I

1.5K 76 20
                                    

Strach.

Początkowo w ogóle go nie czuł, jak gdyby nigdy go nawet nie poznał.

Szedł naprzód, popychany kijem przez kogoś, kogoś, kogo nie znał. Człowiek ten miał twardy chód i mocny, męski głos. Czkawka zacisnął zęby oraz pięści, tak mocno, aż mu knykcie zbielały. Szedł już od kilku minut, nie widząc zupełnie nic. Widoczność uniemożliwiała mu zawiązana ciasno chusta na oczach. W uszach wciąż dźwięczały ciężkie łańcuchy, którymi skuto mu nadgarstki, gdy tylko przebudził się nagle. Nie miał pojęcia gdzie się znajduje. Z pewnością nie był to statek, choć nie mógł zaprzeczyć, że rzeczywiście nim wcześniej nie płynął.

Mężczyzna przekręcił klucz w jakimś zamku, a następnie popchnął wodza Nowej Berk. Czkawka upadł na kamienną posadzkę, jednak nawet nie pisnął. Leżał w bezruchu, wsłuchując się najpierw w zamykanie jego... celi, czy czymkolwiek było pomieszczenie, w którym go umieścili, a następnie oddalające się kroki, które nikły z każdą sekundą, by nagle zniknąć.

- Psst - usłyszał nagle szept. Skądś znał ten głos. - Czkawka?

- Szpadka? - zapytał cicho. Dziewczyna chyba zbliżyła się do niego, bo usłyszał szczęk metalowych łańcuchów. A więc ją także zakuli i złapali. Nie potrafił sobie jednak tego przypomnieć. Samego porwania, ani tego co robił wcześniej, jakby śniadanie było ostatnią rzeczą, którą się zajmował zaraz przed straceniem przytomności.

- Czekaj, ściągnę ci to - powiedziała, a chwilę później poczuł jak przyjaciółka mocuje się z zawiązaną chustą. Kiedy pozbyła się jej wreszcie nie ujrzał niczego więcej niż mając materiał na oczach. Księżyc co prawda rzucał nieco światła przez niewielkie okienko, jednak nie było to zbyt wiele. - Wiem, wiem, i tak nic nie widzisz. Ale nie jesteś sama. Ja też czuję się, jakbym była ślepa. - Zaśmiała się, choć Czkawce do śmiechu wcale nie było.

- Szpadka, posłuchaj... jak się tutaj znaleźliśmy? - zapytał.

- Skąd mam wiedzieć? Zamknęli mnie tutaj chwilę przed tobą. Tyle, że mi nie związali oczu. Myślisz, że jestem poziom wyżej niż ty? Ja myślę, że tak. Teraz mogę zaplanować ucieczkę! - krzyknęła, a Czkawka przewrócił tylko oczami.

- Cisza! - ryknął jakiś mężczyzna, po czym uderzył metalowym kijem w kraty. Szatyn wzdrygnął się, zaskoczony mocnym dźwiękiem. Nagle jednak inny rodzaj odgłosu wyrwał go z rozmyśleń na temat przyczyny jego położenia. Drzwi, którymi prawdopodobnie sam się tutaj dostał otworzyły się szeroko i znów kogoś wprowadzono. Jednak to cela obok została otworzona.

- Puszczaj!

On znał ten głos. Wstał gwałtownie i zbliżył się do krat, łączących go z celą obok. W świetle księżyca, rzucającego poświatę na zimną posadzkę ujrzał dziewczynę. Na oczach miała zawiązaną przepaskę, jednak rozpoznał ją bez problemu.

- Astrid! - krzyknął i przycisnął ramię do krat. Blondynka uniosła głowę i otworzyła usta. Wciąż mogła polegać na innych zmysłach, oczy miała zakryte. Patrzył jak wiła się na podłodze, chcąc pozbyć się opaski. Chciał jej pomóc, jednak znajdowała się zbyt daleko. Sama jakoś sobie poradziła, po czym wreszcie mogła go zobaczyć. Dobiegła do krat i przecisnęła dłoń przez niewielki otwór. Poczuła jak łzy gromadzą jej się pod powiekami.

- Co ci się stało? - zapytała cicho, dotykając jego policzka. Do tej pory nie zauważył niewielkiej szramy, którą ona teraz dotykała, jakby jej palce miały moc uzdrawiania.

- To nic takiego. Dlaczego tutaj jesteśmy Astrid? Co się wydarzyło? - zasypał ją pytaniami, jednak ona tylko pokręciła przecząco głową, nie znając odpowiedz na żadne z nich. Strażnik obrzucił ich ponurym spojrzeniem i kazał odsunąć się od krat. Niechętnie zrobili kilka kroków w tył, jednak nadal patrząc na siebie, prosto w oczy.

The last lullaby | hiccstrid ✔️Donde viven las historias. Descúbrelo ahora