4.

568 69 25
                                    

Liam: 

Rano udaliśmy się do studia piercingu, aby spełnić kolejne moje marzenie. Usiadłem na fotelu, a kobieta przybliżyła się do mnie z pistoletem, aby zrobić mi ten kolczyk. Prawie w ogóle mnie to nie bolało i zacząłem żałować, że dopiero teraz zrobiłem ten kolczyk. Mogłem zrobić to wcześniej, a nie czekać. Z różowymi końcówkami, tatuażem i kolczykiem w uchu wyglądałem dość... Oryginalnie.

Później wybraliśmy się do bardziej opuszczonych i bocznych dzielnic Las Vegas zakupując wcześniej spray, by mieć czym mazać. Znaleźliśmy budynek, który wyglądał na opuszczony i dobrze mu zrobi ozdobienie go naszymi mazajami. Rozejrzeliśmy się, czy aby na pewno nikogo nie ma, ale dzielnica wyglądała na opuszczoną, a nawet jakby ktoś z zamieszkałych tu ludzi zobaczył co wyprawiamy, to wątpię by zwrócił na to uwagę.

- Co malujemy? – zapytał Brett potrząsając tubką z niebieskim sprayem.

- Co chcemy. Wszystko, na co mamy ochotę, bo kurwa możemy – powiedziałem i w ramach sprawdzenia jak w ogóle się posługiwać tym czymś zrobiłem wielką zieloną plamę z boku budynku. Jak się okazało obydwaj nie mieliśmy zbytnio talentu plastycznego i nasze malunki zapewne ciężko będzie zinterpretować osobom, które się na nie natkną. Uznajmy, że to moda nowoczesna wymagająca głębszej interpretacji i przemyśleń. 

Gdy tak zdobiliśmy tę ścianę, i Brett stanął na palcach by coś domalować jego koszulka się nieco podniosła ku górze, i nie mogłem nie spojrzeć na jego umięśniony brzuch na co zrobiło mi się gorąco. Nie powiem, on jest bardzo przystojny, jest takim typowym bad boyem, a mnie to kręci. Szkoda tylko, że poznaliśmy się w takich okolicznościach. Ja byłem trochę niższy, ale podsunąłem sobie kilka palet, które leżały gdzieś obok, bo też chciałem namalować coś wyżej. Zawsze narzekałem na mój niski wzrok. Tyle, że nie przewidziałem, że mogę się wyjebać i tak cudownym sposobem znalazłem się wprost w ramionach Bretta, który w ostatniej chwili ocalił mnie przed ostrym zetknięciem z ziemią.

- Było powiedzieć, podsadziłbym cię – powiedział i pokręcił głową na moje zachowanie.

- Dziękuję. Myślałem, że... - nie pisane było mi skończyć, bo Brett podszedł i wziął mnie na ręce, tak że dosięgłem tego miejsca w którym chciałem dokończyć malowanie mojego zmutowanego kwiatka. W ramach podziękowań posłałem mu szeroki uśmiech, odsunęliśmy się kawałek od miejsca gdzie malowaliśmy, by zobaczyć jak nasze dzieło wygląda w całości. Zadowoleni z siebie przybyliśmy sobie piątki, a ja zrobiłem zdjęcie naszym pięknym malunkom. 

Wróciliśmy do hotelu. Od razu wziąłem moją kartkę, by wykreślić z niej kolejne dwa punkty zrealizowane tego dnia. Miałem ogromną satysfakcję, że coraz więcej punktów z mojej listy znika, miałem tylko nadzieję, że uda mi się je wszystkie wypełnić. Zaczynałem mieć coraz więcej wątpliwości, bo trochę słabo się czułem, ale nie mówiłem nic Brettowi. Wziąłem dzielnie leki i udałem, że wszystko jest okej.

- Jak tatuaż? – zapytał chłopak i wziął moją rękę przyglądając się tatuażowi. Miłe było to, że go to interesowało i nadal byłem pod wrażeniem, że znamy się tak krótko, a dogadujemy się tak dobrze.

- Dobrze, chyba dobrze – powiedziałem, na co blondyn wziął specjalny krem który służył do gojenia się tatuaży i nasmarował nim moją rękę. Zapomniałem się na chwilę, patrząc na jego twarz, której dopiero teraz mogłem się przyjrzeć z bliska. Widziałem z jaką delikatnością wciera krem w moją rękę. Gdyby nie to, że umieram to na pewno bym do niego zarywał, nie przeszkadza mi to, że siedział i diluje, to tylko dodaje mu charakteru i w pewnym stopniu mnie jara.

- Jakie są dalsze plany? – zapytał wyrywając mnie z zadumy.

- Jedziemy na plażę w Manhattanie – powiedziałem śledząc uważnie jego reakcję. Brett popatrzył na mnie chwilę.

Lista marzeń [BRIAM] miniaturkaWhere stories live. Discover now