- Co się dzieje? - spytała, ale gdy podążyła za wzrokiem jej przyjaciółki i dostrzegła Zacha i Keitha przywiązanych do pali na środku stodoły, sama zaczęła drżeć.
-Witamy ponownie - powiedział szeryf zabierając głos i uciszając tym samym wszystkich przybyłych. - Zanim przekażemy wam naszą decyzję, Victoria wymierzy karę swoim prześladowcom. Tak jak zostało to zasądzone, każdy z oprawców otrzyma cztery baty. Victorio ...- zachęcił.
-Ja... - Na pobladłej twarzy dziewczyny nie zadrgał żaden mięsień.
-Zapraszam- w ręku szeryfa, błysnął czarny, naoliwiony bat.
-Nie zrobię tego - wyszeptała. - Nie możecie mnie zmusić! Jesteście szaleni, jeśli myślicie, że wezmę to do ręki...
-Victorio - powiedział Seth znaczącym głosem, ale nie zwróciła na niego uwagi, wciąż wpatrując się w związanych mężczyzn.
- Czy jesteś pewna swojej decyzji? - zapytał szeryf.
- Oczywiście - odparła już nieco pewniejszym tonem.
-Robinie, w takim razie ty czyń swoją powinność - tu szeryf zwrócił się w stronę Robina.
- Robinie, nie zamierzasz chyba ... - Dziewczyna spojrzała na alfę szeroko otwartymi oczyma.
Alice przełknęła ślinę i chwyciła przyjaciółkę za rękę.
-Ponieważ odstąpiłaś od wymierzenia kary, jej egzekutorem będzie alfa watahy, która za ciebie odpowiada- mówiąc to szeryf podał Robinowi bat.
-On za mnie nie odpowiada! - zaprotestowała Victoria.
-Odpowiada za ciebie od momentu, w którym znalazłaś się na jego terenie. Twoje przewinienia to jego przewinienia... Twoje zobowiązania to jego zobowiązania. Zasądzona kara musi zostać poniesiona.
-Nie pozwalam na to! Słyszycie?! To mnie porwano i pobito i tylko ja mogę domagać się kary! Ja, nikt inny!
-Nie w wilczym świecie - cierpki głos członkini rady, wzbił się ponad inne.
-Jesteście szaleni! Wszyscy postradaliście zmysły! Robin!- Victoria wyszarpnęła się z uścisku Alice i podbiegła do mężczyzny. - Nie rób tego, słyszysz! Nie pozwalam ci tego zrobić!
-Victorio, proszę odsuń się - jego głos był spokojny, ale stanowczy.
-Nie myślisz chyba, że pozwolę ci to zrobić! - chwyciła go za dłonie, w których trzymał bat, ale z łatwością się wyswobodził.
-Victorio, zaufaj mi - powiedział patrząc na nią gorejącymi oczyma.
-Mam ci zaufać? - wykrzyczała z przerażeniem. - Tobie? Trzymasz w ręku bat, a ja mam ci zaufać?
-Om- jedno słowo skierowane do przybocznego, sprawiło, że ten natychmiast poszedł do Victorii i nie zważając na jej protesty, uniósł ją do góry, przerzucił przez ramię i zaczął iść w kierunku wyjścia. Dziewczyna wiła się w jego uścisku, raz po raz wykrzykując w stronę zebranych przekleństwa, ale mocny uścisk przybocznego nie pozwolił jej się wyswobodzić.
-Czyń swoją powinność Robinie - szeryf ponownie zabrał głos, gdy Victoria znalazła się na zewnątrz.
Nie wierzyła w to co widzi. Jej brat, człowiek, który miał w stosunku do niej ciepłe, wręcz ojcowskie uczucia, podszedł do pierwszego z mężczyzn i wymierzył pierwszy cios. Głuchy krzyk zabrzmiał we wnętrzu stodoły. A potem kolejny i kolejny. Skóra na plecach biczowanego zaczęła pękać i pojawiły się krwiste wybroczyny. Ale najgorszy był krzyk. Ten przeszywający, zwierzęcy skowyt. Alice żałowała, że nie znalazła w sobie tyle odwagi, żeby wyjść zaraz po tym jak Om, wyniósł Victorię. Teraz było to jednak nie możliwe. Nogi miała jak z waty, a jej ciałem co chwilę wstrząsały dreszcze. Przyłożyła dłonie do uszu i zamknęła oczy, chcąc choć minimalnie odgrodzić się barbarzyństwa, którego była świadkiem, gdy wtem została przyciśnięta do czyjegoś twardego torsu i objęta mocnym ramieniem. Odetchnęła głęboko, próbując się uspokoić, ale łzy popłynęły same.
YOU ARE READING
Przeznaczona
WerewolfVictoria nigdy nie wyjeżdżała z miasta, nie wpatrywała się w niebo ani nie oglądała gwiazd. Jej życie toczy się wokół gorących tematów, spotkań z przyjaciółkami i wieczorów filmowych. Victoria nie wie, że jest wilkiem. Nigdy nie przeszła przemiany...