~8~

39 2 1
                                    

INFO

Pojawi się tu krew. Nie jest szczególnie opisana, ale mimo wszystko wystąpi pod koniec.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Każde z nas otrzymało swój własny laptop, który zakupiła szkoła. Przyznam, że należą one do jednych z nowszych modeli, tak przynajmniej mi się wydaje. Wymieniliśmy się również numerami telefonów. Reszta była nieco zbita z tropu widząc moją listę kontaktów ograniczającą się jedynie do Nancy i Henrego. Caleb wyjaśnił nam nasz plan działania, dał jasny sygnał do zrozumienia. Jeśli tylko będziemy musieli coś przedyskutować mamy natychmiast pojawić się w naszym „pokoju". Nasze drugie spotkanie miało się odbyć dziś o 12:00. Zostało mi 20 minut ciągnącej się w nieskończoność chemii. Wyrwałam kartkę z zeszytu ignorując przy tym ostrzegające spojrzenie mojej towarzyszki obok. Wyciągnęłam ołówek i zaczęłam coś bazgrać. Jeśli chodzi o mój talent artystyczny to raczej oburzyłby malarzy niż zachwycił. Jednak po porównaniu chemii do bazgrania wybiorę bez dwóch słów bazgranie.

Stwierdzając, że wyszło beznadziejnie chowam kartkę z rysunkiem w podręczniku. Spoglądam na zegarek. Oczom nie wierzę minęło dopiero 5 minut. Wzdycham w duchu i podnoszę rękę.

-Tak Alison? -Pyta nauczycielka dostrzegając mnie.

-Mogę iść do toalety? -Pytam błagalnym głosem.

-Ehmm.. nie wiem czy to aby nie odpowiednia pora..

Patrzę na nią błagalnie. Machnęła na mnie ręką i wróciła do pisania. Wrzuciłam cichaczem książki do plecaka i jak najszybciej umknęłam z klasy. Zamykam za sobą drzwi i się prostuje. Dobra, ucieczka zaliczona. Co teraz?  Po dłuższej chwili namysłu decyduje, że pójdę poczekać przed naszym pokojem na pozostałych. Idę przez labirynt korytarzy, który zapanował nad tą szkołą. Nie wiem jakim cudem inni czują się tu jak u siebie. Mówią, że z zamkniętymi oczami trafią do pokoju dyrektora. Może kiedyś to miejsce też stanie się dla mnie czymś więcej? Nie, straciłam miejsce będące dla mnie domem. Nic nie zasłoni pustki w mojej duszy. Wychodzę na świeże powietrze. Oddycham nim głęboko. Ptaki śpiewają, liście powoli tracą swoją wyrazistą barwę. Ruszam chodnikiem w kierunku naszego pokoju, który można nazwać dobudówką. Gdy się na to patrzy to wygląd dosyć idiotycznie.
Określmy to jako odstający klocek. Dosyć trafne określenie. Niedaleko przybudówki znajdowały się trzy dziewczyny. Podpierały się one o ścianę naprzeciw.Z daleka zobaczyłam unoszący się nad nimi dym. Paliły. Mimowolnie się skrzywiłam, nie przepadałam za zapachem tego świństwa.Musiałam jednak obok nich przejść aby dotrzeć na spotkanie. Jeśli teraz zawrócę okaże się tylko tchórzem. Poprawiłam plecak na ramionach, nie patrząc się w stronę odgłosów trójki szłam do celu. 

-Ej, ty tam. 


Kurde. Kurde. Kurde. Jest źle, zauważyły mnie. Ścisnęłam ręce w pieści i obróciłam się w stronę gromadki.
-Tak? -Pytam z wyraźną niechęcią w głosie.
Wszystkie trzy skupiły na mnie swoją uwagę. Jeśli kiedykolwiek znajdziecie się w takiej sytuacji macie zrobić jedno. Wiać. Ja jednak stałam jak ostatni idiota i wpatrywałam się to na jedną to na drugą. Ich twarze przypominały mi drapieżniki, które za chwile miały skoczyć do gardła swojej ofierze, którą w tym wypadku byłam ja.


-Czy to nie ty spodobałaś się tak bardzo Calebowi? -Pyta brunetka podchodząc do mnie. Upuściła papierosa tuż przy mojej stopie po czym przygniotła go swoim butem. Ma przy tym przerażający uśmiech. Nie zdziwiłabym się gdyby myślała, że to właśnie mnie miażdży, a nie papierosa.

Moon likes meWhere stories live. Discover now