- Myślisz, że cię lubi? - pyta Dinah, kiedy rozciągamy się pod drabinkami. Wzruszam lekko ramionami, a wzrok nas obu pada na kobietę. Jak zwykle siedzi z nosem w swoim zeszycie, wpisując do niego jakieś oceny.
- Ja sama siebie nie lubię, więc czemu ona by miała? - śmieję się, ale szybko przestaję, bo Dinah wali mnie w żebra. Niemal zginam się w pół, łapiąc się za bolące miejsce.
- Wszystko dobrze, dziewczynki? - nauczycielka podchodzi do nas ze zmartwioną miną.
- Tak, pani profesor - uśmiecham się do niej uroczo, przygryzając lekko wargę. Cabello kręci głową z rozbawieniem i wraca na swoje miejsca. Spoglądam na Hansen morderczym wzrokiem i uśmiecham się sztucznie.
- Dzięki, Dinah - mamroczę, zaczynając się rozgrzewać. Na szczęście nic nie mówi, za co jestem jej wdzięczna.
Nauczycielka po rozgrzewce pozwala zagrać nam w badmintona i każe dobrać się w pary. Oczywiście, jestem skazana na blondynkę, która z uśmiechem podaje mi rakietkę.
- Niech cię szlak, Dinah Jane - mamroczę, patrząc na nią z mordem w oczach.
- Też cię kocham, Laur - śmieje się i zaczyna odbijać lotkę. Dziewczyna robi to coraz szybciej i szybciej, aż w pewnym momencie wywalam się o własne nogi.
- O matko, Lauren! - kobieta podbiega go do mnie, od razu wyciągając dłoń w moją stronę. - Nic ci nie jest?
- Panuję nad sytuacją - mamroczę, powoli wstając. Kostka zaczyna mnie boleć, więc jakoś kuśtykam do ławki.
- Kaleka no. Moja mała kaleka - mówi nauczycielka, na co niemal znowu się przewracam. Czy ona powiedziałam, że jestem jej? O Jezusie Nazarejski i wszystkie aniołki w niebie!
- Każdemu się zdarza - wzruszam lekko ramionami i posyłam Cabello łobuzerski uśmiech. Ta kręci z rozbawieniem głową i siada obok mnie.
Kilkanaście minut później wypuszcza nas do szatni, ale kiedy próbuję wstać, jej dłoń zaciska się na moim łokciu. Zerkam na nią i jak się okazuje, kobieta patrzy na mnie z troską.
- Obiecaj mi, że będzie na siebie uważać, Lo - prosi cicho, spoglądając mi w oczy.
- Po co to wszystko, proszę pani? - marszczę brwi, a nauczycielka wzrusza lekko ramionami.
- Jesteś naprawdę cudowną osobą. Szkoda by było, gdybyś coś sobie zrobiła - uśmiecha się do mnie. - Poza tym masz taką pozytywną aurę. Lubię cię - puszcza mi oczko, na co niemal się rozpływam.
- Gdyby coś mi się stało, to by miała pani jeden problem z głowy - mamroczę i odwracam się w stronę wyjścia, ale kobieta staje tuż przede mną z złożonymi rękoma.
- Nawet nie próbuj tak mówić - ruga mnie, grożąc palcem. - Nie jesteś problemem. Na pewno nie moim.
- Przepraszam, mam teraz trochę problemów - szepczę, odwracając wzrok.
- Chcesz mi o tym opowiedzieć? - układa dłoń na moim ramieniu i uśmiecha się delikatnie.
- Zależy, ile ma pani czasu...
- To moja ostatnia lekcja - ciągnie mnie na ławkę.