1.

1.2K 91 34
                                    

Liam: 

Siedziałem na szpitalnym łóżku i patrzyłem za okno – lato ciepłe i piękne. Ludzie przechadzający się pod szpitalem. Pacjenci wyczekujący opuszczenia tego miejsca. Personel cieszący się z pięknej pogody i z poprawy samopoczucia u niektórych pacjentów. Wyczuwalny zbliżający się wakacyjny klimat. Tak, tyle rzeczy dało się wyczytać z widoku na ten jeden szpitalny dziedziniec. Wstałem i zasłoniłem zasłony chowając za nimi słońce. Ja nie mam ochoty na takie klimaty. Zresztą kto w moim stanie by miał. Wyszedłem na szpitalny korytarz i zacząłem spacerować, wolałem zbyt długo nie siedzieć bo istniało prawdopodobieństwo, że kości będą mnie bolały.

- Jak się pan czuje? - usłyszałem za sobą głos lekarza, dobrze mi znany głos, ten sam który słyszę niezmiennie od roku.

- A jak mam się czuć. Bez zmian – powiedziałem oschłym głosem. Przez czas spędzony w szpitalu i to ciągłe napawanie przez lekarzy cholerną nadzieją, człowiek staje się w stosunku do nich nieprzyjemny. Nie zawsze taki byłem. 

- Niech pan na siebie uważa – powiedział lekarz.

- Wychodzę jutro na własne żądanie – powiedziałem na co lekarz aż uniósł w górę swoje krzaczaste brwi.

- Jak to? – zapytał.

- Nie zatrzyma mnie pan tutaj. Nie będę ostatnich tygodni życia spędzał na gapieniu się w biały sufit. Do tego w samotności. Nie będę – fuknąłem obrażony na cały świat i zamknąłem się w swojej sali, w której oczywiście byłem sam. Nie była to decyzja podjęta z dnia na dzień, nie był to spontan. Długo nad tym myślałem, i jedynym sensownym rozwiązaniem wydało mi się opuszczenie tego miejsca.

Miałem pretensje do każdego. Do lekarzy, że zawsze robią wszystko co w ich mocy, ale to nie wystarcza.

Do rodziny, której znudziło się zajmowanie się mną.

Do Boga, że postawił taki wyrok, na który nie mam wpływu.

I wreszcie do siebie, że może nie szanowałem mojego życia i dlatego zachorowałem. Nie raz pytałem dlaczego, nie raz rozmawiałem sam ze sobą i płakałem, że nie chcę umierać. Sam. Sam czy z kimś, nieważne, chciałem żyć dalej.

Chwilę później przyszła do mnie pielęgniarka, moja ulubiona osoba z całego szpitala – pani Laura. Była kobietą w podeszłym wieku, i miała podejście do pacjentów jak nikt inny.

- Słyszałam, że chcesz się wypisać na własne żądanie – powiedziała kładąc na stoliku moje leki.

- Tak. Podjąłem decyzję, pani dobrze wie, że nie ma sensu bym tu siedział – powiedziałem zerkając na kobietę. Dobrze wiem, że jest ona świadoma że mam rację, ale nie wypadało jej nawet tego przyznać. 

- To znaczy... Nie wiem co ci mam powiedzieć. Co chcesz zrobić gdy stąd wyjdziesz? – zapytała.

- Rzeczy, które zawsze chciałem zrobić, ale nie miałem dość odwagi. Nic teraz nie ryzykuję – powiedziałem.

Kobieta milczała, nie wiedziała co ma powiedzieć. Ciekaw jestem czy gdyby ona miała raka na tak zaawansowanym poziomie jak ja i wyrok śmierci na za kilka tygodni to siedziałaby z założonymi rękami i czekała na śmierć. Skoro ja się dobrze fizycznie czuję nie mam zamiaru tu siedzieć. Nasza rozmowa na tym się zakończyła. Osobom pracującym w służbie zdrowia nie wypadało popierać takich pomysłów jakie mi chodziły po głowie. Nie oczekiwałem wsparcia od nikogo, wiedziałem że jestem zdany sam na siebie. Przywykłem do samotności, mimo iż było to zawsze coś czego się bałem.

Przez całe moje życie były dwie rzeczy których się bałem najbardziej. Samotność oraz choroba. I dwie z tych rzeczy mnie spotkały. Chociaż byłoby gorzej gdybym był przykuty do łóżka bez możliwości wstania i zrobienia czegokolwiek. 

Lista marzeń [BRIAM] miniaturkaWhere stories live. Discover now