— Ja też. Wreszcie mała będzie mogła pobawić się z Huginem — odparła, mając na myśli małego wilczka, którego przygarnęli całkiem niedawno. Oboje, razem ze Śledzikiem, zajęli się jego tresurą, by mógł spędzać czas wśród ludzi. Każdy kto znał to zwierzę wiedział ile znaczy dla małżeństwa.

— Współczuję mu trochę — roześmiał się Czkawka.

— Tak, szczególnie, kiedy Zephyr zacznie go głaskać. Nie odciągniecie jej — zawtórowała mu. — Czkawka, będę się już zbierać. Przede mną jeszcze sporo pracy.

— Jasne. Do wieczora — pożegnał się z przyjaciółką i każdy ruszył w swoją stronę.


*


— Astrid, zaczekaj! — krzyknął Sączysmark, zauważając kobietę zmierzającą właśnie w stronę domu Valki, gdzie poprzedniego dnia zostawiła swoją córeczkę. Blondynka odwróciła się w jego stronę, jednak nie dostrzegła nigdzie przyjaciela. Obraz nieco rozmazał się, odkrywając całą prawdę. Zamknęła oczy, a gdy ponownie je otworzyła nie była już na Nowej Berk, a w celi. Zamknięta w ciemnościach. Zupełnie sama.


Strach.

Ogarnął.

Całe.

Jej.

Ciało.


Krzyknęła, jednak nikt jej nie usłyszał. Zacisnęła mocno zęby, słysząc piskliwy dźwięk, dochodzący zza drzwi. Wpatrywała się w tamtą stronę, choć odgłos ranił jej uszy. Nadciągał jakby falami, nie dając jej dojść do głosu, choć nie raz próbowała coś powiedzieć, przerwać nieprzyjemne dźwięki.

Astrid! — usłyszała swoje imię. Rozbrzmiewało przez chwilę, jakby zawieszone w miejscu, aż nagle oderwało się i odfrunęło. Krzyknęła, tym razem słysząc wszystko wokół. Zacisnęła powieki i padła na kolana. Jej głowę zalała fala bólu, do oczu napłynęły łzy. Słyszała wszystko wyraźnie, widziała każdy szczegół, upadek. A chwilę później Mieczyk leżał w kałuży krwi w zimnym, ciemnym korytarzu, za zamkniętymi drzwiami...

— Astrid! — Sączysmark wystraszył się nie na żarty. Po raz pierwszy widział przyjaciółkę w takim stanie. Wikingowie otoczyli ich już niemałym zbiegowiskiem, choć niedługo potem zrobili przejcie dla wodza, który przybył na miejsce.

— Co się stało? — zapytał, patrząc na Sączysmarka, który próbował obudzić dziewczynę, leżącą na jego kolanach.

— Nie mam pojęcia. Spotkaliśmy się, kiedy nagle zaczęła krzyczeć i płakać, nie wiem co się działo — powiedział brunet, a Czkawka skinął głową. Nie zdarzyło jej się to pierwszy raz, choć nie było na tyle częste by stało się niepokojące. Gothi niestety nie potrafiła nic na to poradzić. Żadne zioła nie potrafiły wymazać z pamięci tamtych strasznych przepełnionych mrokiem i śmiercią dni. Czkawka także miewał takie wspomnienia. Jednak jego ukazywały się jedynie nocą, w koszmarach. Też nie raz krzyczał przez sen, czy płakał. Było to zrozumiałe. Zephyr nie rozumiała jeszcze wszystkiego, jednak znała co nieco prawdy. Wiedziała, że jej rodzice zostali porwani, a następnie odnalezieni. A kiedy przychodził czas złych koszmarów mała dziewczynka była niesamowicie skutecznym lekarstwem. Wystarczyło, że przytuliła się do Czkawki, by ten poczuł się lepiej. I działało to w obie strony.

The last lullaby | hiccstrid ✔️Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