A/N: Jeśli podoba Ci się historia, zostaw po sobie komentarz i gwiazdkę. Byłabym wdzięczna za polecenie tego opowiadania. :) xx
Siedemnastolatka o blond włosach i brązowych oczach, siedziała w samochodzie rodziców. Jechała do Londynu, w celu zamieszkania w nowym domu. Nie była dość zadowolona z faktu przeprowadzki, bo to oznaczało jedno - musi zacząć wszytko od nowa. Niby dobrze byłoby mieć czystą kartę, ale gdzieś jej cząstka pragnęła pozostać w Birmingham, tam gdzie się wychowywała. Co prawda nie porzuciła koleżanek i kolegów, bo ich nie miała, ale zwyczajnie było jej żal opuszczać dom, w którym spędziła siedemnaście lat swojego życia.
Josh, ojciec dziewczyny próbował rozluźnić atmosferę panującą w aucie, wychwalając nowy dom. Z kolei Vivien, matka nastolatki, była swoimi myślami gdzieś daleko. Postanowiła dać mężowi szansę, po tym jak zdradził ją z gosposią. Na wszelkie sposoby, chciał odkupić swoje winy. Nie układało się pomiędzy nimi już od bardzo dawna. Może dlatego, że kobieta wciąż opłakiwała swoje nienarodzone dziecko?
Rok temu zaszła w ciążę, ale niestety poroniła. Obwiniała siebie i wszystkich w około. Zmieniła się. Unikała wszelkiego bliskiego kontaktu ze swoim mężem. Czuł się odrzucony, więc poszukał ukojenia w ramionach młodej gosposi - Joyce. Tak naprawdę, ani jego żona ani jego córka nie wybaczyły mu, lecz starały się o tym zapomnieć, co przychodziło im z wielkim trudem.
Marzeniem jej rodzicielki, było ponowne zajście w ciążę, jednak było to niemożliwe. Kiedy tylko Josh próbował się do niej zbliżyć, od razu przed jej oczami stawała scena, w której widziała swojego męża, uprawiającego seks z gosposią. Wiedziała, że Violet niedługo osiągnie pełnoletność i opuści dom. Nie chciała zostać sama. Chciała się znów poczuć jak początkująca matka.
- Violet, dlaczego nic nie mówisz? - spytał Josh, skręcając w boczną uliczkę.
- A co mam mówić, że wcale nie widzi mi się mieszkanie w tym zgiełku i znowu będzie do dupy? - bardziej stwierdziła niż spytała.
Mężczyzna z zawodu był terapeutą, ale nie mógł za nic zrozumieć swojej córki. Była jak tykająca bomba, która w każdej chwili może eksplodować.
- Kochanie, dajmy sobie szansę. Zaczniemy wszystko od nowa - przeczesał palcami po swoich czarnych włosach.
- Taa, pieprzenie - mruknęła pod nosem.
- Język Violetto - odezwała się matka, odwracając się w jej stronę i grożąc palcem.
Nastolatka nienawidziła swojego pełnego imienia, które niestety w ustach rodziców często się pojawiało. Używali go wtedy, kiedy nie stosowała się do panujących zasad, bądź zwyczajnie mruczała jakieś niezrozumiałe słowa pod nosem. Raz nawet, gdy miała dziesięć lat, w całym domu porozwieszała plakaty, informujące o tym, że rodzice mają się do niej zwracać Violet, a nie Violetta. Jednak nic sobie z tego nie zrobili.
Po jeszcze dwudziestominutowej jeździe, auto rodziny Spencer zaparkowało na podjeździe ich nowego domu. Dziewczyna wyjrzała przez szybę, a jej oczom ukazał się dwupiętrowy budynek. Był zbudowany z czerwonej cegły i wyglądał starodawnie. Niczym z XVIII wieku. Na szczęście nie była to żadna rudera, tylko świeżo wyremontowany dom. Był też trochę przerażający, ale nie aż taki, by Violetta bała się w nim zamieszkać.
Ojciec nastolatki wysiadł z auta, otwierając żonie i córce drzwi od pojazdu.
- Josh, jest naprawdę piękny - oznajmiła kobieta, dociskając do siebie Fluffi'ego.
- Nie jest taki zły - blondynka wzruszyła ramionami, robiąc balona z gumy do żucia.
Pan Spencer objął ramieniem obie panie i z wielkim uśmiechem na ustach powiedział:
- Nasz nowy początek. Nasza nowa historia.
CZYTASZ
Alone || Z. M. ✔
FanfictionViolet Spencer to samotna siedemnastolatka. Nałogowa palaczka, zagubiona w otaczającym ją świecie. Każdej nocy kładzie się na pustej ulicy i wpatruje się w gwieździste niebo. To ją uspokaja. Ma nudne życie, które zmienia się jednej nocy, kiedy to po...