Rozdział 34

3.1K 108 5
                                    

Sophie

- To tak w ogóle można? - Jack spojrzał na mnie pytająco. - Ot tak oddać sobie najważniejszą funkcję w stadzie?

- Normalnie nie, ale to nie jest normalne stado, jakbyś nie zauważyła. - Przewrócił oczami, po czym złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć. - Teraz chodź, bo zaraz tu przyjdą. - Syknął.

Kurde, nie wiem jak stąd uciec, a najwyraźniej ta świnia potrafi. Nie mam innego wyjścia. Muszę mu zaufać. Drugim wyjściem jest dostanie kulki w łeb, a to średnio mi pasuje. Więc posłusznie za nim podążałam. Wiele razy kazał mi być cicho i się zatrzymywać. Przejście tymi korytarzami było dla mnie tak skomplikowane, że w życiu bym stąd nie uciekła. Dlatego poniekąd cieszyłam się, że mam Jacka. Fuj, aż trudno uwierzyć, że to pomyślałam.

Jakimś cudem wydostaliśmy się z tego budynku. Zostało do pokonania ogrodzenie.

- Jak się chcesz przez to przedostać, geniuszu? - Zapytałam Jacka.

- Bądź cicho i wskakuj na barana. - Powiedział poważnym tonem chłopak .

- Co?! W życiu! Sam se wskakuj. Jak ty sobie to wyobrażasz? Że wejdziesz sobie po tym płocie, jak koala ze mną na plecach? - Prychnęłam na ten idiotyczny według mnie pomysł.
A Jacka to delikatnie mówiąc wkurzyło.

- Wskakuj na te jebane plecy i się zamknij! - Krzyknął szepcząc. Nie wiem jak to nazwać więc jest jak jest. - To jest najmniej widoczny fragment płotu. Poza tym, nikt go nie pilnuje, bo nikt nie myśli, że dasz radę uciec! Co może się za niedługo zmienić jeśli znajdą te głupie zwłoki. Przestań więc pierdolić i wskakuj na barana. - Syknął.
Okay, aż się przestraszyłam, więc posłusznie weszłam na barana i mocno się go uczepiłam. A wiecie co on przerzucił przez płot? Drabinkę!

- Wiesz, że potrafię wspiąć się po drabince, prawda? - Zapytałam chłopaka. Poczułam, że przewrócił oczami.

- Zrobię to cztery razy szybciej, plus sobie czegoś nie złamię przy okazji, skarbie. - Powiedział, a ja przewróciłam oczami.

- Dupek. - Syknęłam. Chociaż wiedziałam, że ciul ma rację. Ale nie powiem mu tego. Jack nic już nie powiedział, tylko zaczął się wspinać po tej durnej drabince.

Dziwnie się czułam, tak uczepiona na nim. Ale dobra. Muszę pomyśleć jak od niego uciec. Na pewno będzie łatwiej niż w tym więzieniu. Z ochroniarzami uzbrojonymi po zęby. Ale umówmy się, on jest cholernym wilkołakiem, a ja tylko słabym człowiekiem. Przynajmniej kobietą, a nie mężczyzną. Kobiety są trochę podstępniejsze. Moja feministyczna podświadomość się uruchomiła. Na razie nie będę robiła planów. Poczekam, aż dojdziemy do miejsca, w którym mamy nocować.
Tak się zamyśliłam, że nawet nie zauważyłam, że jesteśmy prawie na dole. Nie wiem jak to zrobił, ale dał radę to najważniejsze.

Jak tylko byliśmy na dole to zeskoczyłam z jego pleców, a on ściągnął drabinkę z muru.
Wyciągnął do mnie rękę, ale ją zignorowałam, on na to warknął, mocno chwycił mnie za ramię i zaczął ciągnąć.

- Idziemy. - warknął.

- Nie sądzisz, że łatwiej byłoby iść gdybyś mnie puścił? - Zapytałam i przewróciłam oczami.

- Nie. - Powiedział i dalej mocno mnie trzymał. Dobra, rozumiem, że nie chce mnie puścić, bo boi się, że ucieknę. Ale nie mam jak. Bardzo bym chciała. Ale umówmy się, nie jestem w stanie bez podstępu mu uciec. Muszę być stopniowo coraz bardziej uległa. Musi mi zaufać. Wtedy nie będę mieć problemu z ucieczką. Jestem tak stęskniona za Collinem, że naprawdę zrobię wszystko, byle się przy nim znaleźć. Nawet jakbym musiała się upokorzyć. Dla mnie upokorzeniem jest już byciem miłym dla tego dupka. No, ale trudno. Czego się nie robi dla miłości, a ja mojego mate kocham cholernie mocno.

