatopione w jakimś tanim materiale trzymały go z dala od podłogi.

Mimo że ojciec nigdy nie chciał dla niego źle – a przynajmniej nie przyznawał się do tego głośno – nabawił go jeszcze gorszych koszmarów, niż tych, które widywał za dnia. W autobusie, sklepie czy na stacji benzynowej, gdy po raz pierwszy wyjechał swoją bmką, skasowaną parę ulic dalej. Później już nigdy więcej nie dostał samochodu. Albo trafniej – żadnego nie ukradł.

Wydrapywał rany na klatce piersiowej, gdy nieświadomie walczył z guzikami, uciskającymi go przy samej szyi. Przynajmniej był na tyle mądry i nieleniwy, aby przed położeniem się zdjąć krawat. Może dzięki temu poświęceniu paru cennych sekund uratował się przed uduszeniem i ponownym wylądowaniu w piekle? Chociaż tak naprawdę nigdy stamtąd nie wyszedł. To miejsce wciąż zalegało w jego umyśle.

Obudził go Emmanuel, który, powróciwszy z knajpki z kanapkami, postanowił zlitować się nad starą kanapą i rzucić torbą w miotającego się po niej szefa.

— Mam, kurwa, dość — powiedział wybudzony z koszmaru John, przecierając spocone czoło. — Potrzebuję jakiejś hipnotyzerki, czy jak to oni się teraz w tym fachu nazywają.

— Znam hipnotyzera. — Nuel wziął porządnego gryza kanapki z jarmużem.

— Nie wybrzydzam. — Otworzył zawiniętą torbę i pozbył się papieru. Ten okropny, zdrowy zapach trafił do jego nozdrzy. Dokładniej zbadał kanapkę, aby upewnić się, czy jest w niej cokolwiek zjadliwego. — Naprawdę, Nuel? Jarmuż? Naprawdę? — Zabijał go wzrokiem, mówiącym ,,no chyba sobie ze mnie żartujesz". — Chcesz mnie zagłodzić.

— Może — rzucił obojętnie. — Po prostu dbam o twoją dietę. Plus, nie wiedziałem, co ci zamówić, bo zawsze wybrzydzasz.

— Było mnie obudzić!

— Dziękuję, ale jeszcze chcę trochę pożyć.

Wiedział, że chłopak ma rację. Młody miał jeszcze trochę życia przed sobą, chociaż zginąć z rąk Johna Constantine'a... to podchodziło już pod zaszczyt. Wyciągnął całe zielone draństwo ze swojej kanapeczki i wycelował nim w weganina. Pocisk uderzył o ścianę z głośnym dźwiękiem mokrego plasku. Constantine miał całkiem niezłego cela, ale Eskin był wystarczająco zwinny, żeby uciec przed lecącą zieleniną.

CONSTANTINE ✝Donde viven las historias. Descúbrelo ahora