Samolocik 12

103 16 7
                                    

Kiedyś myślałem, że posiadanie supermocy jest najlepszą rzeczą, jaka może przytrafić się człowiekowi. Niewidzialność w swojej skrytości trzyma w sidłach nawet najskuteczniejsze kamuflaże. Nikt ani nic nie zdoła jej odkryć. Jest niepowstrzymana, niewymagająca i cicha. Niebezpieczna, gdy niewidoczny zapomni, jak wrócić do świata normalnych, a nie pałętać się wśród ich oddechu. Telekineza za to skromna, praktykowana w skrytości nastoletnich pokojów na początku w postaci przemieszczenia jednej, pustej kartki, w późniejszym czasie organizowaniu już wyścigów pomiędzy latającymi meblami, zaczynając od przepchanej szafy po własne łóżko, na którym się siedzi. Najlepszą zaś mocą jest ta, która rozgrzewa wszelkie krwionośne naczynka do czerwoności i wykrzesa z nich niezaprzeczalnie piękny blask oraz jedną z wielu form wyładowania energii. Czasami są to proste płomyki na opuszkach palców. Czasami magmowe kule lecące z niewiarygodną szybkością. Czasami niepozorne sztylety, które jednym cięciem mogą pozbawić cię głowy, następnie rozpryskując się z niewinnym chichotem. Najrzadziej spotykaną i najcenniejszą odmianą pokazania środowisku swojego potężnego ja jest postać, jaką osiąga się po zespoleniu wewnętrznego człowieczeństwa wraz z bezpostaciową energią. Uzyskuje się wtedy pancerz, gałki oczne zasnuwa mgła odpowiedzi na każde z dotąd nurtujących pytań, a serce bije tak szybko jak stawiane przez ciebie kroki w błyskawicznym biegu. Uzyskujesz potęgę w mocy sprzedając za to swoją duszę.

Dobry układ, czyż nie?

Dziecięca fascynacja przeszła mi wraz z przyjściem hybotliwego daru i uzmysłowieniu sobie, że nawet jeśli smutny jest brak jakiejkolwiek wyjątkowości, gorszą opcją jest niezrozumienie i osamotnienie w niej.

Nic nie zapowiadało na to, że w wieku pięciu lat na moich lichych barkach postawione zostanie przeklęte brzemię przebłysków noszących w sobie niepowstrzymaną, dziką przyszłość.

Na początku były to zwykłe napady zmęczenia u dziecka, które nie potrafi przestawić się na bezdrzemkowy tryb życia i zasypia w najmniej spodziewanych miejscach bądź momentach. Nic wielkiego, pół godzinki i z posłania wstawałem z szeroko otwartymi oczami, lecz- niestety- z nadal nurtującą mnie sennością z tyłu głowy. W tamtym czasie moje sny ograniczały się do bezkształtnych obrazów, z których tak naprawdę wyłapywałem i zapamiętywałem niewiele. Mój umysł niczym karabin maszynowy ciskał pociskami przebłysków, oczekując, że będę je łapał bezpiecznie w dłonie i rozkładał na czynniki pierwsze, dokładnie analizując. Nie było to w moim interesie i nie byłoby do momentu, gdy pewien ptak o niebieskich piórkach, nie wydał mi się dziwnie znajomy, a z moich dziecięcych ust nie uciekło jedno zdanie.

,,Mamo, on zaraz zginie."

I wraz z wypłynięciem tych słów w przestrzeń, na szyi zwierzątka zacisneły się ząbki bezpańskiego kocura, który targany głodem, nie bawił się w żadne rozrywkowe czułości i po prostu odgryzł mu łebek, mlaskając piórami.

Pamiętam, że kiedy spojrzałem na matkę, starała się grać niewzruszoną i uśmiechnęła się miło, chcą ukryć przede mną swój niepokój zaistaniałą sytuacją. Nie utrudniałem jej tego i także odwzajemniłem ten gest na nowo powracając do obserwowania znikającego ptaka z moich snów.

Później starałem się mocniej skupić na nocnych odczuciach, a przepowiednie, jakgdyby tylko czekając na moją inicjatywę, zaczęły zwalniać i kokieteryjnie pokazywać swoje wdzięki, zapraszając do wspólnego poznania również dziwną umiejętność rozumienia i przeskanowywania ludzi bez słów. Jedynie za sprawą głębokiego spojrzenia wlepionego w ich oczy. Jedna sekunda kontaktu pozwala mi odkryć to, czego najbardziej się obawiają, kogo najbardziej kochają i czego najbardziej potrzebują. Jedna sekunda daje mi możliwość ujrzenia ich dotychczasowego życia, nie omijając przy tym unoszących się wokół zapachów, słyszalnych zewsząd dźwięków, czy ich emocji kłócących się pomiędzy sobą o aktualną dominację.

Paper Planes | TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz