Prawdziwa przyjaźń

920 26 31
                                    

Przyjaźń. Czy jest dar bardziej piękniejszy niż przyjaźń? Odpowiedź na to ma, każdy inną.
Dla nich przyjaźń, była wtedy najważniejsza. Była ważniejsza niż życie, bo byli gotów oddać swe młode życie za przyjaciela.
Oni tak siedząc wieczorami, zamartwiali się czy jutro zobaczą znów osobę, którą obdarzyli darem przyjaźni.
Bali się o siebie, kłócili się, ale nic nie było w stanie ich poróżnić. Potrafili spędzać ze sobą całe dnie rozmawiając, gdy rodzice zamartwiali się, że nie są w domu o czasie.
Mogli nie spotkać się kilka dni, lecz gdy już spotkali się we trójkę, to nie chcieli się opuszczać.

-Janek, imbecylu co robisz?- zaśmiał się Dawidowski, gdy tylko poczuł, że młodszy chłopak wskakuje mu na plecy.

-Jaki imbecylu? Przecież ja jestem najcudowniejszym chłopakiem jakiego znasz- zaśmiał się schodząc z niego.
Tadeusz stał wpatrzony w nich, czując dumę, że ma takich wspaniałych przyjaciół. Nie jedna osoba powiedziałaby, że on tego nie docenia jednak było inaczej.

-Kiedy wy dorośniecie?- zapytał śmiało Zawadzki.

-Jak będę miał umierać- odpowiedział mu z powagą w głosie. Nie na miejscu było mówić takie rzeczy, kiedy każdego dnia ginęło setki osób.

-No, ale ty bujasz. Przecież nie umrzesz tak szybko. Musimy cię jeszcze pomęczyć- zaśmiał się Dawidowski- A przede wszystkim, Monia była by zrozpaczona, tak samo jak my, więc nie wolno mówić Ci takich rzeczy- Rudy dostał w potylicę od Alka i postanowili zakończyć ten temat. Nie lubili rozmawiać o śmierci, nikt chyba nie lubił. Nie teraz...
Chłopcy szli ulicami Warszawy, akurat mijając getto. Nikt nie chciał się tam znaleźć, nie było co jeść, ludzie tam czerpali biedę, bo niemiecki faszysta uznał, że są gorszą rasą. Dla Polaków nie było ras gorszych, czy lepszy. Człowiek to człowiek, ale wojna robi z ludźmi różne rzeczy. Polacy nie mieli szacunku tylko dla wroga.

-Idziemy nad tą Wisłę?- zapytał Janek. Dawno tam nie był. Nie słyszał ćwierkania ptaków i nie widział tego piękna Wisły. Jako że miał duszę artysty, bardzo mu tego brakowało.
Pozostała dwójka, jakby na odpowiedź przyspieszyła kroku. Prawie biegnąc- No, ale poczekajcie na mnie- zaśmiał się Rudy. Zaczął biec za nimi, wskakując Dawidowskiemu na plecy.
Po dłuższym czasie znaleźli się nad tą piękną rzeką. Kochali tam przebywać, miejsce było prawie odcięte od świata, od wojny. Co prawda nie wolno było im tu przebywać, bo było"Nur für Deutsche", tak samo jak prawie wszystko w okupowanej Warszawie.
Nie interesowało ich to, że jakiś Niemiec ich zobaczy.

-Chciałbym, aby tak było zawsze- powiedział Rudy, wpatrzony w panoramę miasta. Słońce jak na kwiecień grzało niemiłosiernie, ale nie przeszkadzało im to. Usiedli na mostku, zanurzając stopy w zimnej wodzie. Kochali to robić, czuli się wtedy jak dzieci.

-Rudy, jeszcze tak będzie. Będziemy żyć w wolnej Polsce i zachwycać się wszystkim, ale jak na razie te małe rzeczy muszą tak wystarczać- powiedział Alek. Wiedział jak jego przyjaciel cierpi z powodu wojny. Każdy z nich cierpiał z tego powodu, ale to nie był powód do wstydu, wręcz przeciwnie. Strach przezwyciężają każdego dnia, malując znaki Polski Walczącej, ściągając niemieckie flagi.

-Te małe rzeczy są najpiękniejsze, wiesz?- powiedział Zośka. On czuł, że zbliżał się koniec czegoś, tylko sam nie wiedział czego.

-Oj, wiem.- rzekł Alek, zamykając oczy.

Czuli się tacy wolni, lecz sami nie wiedzieli czy mogą być tu bezpieczni.
Rudowłosy chłopak wstał z miejsca, idąc w kierunku kilku kamieni, które leżały niedaleko miejscach w którym aktualnie się znajdowali.
Wziął garstkę do ręki i wrócił na swoje miejsce, cisnąc kamieniami w wodę.
Tadeusz siedział w spokoju, myśląc o najbliższych mu osobach, bał się ich stracić, że zostanie sam na tej okrutnej bitwie.
Za to Aleksy, Alek to siedział z wielkim uśmiechem na ustach, jakby w ogóle nie przejmował się tym co dzieje się na ulicach.
Jak to było, że byli sobie tak bliscy, jak byli tak różni? Właśnie to jest przykład tego, że przeciwieństwa lubią się przyciągać.

-Zośka, coś taki zamyślony?- zapytał Aleksy. Pomyśleć tylko, że każdy z nich myślał o czymś innym.

-No tak się zastanawiam. Mam pytanie.  C byście zrobili, kiedy zabraliby was na Szucha?- spytał szybko Zawadzki. Bytnar z Dawidowskim spojrzeli po sobie, nie wiedząc co mają odpowiedzieć.

-Wiesz...Lepiej umrzeć, niż zdradzić swoich przyjaciół!- stwierdził pewien siebie Bytnar. Uśmiechnął się widząc zaskoczenie w oczach przyjaciół.

-Weź daj spokój z tą śmiercią- zaśmiał się Aleksy, uderzając go w bok. Chłopcy po dłużej przepychance, zaczęli biegać po piasku, goniąc się.
Mimo tych swoich dwudziestu lat, nadal zachowywali się jak, nieodpowiedzialne szesnastolatki.
Słońce zaczęło się chować pomału za widnokręgiem, a oni sami postanowili się zbierać do domu, żeby rodzice znów nie musieli się martwić.
Szli pomału, nie spiesząc się, bo po co? Serce im się łamało, gdy znów szli patrząc na niedożywione dzieci, a zaraz potem widząc tych obrzydliwych Niemców pałętających się po ich pięknej Warszawie.
Nie było w tym roku widać wcale pięknie kwitnących drzew, czy kwiatów. Był za to ból, cierpienie i szarość na ulicach Warszawy. Zamiast pięknych Polskich nazw ulic, były te niemieckie. Jedyną rzeczą ozdabiającą Warszawę były znaki Polski Walczącej, było dzięki nim widać, że są ludzie gotowi poświęcić wszystko, a nawet i więcej, tylko po to, żeby być wolnymi.

-No chłopaki, to do jutra- pożegnał ich Maciej, wchodząc do swojej kamienicy.

Rudy z Zośką zaczęli dalszą drogę, która trochę miała im zająć. Nie odzywali się do siebie, ale tylko, dlatego że nie mieli ochoty wypowiadać niezbędnych słów.
Kolejne znaki, kolejne ulotki, czy rysunki. Za każdym razem wprawiło to Janka w zachwyt.
Nie umiał wyobrazić sobie, tego że jutro mogło już nie nastąpić, a to wszystko zmieniło by się bez jego udziału.

-Janek, mówię do ciebie- szturchnął go Zawadzki. Byli już po jego kamienicą, więc chciał pożegnać przyjaciela.

-Tak, przepraszam. Zamyśliłem się- Rudy poczuł się trochę zawstydzony, że odciął się od świata realnego, ale ostatnimi czasy zdarzało mu się to coraz częściej, lecz nie chciał zamartwiać tym swoich przyjaciół.

-No dobrze, do jutra- powiedział i zniknął w drzwiach prowadzących do wejścia kamienicy.

Resztę drogi Janek musiał przejść sam.
Szedł myśląc o wszystkich dniach, o tym dlaczego do tej pory żyje i nic mu się nie stało, a na ulicach każdego dnia umiera tyle ludzi.
Po kilkunastu minutach on także zniknął w drzwiach swojej kamienicy.
W ich przyjaźni było piękne to, że umieli rozumieć się bez słów, to że z każdym ich spotkaniem mieli coraz więcej tematów do rozmowy i zawsze mogli przyjść do drugiego po radę.
To jest właśnie prawdziwa przyjaźń

Kolega wystarczy, aby był dobry. Przyjaciel musi jeszcze być prawdziwy.- Lidia Jasińska

Serwus!
Wreszcie jest coś dłuższego.
Mam nadzieję, że się podoba, bo ja jestem z tego zadowolona.

Kamienie na Szaniec One Shot  Where stories live. Discover now