Centuries

57 5 4
                                    

*Perspektywa Metti*

Z trudem przyzwyczajałam się do życia u Caiusa. Chłopak robił wszystko, aby ułatwić mi przystosowanie się do nowych warunków. Chodził za mną w te i we w tę. Robił dla mnie śniadania, kolacje, czytał ze mną, wychodził na spacery po okolicy. Wszystko, abym tylko nie myślała o walkach i stracie domu.

- Hubertus się z tobą nie kontaktował? - spytałam.

Siedziałam z chłopakiem na zewnątrz, na drewnianych krzesłach. Słońce przyjemnie ogrzewało moją twarz. Przymknęłam oczy i obserwowałam Caiusa, który od kilku dni był podenerwowany. Nie chciał mi powiedzieć, co się z nim działo, więc po kilku próbach dopytywania się, odpuściłam.

- Przykro mi, Metti - rzekł, kręcąc przecząco głową.

Westchnęłam. Byłam naiwna, jeśli myślałam, że mojemu bratu jeszcze na mnie zależało. Wyrzuceniem mnie z domu pokazał mi, jaki był naprawdę. Skoro nawet o mnie nie pytał, nie obchodziło go to, co się ze mną działo. Czułam się skrzywdzona. Tylko jemu ufałam. Po śmierci rodziców Hubertus był moim jedynym ratunkiem i ostoją, ale najwyraźniej w którymś momencie zaczęło mu to przeszkadzać.

- Myślisz, że ja tutaj wytrzymam? - spytałam.

Caius ściągnął brwi, przypatrując mi się uważnie.

- Co masz na myśli?

- Nie mogę siedzieć w miejscu, kiedy na arenie zabija się niewinnych ludzi. Wiem, że obiecałam ci, że stąd nie ucieknę, ale jestem w stanie desperacji - wyznałam.

Chłopak spuścił wzrok i złączył ze sobą dłonie, głęboko wzdychając.

- Wiedziałem, że prędzej czy później tak się stanie - rzekł, przerywając na chwilę. - Nie wiem, Metti. Jeśli chcesz, dam ci odejść. Nie wiem, co się wówczas ze mną stanie ani jaką karę da mi Hubertus. Jeżeli jednak da ci to satysfakcję i szczęście, pozwolę ci odejść.

Caius wstał z krzesła i wszedł do domu. Zrobiło mi się go żal. Wiedziałam, że dla mnie był w stanie się tak poświęcić, ale nie byłabym sprawiedliwa, skazując go na pewną śmierć. Nie po tym, jak przez wiele lat mi pomagał. Może nie obdarzyłam go największym zaufaniem, ale nie zasługiwał na przedwczesny koniec i to z mojego powodu.

Sama po kilku chwilach wstałam i podążyłam za chłopakiem. Weszłam do domu i zamknęłam za sobą drzwi. Dostrzegłam Caiusa siedzącego na kanapie w pokoju dziennym. Nie patrzył się na mnie.

- Staram się, jak mogę - powiedział drżącym głosem, wpatrując się beznamiętnie w podłogę. - Robię wszystko, żeby zyskać twoje uczucie, ale widzę, że nie mam po co się starać. Nie chcesz mnie, Metti. Wiem, że to nie twoja wina, ale nie możesz ciągle przywoływać postaci swojego brata i tego, co dzieje się w Rzymie. Nie jestem wszechmogący. Sam też chciałbym zaprzestać walk, ale nic nie zrobię. Władza należy tylko do Hubertusa. Ani do mnie, ani do ciebie. Żadne z nas nie ma wpływu na to, co się tam wyrabia.

Caius umilkł. Patrzyłam się na niego ze smutkiem. Nie sądziłam, że to, jak go odtrącam, aż tak go boli.

Powoli podeszłam do kanapy i usiadłam obok chłopaka. Nie byłam pewna, czy wypadało mi chwycić go za rękę, ale w końcu to zrobiłam.

Brunet podniósł głowę i spojrzał mi się w oczy.

- Przepraszam - wyszeptałam, gładząc kciukiem wierzch jego dłoni. - Chciałabym o tym wszystkim zapomnieć i żyć, jakby problemu nie było. To nie jest jednak takie łatwe, bo wiem, jak blisko mnie jest Hubertus. W każdej chwili mogłabym do niego iść i błagać go, aby zaprzestał walk. Wiem jednak, że tego nie zrobi. Staram się z tym pogodzić, wiesz? Jeśli natomiast chodzi o ciebie...

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 26, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

An Exception - Jonah MaraisWhere stories live. Discover now