-Nie byłam. Miałam Jessicę i Emily. 

-Przyjaciółki?

-Tak. 

-No jesteście wreszcie! - niespodziewanie przed nimi  na drodze stanęła Walerie. Miała lekko zmierzwione włosy i zarumienione policzki. - Wszystko w porządku? - spytała. 

- Przepraszam, nie zauważyłam cię - odpowiedziała dziewczyna zdumiona, że widziała jak nadchodzi. 

-Nic dziwnego, twoje zmysły jeszcze się nie rozwinęły - Walerie machnęła ręką i położyła drobną dłoń na ramieniu męża. -  Przed chwilą przynieśli Keitha i powiedzieli mi co się stało.Cieszę się, że jesteś wśród nas Victorio. 

-Ja... - ponieważ  nie była pewna swojej decyzji, skinęła tylko głową i dała ująć się pod ramię. - Gdzie jest Keith? 

-Położyliśmy go na górze, jeśli chcesz możesz do niego iść. 

-Tak zrobię. 

-Ale tylko na pięć minut! - dodała Walerie tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Później masz zjeść coś ciepłego i iść się wyspać. Dziewczyno, jesteś wyczerpana! Gdyby nie to, że kazałeś mi zostać w domu, to ... 

-Właśnie dlatego nie wolno ci tam przychodzić - odparł Moses - z twoim niewyparzonym językiem nie skończyłoby się na czterech batach. 

-Nie interesują mnie twoje rozkazy. Pamiętaj, że jestem luną i będę robić to na co mam ochotę! Wejdź do domu Victorio - powiedzieli, gdy stanęli na progu chaty. - Ja muszę jeszcze porozmawiać z mężem. 

Vi skinęła im głową i weszła do domu. Jakże dziwnie było tu wrócić.

-Wróciłaś do nas! - dziecięcy głos dobiegł ją z kapy. Vi spojrzała w tamtym kierunku i dojrzała wpatrujące się w nią trzy pary oczu. 

-Na tydzień - odpowiedziała, kierując się w stronę schodów prowadzących na piętro. 

-Widzieliśmy jak wnosili Keitha! - rzucił patyczak połykając głoski. 

-To było obrzydliwe - dodał okularnik wydając z siebie jęk. - Wszędzie była krew. Normalnie mnóstwo krwi! Przerażające! Wynosili jej całe wiadra!

- Jeśli natychmiast nie zamilkniecie, to nie dostaniecie budyniu! - starsza kobieta, która pojawiła się w salonie zmierzyła wszystkich wściekłym spojrzeniem. Vi pomyślała, że to musi być gospodyni, o której mówił jej Keith. 

- Nic nie mówiłem! -zaprzeczył okularnik, poprawiając na nosie szkła.  

-Michaelu! - groźny głos gospodyni sprawił, że chłopak zaczerwienił się i spuścił głowę. 

Nie chcąc wiedzieć co wydarzy się później, Victoria pognała po schodach na górę. Zatrzymała się dopiero przed drzwiami. Wzięła głęboki oddech i weszła do środka. Keith leżał na brzuchu. Jego oczy były wpół przymknięte, a plecy zdobiły opatrunki. 

-Jesteś - szepnął z trudem wypowiadając kolejne słowa.

-Musiałam przyjść - powiedziała przypadając do łóżka na którym leżał. Jego poranione plecy wciąż krwawiły. Widząc stan w jakim się znajduje, Victoria z trudem opanowała łzy. 

-Hej, jest dobrze - powiedział widząc jak wyciera rękawem bluzy twarz.

-Nie... - ściszyła głos.-  Wcale nie jest dobrze. Boże, jak strasznie cię poranił!  - jej dłonie drżały, gdy dotykała delikatnie jego twarzy. - Przepraszam cię, tak bardzo cię przepraszam! 

-Cii... - chwycił ją za rękę i ścisnął mocno. 

-Przepraszam, ale nie mogę! Tak bardzo mi źle... - wyszeptała pozwalając łzom popłynąć. 

Nie odpowiedział. Przymknął oczy i ścisnął mocno jej rękę.  

*** 

Seth

Obserwował ją z odległości, dając czas, by nieco ochłonęła. Mimo, że zebranie rady dawno już się zakończyło, Alice wciąż stała w tym samym miejscu. 

-Muszę iść po swoje rzeczy - powiedziała nagle jakby ktoś wyrwał ją z głębokiego snu. 

-Ktoś z watahy... - zaczął, ale widząc jak drgnęła słysząc te słowa, natychmiast urwał. 

Kiedy ruszyła do wyjścia, zawołał za nią. 

-Alice!

Zatrzymała się i spojrzała przez ramię, odgarniając włosy z czoła. 

-Przyjdę po ciebie za pół godziny - powiedział. 

Skinęła mu głową i wyszła na zewnątrz,  a on po chwili podążył za nią. Kiedy stanął obok jednego z dogasających ognisk, zobaczył jak Robin zastępuje jej drogę. 

-Alice - mężczyzna zatrzymał ją, łapiąc za rękę, ale dziewczyna wyrwała mu się z werwą, której nie mógł się po niej spodziewać. - Siostrzyczko-  dodał proszącym tonem. 

-Nie nazywaj mnie tak! - krzyknęła - Już nigdy mnie tak nie nazywaj! Nie jesteś już moim bratem, słyszysz? Nie jesteś! 

-Porozmawiaj ze mną... Wyjaśnię ci... 

-Wyjaśnisz? - zapytała szyderczo - Może lepiej,  powiedz mi dlaczego mnie sprzedałeś, Rob! Mieliśmy umowę...  - jej głos zaczął się łamać, a po twarzy zaczęły spływać łzy. - A ty jej nie dotrzymałeś!

-Alice - głos mężczyzny był zduszony i pełen emocji.

-Nie dotykaj mnie! - odskoczyła, gdy wyciągnął do niej rękę. - Nie dotykaj!

-Siostrzyczko. 

-Nie odzywaj się do mnie! Już nigdy więcej się do mnie nie odzywaj. Ja... ja nie mam już brata. - jej drobnym ciałem wstrząsnął dreszcz, gdy wypowiedziała ostatnie słowa. 

Przez chwilę patrzyli na siebie, oczyma pełnymi emocji, po czym dziewczyna zamieniła się w wilka i puściła się pędem w stronę drzew. Seth przełknął ślinę, po czym nie chcąc odkładać ciężkie rozmowy na później podszedł do Robina. 

-Nie skrzywdzę jej- powiedział.

Robin skinął głową, ale nie odpowiedział. 

-Możesz mi wierzyć, że...

-Boję się, że ona sama się skrzywdzi - głos alfy, przepełniony był goryczą. 

-Nie pozwolę na to. Możesz być pewny, że pod moją opieką nic się jej nie stanie. 

-Ja... Boję się, że mi nie wybaczy.

-Kiedyś zrozumie - odparł Seth, mając nadzieję, że tak właśnie się stanie. 

-Robinie - głos bety przerwał im rozmowę - chcę porozmawiać o ...

-Nie teraz ! - warknął alfa, po czym przemienił się w wilka i pognał przed siebie. 

Seth z trudem ukrył swoje zdumienie. Nie poznawał Robina. Zwykle opanowany, wręcz zimny i nieokazujący emocji alfa, wyglądał przed chwilą jak granat na sekundę przed wybuchem. Odwrócił się w stronę bety i poprosił by ten wskazał mu drogę do chaty w której mieszkała Alice. Jej czas wolności, nieubłaganie dobiegał końca. 

PrzeznaczonaWhere stories live. Discover now