- Oczywiście.

- W takim razie, nie jestem nim - powiedziała triumfalnie. - Nie umiem się przemienić! 

- Zastanawiałaś się czemu nigdy nie wyjeżdżałaś z miasta? - spytał nie zważając na jej przechwałki. - Czemu twoja matka parzyła ci różne ziółka i czemu w ostatnim czasie po jej śmierci byłaś taka nerwowa? Gdybyś żyła z nami, przemieniłabyś się w wilka już za dziecka. Twoje zmysły są uśpione! Potykasz się w ciemnościach, nie masz za grosz wyczucia terenu i ciągle jest ci zimno! Jesteś wilkiem w którym stłamszono całą wilczą naturę. 

- Ja... nie... no wiesz? 

- Victorio, dasz mi coś powiedzieć? 

- Ja ... ja nie wiem, czy chcę to usłyszeć- powiedziała decydując się na szczerość. 

- Tak czy inaczej, powinnaś mnie chociaż wysłuchać zanim opuścisz ten dom. 

- Chcesz zatrzymać mnie siłą? - nastroszyła się.

- Chcę cię tylko uświadomić, choć Bóg mi świadkiem, że powinien to zrobić Moses! - W jego głosie dało się wyczuć lekką irytację. - Niestety spartolił sprawę. Gdybyś nie była tak ważna, to sam odwiózłbym cię na najbliższe lotnisko i kupił bilet powrotny! 

- A czemu to niby jestem taka ważna, co? 

- Jeśli chcesz wiedzieć, to będziesz musiała mnie wysłuchać bez histerii. 

- Że niby ja histeryzuję tak? - oburzyła się - Ciekawe jak ty byś się czuł... 

Kiedy rzucił jej znaczące spojrzenie, zamilkła czując jak na policzki wypływają jej rumieńce. Może faktycznie miał rację? Była dziennikarką do cholery! Powinna więc umieć wziąć się w garść i przynajmniej go wysłuchać. Potraktować tą rozmowę jak wywiad.  Wywiad z szaleńcem, ale ...  wywiad. 

- Jeśli chcesz, możesz się najpierw zdrzemnąć. Na górze są sypialnie. Możemy porozmawiać  rano. 

Skinęła mu głową na znak, że się zgadza i ruszyła w stronę schodów. Nie było sensu z nim walczyć, ani uciekać. I tak by ją dogonił. Przynajmniej nie miał zamiaru jej skrzywdzić, pomyślała, ale na wszelki wypadek i tak podstawiła krzesło pod drzwi. 

***

Słysząc głośne szuranie, Robin uśmiechnął się. Czy ona naprawdę myśli, że krzesło uchroniłoby ją przed nim? 

- Ciężki dzień?- Beta stanął w drzwiach do chaty trzymając w ręce sześciopak z piwem. 

Wzruszył ramionami. 

- Szeryf nieźle się uśmiał, słysząc cię dziś przez telefon. Moses powalony przez dziewczynę? To chuchro nie waży więcej niż pięćdziesiąt kilo. 

-Bardzo zabawne ... Wzmocniłeś patrole ? 

-Jasne - Beta podał mu piwo. Robin otworzył je i pociągnął pierwszy łyk. Było orzeźwiające i zimne. - Jego wataha natychmiast pojawiła się przy granicy. Zach szaleje, ale na szczęście Moses trzyma go w ryzach. Wie, ile może stracić jeśli zerwie pokój. 

- Jak on to przyjął? 

- Jego duma  ucierpiała, ale nie daje tego po sobie poznać. 

- Nie pytam o jego samopoczucie...

- Powiedział, że wystąpi do rady o jej zwrot i ułaskawienie. 

- Przypomniałeś mu o naszych prawach? 

- O tym, że jeśli wilk przekroczy granice swojego terytorium zostaje na łasce alfy, na którego terytorium przebywa, a jego powrót do watahy oznacza dla niego śmierć? Przestań, on doskonale o tym wie. Zresztą nie tylko on. Rada również. Biorąc pod uwagę to, jak bardzo jest ważna, ułaskawienie to tylko formalność.  

- Jeśli zgodzę się ją oddać. 

- Może warto? Oddalibyśmy ją za prawo do ziemi - Beta sięgnął po szklankę i nalał sobie do niej piwa. 

- Jeśli ją oddam, Moses nie pozwoli jej wziąć udziału w igrzyskach i znaleźć swojego partnera.  Odda ją Keithowi bądź któremuś ze swoich przybocznych. Biorąc pod uwagę jej rodowód, dziewczyna z pewnością będzie zasiadać w radzie. Na razie głosy rozkładają się po połowie. Nie pozwolę mu zdobyć przewagi... 

- Co masz więc zamiar zrobić? 

- Przekonać radę, aby do czasu igrzysk została z nami. 

- A później? W takcie igrzysk zawsze może wybrać kogoś z ich watahy, nie naszej... 

- Może też wybrać kogoś innego. W igrzyskach będą brały jeszcze udział dwie watahy prócz naszej. Szanse są małe. Tym bardziej, że i tak decyduje księżyc... 

- Zawsze jednak istnieje ryzyko ... 

- Wiem, nie zapominam o tym i pracuję nad pewnym rozwiązaniem. Może dziewczyna  w ogóle nie będzie nam potrzeba... Będzie mogła zostać ze swoim mate, dołączyć do stada Mosesa, bądź wrócić do Nowego Jorku. 

-Widzę, że myślisz o wszystkim... 

- Nie zostawiam losu mojej watahy ślepym przypadkom - mruknął Robin odstawiając na ziemię pustą butelkę po piwie. - Prześpię się teraz-  powiedział do Bety - pilnujcie dobrze okolicy. 

Przyjaciel skinął mu głową i ruszył do wyjścia zabierając po drodze szkło. Robin próbował wyciągnąć się na kanapie, ale była zbyt mała jak na jego ludzkie gabaryty. Zamieniwszy się w wilka, umościł się wygodnie i zapadł w głęboki sen. 


PrzeznaczonaWhere stories live. Discover now