III

807 59 30
                                    

Ból.

Zamknęła odruchowo oczy, czekając na ból. Jednak go nie poczuła. Bardzo wyraźnie słyszała swój oddech, jak gdyby żadnego innego dźwięku nikt nie wydawał. Powietrze, które wydychała drżało, podobnie jak ona cała. Czekała na uderzenie, jednak czas jakby się dla niej zatrzymał.

Uniosła ponownie powieki.

Ból.

Czkawka patrzył na nią przez sekundę, by następnie zadać śmiertelny cios. I chybić. Astrid nie potrafiła odnaleźć się w nowej sytuacji, gdzie wszystko o czym do tej pory myślała stało się fikcją. Mężczyzna zareagował bardzo szybko, przyciągnął ją do siebie, udając, że wbija sztylet głębiej.

— Uciekaj — wyszeptał niemal bezgłośnie. Nie zrozumiała go początkowo, co chciał zrobić uzbrojonemu po zęby antagoniście za pomocą jednego, nędznego sztylecika. Wtedy ujrzała jak sięga do pasa, zakrytego do tej pory płaszczem. Chwycił szybko za Piekło i odpalił je, by wkrótce stanąć oko w oko z Grimmelem. Mężczyzna uśmiechnął się, choć wydawał się nieco zaskoczony ruchem wodza Berk.

— No, no, no... ktoś tu się wybudził nagle? — zaśmiał się Grimmel i wyciągnął zza pasa jedną, małą fiolkę, w której znajdowała się fioletowa substancja. Astrid doskonale ją znała. Poczuła nagle zawroty głowy, jednak nie dawała po sobie poznać, że źle się czuje. Teraz musiała być silna, musiała stąd uciec. Z uwagą obserwowała poczynania obu mężczyzn. Grimmel jednak nie czekał długo, doskoczył do Czkawki, najpierw odpierając jego atak, by na powrót postawić go po swojej stronie. Szatyn wił się, kiedy trucizna powoli zalewała jego ciało. Astrid patrzyła na to z szokiem, jej nogi ugięły się pod nią, były jak z waty. Wiedziała jednak, że to jest ta chwila.

Patrzyła jednak wciąż na Czkawkę, nie potrafiła go tutaj zostawić.

— Czkawka proszę — wyszeptała, a Grimmel roześmiał się głośno, przepuszczając ją w drzwiach.

— Lepiej go posłuchaj — powiedział, wiedząc, że z jego pułapki nie ma już ucieczki. Rzuciła się w stronę progu, a następnie wybiegła na korytarz, zupełnie ignorując wszelkie bóle, które nagle ją dopadły. Słyszała za sobą kroki Czkawki, jednak nie zwalniała. Jeśli substancja nie straci swej mocy cały czas będzie na rozkazach Grimmela. Będzie chciał ją zabić. Nagle przed nią wyrosła ściana. Dziewczyna odwróciła się gwałtownie, a na jej drodze pojawił się Czkawka. W oczach miał żądzę, wiedziała, że chciał ją zabić, to ona była celem.

— Czkawka posłuchaj — zaczęła, wyciągając przed siebie dłonie, jej policzki były już mokre od łez. Nie potrafiła dłużej ich ukrywać, była tak bardzo przerażona. Bała się go. Naprawdę.

— Zamknij się! — krzyknął, zbliżając się do niej.

— Nie! — odkrzyknęła. — Posłuchaj mnie, Czkawka... ja... ja cię kocham. Bardzo i jestem w ciąży, rozumiesz? — wyszlochała. Szatyn jakby złagodniał nagle i podszedł do niej bliżej. Astrid jednak skupiła się jedynie na nim, nie dostrzegając zaciśniętego w jego dłoni noża. Przytulił ją do siebie, by po chwili wbić jej ostrze prosto w plecy, jednak nie miał takiej okazji. Nagle, znikąd pojawił się Mieczyk, a gdzieś z tyłu i Szpadka.

— Puść ją! — krzyknął blondyn i odepchnął młodego mężczyznę na bok. Astrid do końca nie zrozumiała, jednak gdy ujrzała nóż, wszystko jakby nagle się poukładało. Szpadka szybko podbiegła do przyjaciółki, pytając czy wszystko w porządku. Ta przytaknęła.

— Przylecieli po nas — wyszeptała. — Valka, nasi przyjaciele. Uratują nas, Astrid.

Nagle obie usłyszały zduszony jęk i upadek.

The last lullaby | hiccstrid ✔️Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu