Prolog: Przed wiekami

55 8 0
                                    



Ognista gwiazda, Lume Estrell, powoli znikała za horyzontem.

Kamienne budynki stolicy Landare skrywały się w mroku bezksiężycowej nocy. To samo dotyczyło potężnej twierdzy wznoszącej się na wzgórzu nad miastem. Z zewnątrz przypominała zwyczajną warownię obronną. Grube, szare, kamienne mury, wysokie blanki i małe okna, przez które nigdy nie dostawało się do środka wiele światła. Nic nie sugerowało, że mógł to być pałac władcy całej planety.

Na jednym z nielicznych tarasów stał mężczyzna w średnim wieku i obserwował nadejście nocy. Długie, brązowe włosy opadały na jego umięśnione ramiona. Zatroskana twarz pokryta została zmarszczkami i bruzdami, a wzdłuż lewego policzka biegła krzywa blizna – pamiątka po jednym z licznych bojów.

Ostatnie promienie ognistej gwiazdy odbijały się na koronie mężczyzny, wykonanej ze stali i ozdobionej kilkoma księżycowymi kamieniami.

Król stał nieruchomo do czasu, aż Lume Estrell całkowicie nie zniknęła za horyzontem, pogrążając miasto w nieprzeniknionych ciemnościach. Spojrzał w niebo, w nadziei, że tym razem ujrzy na tle czerni bladą tarczę księżyca i po długich miesiącach znów poczuje zew swojej dzikiej natury.

– Noc jest dziś wyjątkowo chłodna, Landarianie. Powinieneś wejść do środka. Księżyc się nie pojawi, wiesz o tym równie dobrze jak ja. – Z zadumy wyrwał mężczyznę głos żony, która stanęła obok niego, opierając dłonie na balustradzie tarasu.

– To się stanie już jutro, gdy pierwsze promienie Lume Estrell pojawią się na horyzoncie, muszę dać odpowiedź... I podjąłem już decyzję, Kalush – dodał po chwili wahania.

– Chcesz się poddać?! Bez walki?! – krzyknęła oburzona Kalush, nie mogąc uwierzyć w słowa męża. Jej oczy w jednej chwili stały się zimne, a umięśnione ciało naprężyło się gotowe do walki.

Landarian, ignorując zachowanie żony, znów spojrzał na kamienne miasto w dole, mówiąc dalej:

– Teraz najważniejsze jest dobro mojego... naszego ludu. To jedyny sposób, by go ocalić.

– Ocalić?! – prychnęła kobieta. – Wydawało mi się, że poślubiłam wielkiego wojownika, pana Landare, dzierżącego legendarną Garudę. Ale jak widać jesteś zwykłym tchórzem! To przez ciebie straciliśmy księżyc i naszą siłę! Naszą prawdziwą naturę! Gdybyś chciał jego powrotu, gdybyś miał w sobie chociaż odrobinę odwagi sprzed lat, zebrałbyś wszystkich wojowników i wraz z pierwszymi promieniami ognistej gwiazdy ruszył do ataku na Vrieskasa. A ja, jako twoja królowa i pierwszy generał, stanęłabym u twego boku. I wtedy księżyc znów pojawiłby się na niebie i dodał nam sił.

– Nawet cały zastęp wojowników nie byłby w stanie go powstrzymać, Kalush. Veda upadła, a była dużą gwiazdą, w kilka sekund zamieniła się w kosmiczny pył.

– Planetą kupców! – wtrąciła kobieta, lecz Landarian nie przejął się jej słowami i ciągnął dalej:

– Jeżeli tego nie zrobię, zginą wszyscy wojownicy, a później mężczyźni, kobiety i dzieci. Cała Landare zamieni się w pył! Wierzę, że za jakiś czas narodzi się wojownik z legend, który, dzierżąc swój miecz, pokona Vrieskasa i położy kres jego rządom. Położy kres tyranowi. – Król przeniósł wzrok z zimnych oczu żony z powrotem na miasto. – Może on już się narodził, może teraz płacze przy piersi swej matki. A gdy ukończy piętnaście lat, zostanie dla niego wykuty miecz, który połączy się z jego ogromną i czystą ki. Stanie się pogromcą wszechświata. Stanie się legendą.

– Landarianie, chyba nie sądzisz, że to dziecko urodzi się wśród plebsu. O ile w ogóle przyjdzie na świat i uzyska jakąkolwiek moc bez księżyca – dodała sceptycznie. – Wydaje mi się, że myślisz, iż pod rządami Vrieskasa nic tu się nie zmieni. Nie bądź głupcem! On obawia się potęgi naszej rasy i doprowadzi do osłabienia jej jeszcze bardziej. Jeżeli nie zaatakujemy o świcie, nigdy nie uzbiera się armia godna stawić mu czoło.

Bracia DuszyWhere stories live. Discover now