Pan von dupek ciągnął mnie spokojnie przez las, aż nie usłyszeliśmy krzyków za plecami.

- O kurwa. - Syknął Jack i zaczął biec. Ja i moje krótkie nóżki nie nadążały, a więc w końcu wypierdzieliłam się i to tak mocno, że krew lała mi się po nogach i miałam problemy, żeby wstać. Ale nie będę płakać. Jestem silna. Taaa, wmawiaj sobie. - Wstawaj! - krzyknął.

- Nie umiem kurwa! Trzeba było mnie nie ciągnąć! - Odpyskowałam.

- Cholera. Co za babsko. - Warczał zniecierpliwiony na mnie i podniósł mnie w stylu panny młodej. - Nawet nie próbuj się wyrywać, chyba, że chcesz zakończyć nasze życie.

- Nie ma takiego czegoś jak nasze życie. - Powiedziałam, ale nawet nie próbowałam się ruszać. Wiedziałam, że jesteśmy w niebezpieczeństwie. Idiotką nie jestem.

Po długim czasie ich zgubiliśmy, tylko mieliśmy przy okazji kąpiel w błocie, żeby nas nie wyczuli. Jack był padnięty. Ja nie, tylko moja kostka cholernie bolała. Modliłam się, żeby nic mi nie było poważnego, inaczej moja ucieczka nie będzie możliwa.

Dotarliśmy do jakiegoś domku. Kto do chuja buduje na środku lasu dom? Jack wszedł do środka. Miał klucze.

- Jack?

- Tak, skarbie? - odpowiedział, a ja powstrzymywałam się przed przewróceniem oczami. Sophie, bądź miła.

- Czy Christina nie wie o tym domu? - Zapytałam, bo jeśli mam być szczera to obecnie boję się bardziej jej niż Jacka.

- Nie kochanie, wybudowałem go niedawno, miała to być nasza odskocznia od życia w domu głównym. Wiesz jakbyśmy chcieli być sami. - Posłał mi swój zmysłowy uśmiech. Ja się delikatnie uśmiechnęłam, wewnętrznie powstrzymując się od odruchu wymiotnego.
Jack posadził mnie na fotelu. Czas zacząć swoją grę Sophie.

- Dziękuję za ratunek. Gdyby nie ty to nie byłoby mnie wśród żywych. - Powiedziałam, a na końcu załamałam głos. A oczy zaszły mi łzami. Kurde, jestem dobrą aktorką!

- Nie masz za co, skarbie. Wiesz, że zrobiłbym dla ciebie wszystko. - Uśmiechnął się do mnie. Jakoś przed gwałtem się nie powstrzymałeś, dodała zgryźliwie w myślach.

- Mogę cię o coś zapytać? - Zapytałam niepewnie. Jack lekko pokiwał głową. - Jak to się stało, że mam dwie bratnie dusze? - Jack zacisnął szczęki.

- Nie masz dwóch bratnich dusz. - warknął. - Masz tylko jednego mate. Mnie. Poznaliśmy się sześć lat temu i od razu się w sobie zakochaliśmy. Jesteśmy w końcu mate. Rok temu mieliśmy się pobrać. Ale zdarzył się wypadek. Wszyscy myśleli, że zginęłaś. Ale pare miesięcy później zobaczyłem cię u Collina. Ukradł mi ciebie. Kombinowałem jak cię odzyskać. I w końcu mi się udało. - Zaczęłam płakać. Nie dlatego, że mu uwierzyłam. Tylko dlatego, że mieszkam z psycholem.

Jack inaczej to odczytał. Bogu dzięki.

- Wiem, że to dużo skarbie. Ale taka prawda. Ja się pójdę umyć. Nawet nie próbuj uciekać. I tak cię znajdę. - ostrzegł.

- Jasne. Nie mam zamiaru uciekać. - Powiedziałam z lekkim uśmiechem.

Jak tylko zamknął drzwi od łazienki, sprawdziłam co z moją kostką. Nie jest z nią źle. Za pare dni już nic mi nie będzie, a do tego czasu muszę coś wykombinować.

Za niedługo do ciebie wrócę Collin, obiecuję ci.

************
Wiem, że długo nie było rozdziału. Ale lepiej później niż wcale. Przepraszam za błędy i do następnego.

Moja. Tylko moja Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz