-ˏˋ cztery ˎˊ-

8 1 0
                                    


☾ ☽

Dan zmarszczył brwi i zmrużył oczy, patrząc na słowa, formujące się przed nim. przesunął się nieco, przesuwając światłem latarki po kolejnej stronie książki. słowa wydawały się zmniejszać coraz bardziej, prawdopodobnie dlatego, że Dan czytał już od wielu godzin. był bardzo rozproszony, przez ostatnie 20 minut przeczytał zaledwie półtorej strony.

trwał właśnie jeden z "bardzo pracowitych" tygodni Jarvisa, co oznaczało ludzi kręcących się po domu niemal codziennie, a do tego wystawne kolacje każdego wieczoru. zadaniem Dana było siedzenie w swoim pokoju, w ciszy. pod żadnym pozorem nie wolno mu było zdejmować butów. wydawało się to nieco dziwne, biorąc pod uwagę, że to właśnie przez nie, było go słychać na drugim końcu miasta.

ostatnim czego chciał, było wpakowanie się w kolejne tarapaty, więc robił to, co mu kazano. właśnie dlatego siedział w tamtej chwili skulony pod kocem z latarką, tak, aby dźwięk przerzucanych stron nie był słyszalny na dole.

Dan zaczesał swoje przydługie włosy za ucho, wzrokiem podążając po kolejnej stronie.

książki, które polecił mu Phil szybko stały się jego ulubionymi; niektóre były nieco zbyt zaawansowane lub napisane dawny językiem, ale rozumiał wystarczająco, by je polubić. inne były napisane w prostszy sposób, ale czytanie ich sprawiało Danowi równie dużo przyjemności. zanotował w pamięci, aby przy następnej okazji zapytać o nie Phila.

westchnął na dźwięk rozmowy i szurania krzeseł gdzieś na dole. tęsknił za normalnym życiem, nie żeby jakoś dużo go doświadczył, ale brakowało mu tego, co pamiętał.

odrzucił gruby koc na bok i odetchnął znacznie świeższym powietrzem. objął się ramionami.

jego wzrok natychmiast powędrował do okna po drugiej stronie strychu, tego, które ukazywało widok na miasto. kiedy był młodszy dużo o tym fantazjował. o skoku z niego. może o lataniu, wszystko byłoby lepsze od siedzenia w tym ciemnym pomieszczeniu.

siadał na parapecie, nogi zwisające wysoko ponad ziemią, wychylał się, sprawdzając jak daleko potrafi to zrobić zanim stchórzy. bardzo niebezpieczna zabawa, ale przynajmniej to pozwalało mu cokolwiek poczuć.

Dan sięgnął po swoje buty. nie sypiał w nich o ile ludzie nie zostawali do późna, w obawie przed lunatykowaniem. zrzucanie winy za hałas na kota było znacznie prostsze niż tłumaczenie dlaczego schodzący po schodach chłopak zostawia za sobą ścieżkę kwiatów.

ale noszenie ich bolało, metal ranił kostki Dana, więc odpiął je powoli, odstawiając na bok.

zsunął się z łóżka, jego szlafrok powiewający wokół kolan. podszedł na palcach do okna, spoglądając w dół na koronkowe kwiaty pod swoimi stopami.

utrzymywanie sekretu w tajemnicy kosztowało go bardzo wiele bólu, ale nie mógł tak po prostu przestać go ukrywać.

ostrożnie wdrapał się na parapet, powoli przerzucając nogi na drugą stronę, serce biło mu z niewiarygodną prędkością. zagryzł wargę, czuł że jest na krawędzi znacznie bardziej niż powinien się znajdować.

opuszkami palców przejechał po drewnianej ramie, zdając sobie sprawę, że to jedyne co powstrzymuje go przed upadkiem.

chciał zobaczyć fajerwerki.

spojrzał prosto przed siebie, przez zamglony wzrok widział niebo ponad miastem, słońce wychylające się ponad pagórkami, niemal całkowicie już przez nie zakryte. widok dookoła pogrążał się w ciemności.

Dan chciałby popływać w basenie, potrzymać kogoś za rękę albo wspiąć się na drzewo.

delikatny wiatr sprawił, że włosy dostały mu się do oczu, jednak nie poprawił ich. nie było sensu tego robić.

chciał doświadczyć pierwszego pocałunku. chciał poczuć jak to jest całować chłopaka. chciał dowiedzieć się jakie to uczucie tańczyć z kimś bez tych ciężkich kotwic przytroczonych do jego stóp.

zamknął oczy. był samotny, czyż nie? całkiem sam na tym świecie.

chciał iść na plaże, pływać, być trzymanym w objęciach. chciał pójść nad ocean i nigdy nie wracać.

Dan zmusił się żeby wycofać się z powrotem do pokoju. czuł coś mokrego na policzkach, ale nie mógł sobie przypomnieć kiedy zaczął płakać.

zanim zdążył zagłębić się w myślach i marzeniach o tym, czego pragnął, a czego nie mógł mieć, wrócił do łóżka. wtulił twarz w poduszkę, chlipiąc cicho i otulając swoje roztrzęsione, drobne ciało kocem.

po kilku minutach płaczu, w końcu zasnął.

śnił o oczach koloru oceanu.




deadroses || tłumaczenie || phanWhere stories live. Discover now