~10~

36 1 0
                                    

Podszedł do mnie i ujął moją twarz w swoje ciepłe dłonie. Czułam jak nogi pode mną miękną. Jego ciepły oddech na policzkach sprawiał, że miałam ochotę aby ta chwila trwała wiecznie. Jego usta wyglądały tak kusząco. Jakby odczytując moje myśli złączył nasze usta. Pocałunek trwał kilka sekund ale i tak wywołał na mnie wrażenie. Przytuliłam się do Colina i szepnęłam „kocham cie", po chwili powiedział to samo.














Żartuje. Tego nie było. Zaczynamy prawdziwy rozdział. :)

Popatrzyłam się tępo na Tylera. Jedyną osobą, która mnie tu zaciągnęła był właśnie on. Oczekiwałam na wyjaśnienia.
Wpatrywałam się na niego zabójczym spojrzeniem, skrzyżowałam ręce na piersi, których i tak nie mam ale kogo to obchodzi. Czekałam na wyjaśnienia.

-A więc?-Zaczynam tracąc cierpliwość do tych obu gamoni.
-To ja może zostawię was samych..-Mówi pospiesznie Tyler i umyka zanim zdążę cokolwiek powiedzieć. Skubany, wymknął się i nie zdziwię się jeśli teraz biegnie co sił w nogach byle tylko jak najdalej. Wzdycham zawiedziona brakiem odpowiedzi.
-Oświecisz mnie o co z tym wszystkim chodzi?-Pytam na poważnie.
-Będę cię uczył samoobrony.-Szczerzy swoje białe zęby w uśmiech.
-S-amoobrony..?-Dukam patrząc się na niego z niepokojem. Kiwa na to głową. O nie. Mogę strzelać z broni, rozwiązywać zagadki, patrzeć na krew i flaki. Ale wysiłek fizyczny nie wchodzi tu w grę. Patrzę z nadzieją na drzwi. Moja jedyna droga ucieczki. 

-Nie radzę.-Wzdycha Colin odkrywając moje zamiary. Ostatnia droga ucieczki przepadła. Moje biedne ciało zostanie zmuszone do wysiłku fizycznego. Siadam na drewnianej podłodze jak obrażone dziecko i dopiero teraz przyglądam się pomieszczeniu. Jest to sala gimnastyczna, tylko mniejszych rozmiarów niż powinna. Choć wyglądem przypomina sale z
w-f w podstawówce to ma jednak kilka różnic. Okna nie są tak obszerne i szerokie tylko podłużne i niewielkie. Na jednej ścianie jest rząd drabinek. O jedną ścianę opiera się masa materacy i są jeszcze dwa wyjścia lub wejścia. Poza głównym zapewne do kantorka a te drugie do ewakuacji. Całość oświetlają lampy znajdujące się u góry.

-Za jakie grzechy.-Jęczę.

Colin zignorował moje narzekanie. Poszedł po dwa materace. Po każdym do jednej ręki, kurcze ten to ma siły. Popatrzyłam się na moje patyczkowate ręce i stwierdziłam, że nie podołałabym temu zadaniu. 

-Gotowe, a teraz rusz się i podejdź tu. Popatrzyłam się na niego jak człowiek skazany na dożywocie. 

-Skoro nie chcesz po dobroci..-Mówi i podchodzi do mnie. Wstaje najszybciej jak potrafię i ruszam w kierunku materacy. Mijając go po drodze widzę cień uśmiechu na jego twarzy. Stajemy naprzeciw siebie.

-Uderz mnie.

Patrze się na niego dziwacznie. Poważnie? Po to mnie tutaj ściągnięto abym teraz mu dokopała?

-Poważnie.-Dodaje po chwili widząc moje wahanie.

Wzruszam niezauważalnie ramionami i uderzam go pięścią w brzuch. Blokuje mój cios, patrzę na niego zaskoczona. Teraz mierzę łokciem w obrany przedtem cel. Znów blokuje uginając tym razem pode mną kolana.

-Widzisz? Lekcja samoobrony jest ci potrzebna.

***


Straciłam poczucie czasu. Ćwiczyliśmy może godzinę lub dłużej. Wiem jedno, nie miałam zamiaru ruszyć się z miejsca. Czułam ból w mięśniach o których do tej pory nie miałam pojęcia. Leżałam na materacu jak trup co jakiś czas popijając wodę. Najgorsze w tym wszystkim było to, że moje "zajęcia" z Colinem miały się odbywać dwa razy w tygodniu. Pocieszającym faktem było pominięcie matematyki, ale po tym pierwszym treningu bez wahania wybiorę siedzenie i liczenie. 

-Śnieżynko zaraz spotkanie.-Informuje mnie siedzący na drugim materacu Colin. 

-Daj mi spokój.-Jęczę i ponownie gapię się w sufit. Oboje milczymy nie wiedząc co powiedzieć. Cisza jest trochę krępująca ale mi to nie przeszkadza, zamykam oczy i chociaż przez chwilę odpoczywam.

-Grałaś kiedyś w prawda czy wyzwanie?-Zagaduje mnie nagle Colin. 

-Nie, ale słyszałam o tej grze.-Odpowiadam nieco zainteresowana jego zamiarami.

-Czyli znasz zasady? 

-Tak jakby. 

-Panie mają pierwszeństwo.-Mówi głosem dżentelmena. 

-Jaki kulturalny. To prawda czy wyzwanie?-Pytam zmieniając pozycję na siedzącą.

-Po tym treningu dla własnego bezpieczeństwa wybieram prawdę.

Kurczę. Liczyłam na to, że wybierze wyzwanie a ja dokonam rewanżu. Głupi to on nie jest. Wzdycham. W głowie szukam jakiegoś dobrego pytania. O tak to się nada.

-Czemu wczoraj nie zapytałeś mnie dlaczego płaczę?-Pytam spokojnie. Czekałam na ten moment, w nocy długo o tym myślałam przed zaśnięciem. A teraz trafiła się idealna okazja. 

-Czy były jakiekolwiek szanse na to, że odpowiesz?-Odpowiada na moje pytanie pytaniem. Tego się nie spodziewałam. Marszczę czoło. 

-Hej! To nie twoja kolej na zadawanie pytań. Naszą zabawę przerywa dzwonek. Oboje patrzymy w kierunku drzwi i skrywającym się za nimi hałasem. 

-Prawda czy wyzwanie?-Przerywa ciszę a ja już mam protestować gdy uświadamiam sobie, że będzie mnie tym dręczył. 

-Wyzwanie.-Odpowiadam bez chwili zastanowienia. Musiałam wybrać tą opcję, nie mogłam dopuścić aby zapytał o coś prywatnego. 

-W takim razie, przyjdź na spotkanie. Po tych słowach opuścił salę zostawiając mnie z gniewną miną. Pozbierałam się i ruszyłam w kierunku naszego pokoju. 


***

Spotkanie było krótkie, Tyler zlokalizował mój dawny dom. Za tydzień mamy zacząć śledztwo i nielegalnie wprosić się na jego teren. Pomysł przypadł mi do gustu, tęskniłam za moim domem i dobrymi wspomnieniami, które po dziś dzień pamiętam. Kto wie może nawet mój urodzinowy prezent nadal stoi na swoim miejscu? Urodziny. Zapomniałam, mam już 17 lat. Ciężko jest pamiętać o dwóch datach urodzin, a zwłaszcza jeśli tej prawdziwej się nie obchodzi. Wszystko tylko po to aby nic nie wyszło na jaw. 


Moon likes meWhere stories live. Discover now