IV

3.1K 203 95
                                    

Poprawiony rozdział czwarty

__________

IV

Harry siedział w Wielkiej Sali, przyglądając się leniwie uczniom, myślami jednak dryfował wokół Turnieju. Ostatnie kilka dni w pełni się na tym skupiał, w każdej wolnej chwili ćwiczył zaklęcie przywołujące, analizował i planował ewentualny przebieg zadania. Chciał być przygotowany najbardziej, jak tylko mógł, na czekający go sprawdzian. Podejrzewał, że opiekunowie Beauxbatons i Durmstrangu kompleksowo ćwiczą i szykują swoich reprezentantów. Każdy z uczestników wiedział przecież z jakim zagrożeniem będzie wiązało się to zadanie.

Czy każdy...?

Powlókł wzrokiem na stół Puchonów, przy którym siedział Cedrik Diggory. Najprawdopodobniej tylko on tego nie wiedział i Harry czuł potężny zgrzyt w sercu, w głębi duszy nie zgadzał się na taką niesprawiedliwość.

Przełknąwszy ślinę i dosyć sztywnym ruchem wstał od stołu. Starając się nie reagować na nieprzychylne i ciekawskie spojrzenia uczniów, podszedł do starszego kolegi.

– Cedrik, możemy porozmawiać? – spytał niepewnie, zwracając na siebie uwagę Puchona.

– E... tak, pewnie – odparł, wyraźnie zmieszany i zaskoczony.

– W cztery oczy.

Na szczęście Diggory nie protestował, ani nie domagał się wyjaśnień. Dał się wyprowadzić do Sali Wejściowej, gdzie Harry rozejrzał się jeszcze niepewnie, chcąc sprawdzić, czy przypadkiem nie wygada się przy jakimś nauczycielu i powiedział cicho:

– Pierwsze zadanie to smoki.

– Co takiego?

Cedric uśmiechnął się głupkowato, jakby uznał, że Potter właśnie powiedział coś zabawnego.

– Smoki – powtórzył ciszej. – Nie jestem pewien co będziemy musieli zrobić, chyba koło nich przejść. Ministerstwo załatwiło po jednym dla każdego reprezentanta – wymruczał.

Z każdym jego słowem twarz Puchona stawała się coraz bledsza.

– Chwila – szepnął gorączkowo Diggory. – Skąd o tym wiesz i... w ogóle dlaczego mi to mówisz?

– Ja... – Harry spojrzał na niego skołowany. Spodziewał się raczej wdzięczności, a nie

podejrzeń od strony chłopaka. – Po prostu chciałem, żebyś wiedział. Fleur i Wiktor też wiedzą – mruknął zgryźliwie, żałując że w ogóle postanowił pomoc starszemu.

– Wiedzą? Skąd?

– Maxime i Karkarow je widzieli. Stawiam dziesięć galeonów, że pierwsze co zrobili to poinformowali o tym swoich pupilków – prychnął brunet.

Diggory zamilkł na chwilę, z pewnością rozważając słowa Pottera. W końcu uśmiechnął się, zdradzając tym swoje zażenowanie i wyciągnął do Harry'ego rękę.

– Dzięki Harry... ja...

– Nie ma za co – przerwał mu i uścisnął dłoń Puchona.

***

Sądny dzień w końcu nadszedł.

Rano dyrektor poinformował tylko uczniów o tym, że lekcje zostaną tego dnia skrócone, zaś podczas przerwy obiadowej Profesor McGonagall podeszła do Harry'ego, chcąc odprowadzić tam, gdzie odbędzie się zadanie. Wyglądała na zmartwioną, on zaś patrzył na nią tak, jakby widział po raz pierwszy w życiu.

– Potter, wszystko w porządku? – spytała cicho, gdy wyprowadziła go z Sali.

– Tak... tak, Pani Profesor – odchrząknął, mając nadzieję, że jego kłamstwo było wystarczająco przekonujące.

Niefortunne dniWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu