Zacznij pisać testament, czyli Arthur zmienia plany na swój byt

90 6 41
                                    

To dzisiejsze popołudnie nie byłoby nawet takie złe. Arthur pił dziś trochę mniej rumu niż zwykle, słuchał muzyki trochę ciszej, ale i tak sąsiadka z dołu stukała, by przestał, dzwoniąc przy okazji po jakieś służby specjalne. W każdym razie, dzień był całkiem niezły. A Żyć zamierzał to wykorzystać. Znaczy fakt, że Arthur aż tak się nie rzucał jak to miał w zwyczaju. I był w koszulce.

— Arthur — zaczął wyjątkowo bez krzyku.

— Podany numer jest w tej chwili niedostępny — mruknął Arthur, a potem wziął kolejny łyk alkoholu. — Po sygnale zostaw wiadomość. 

— Mamy pytania.

— Aha.

— Powala mnie twój entuzjazm — rzucił Żyć i wyjął telefon, chcąc odczytać pytania. — Kiedy ostatni raz ktoś pochwalił przygotowane przez ciebie jedzenie? 

— Żyć wczoraj.

— Nie miałem pojęcia, że te toffee to twoja robota — Żyć próbował się bronić. — Smakowało za dobrze jak na te pogłoski... 

— To, że podczas światówek nie miałem z czego zrobić coś do jedzenia, nie oznacza, że moja kuchnia jest słaba — syknął z irytacją jasnowłosy. — Swoją drogą, moje słodycze są w porządku. 

— Dobrze, dobrze. Nie fochaj się już — mruknął chłopak w japonkach i swojej najnowszej koszuli we flamingi. — Następne pytanie. Top pięć najlepszych figur wśród twoich kolonii, dominiów, terytoriów zależnych. Oczywiście wszystkie byłe, którymi kiedykolwiek przynajmniej przez kilka lat zarządzałeś się liczą.

— Trudny wybór, było ich tyle... — zielonooki punk zaczął się zastanawiać. — Na pewno Gibraltar, bo to wierne i kochane dziecko. Hongkong, gdyż ten dzieciak ma naprawdę dobry gust, a dzięki niemu mój nielegal... Znaczy, bardzo go lubię, tak. 

— Czym ty handlowałeś? — Życiu był zainteresowany.

— Wszystkim co dało się opchnąć — mruknął Arthur. — Irlandia. Zbyt lubię wnerwiać, by zabrakło tu ta ważnej osobistości. Mej rodziny! Zmieniła sobie nazwisko, swoją drogą.

— Jeszcze dwa — przypomniał mu chłopak, siadając na kanapie i zrzucając opakowania po chińskim żarciu z zeszłego wtorku.

— Umiem liczyć. Kanada, ponieważ to ten dzieciak powinien dostać jakiś order za wytrzymanie ze mną tyle czasu i nie wiem, może Australia? W końcu przydał mi się i był lepszy od Alfreda.

— A czemu nie dałeś Indii, hmmm? — zaczął jeść wczorajsze pozostałości po pizzy.

— Przestały być dla mnie ładne w czterdziestym siódmym — mruknął ponuro punk, biorąc kolejny łyk alkoholu.

— Próbowałeś już pchnąć Życiu nożem? Jakieś różnice w konsystencji mięsa w porównaniu z ludźmi albo znanymi ci personifikacjami? — Żyć się skrzywił z obrzydzenia. Pizza chyba nie była dobrym pomysłem. — Odpowiadając za niego, tak. Zrobił to, debil jeden.

— Serio, takie pytanie? — na twarz mężczyzny wlazł cień uśmiechu. — No, z racji tego, że Żyć jest personifikacją, a to w dodatku życia, to nie ma zbyt wielkiej różnicy niż w dźganiu na przykład Hiszpanii. Aczkolwiek zabawny miał wytrzeszcz. Polecam.

— Ej! — rzucił w Anglię puszką po piwie. — Ty wredny cieciu. Które miasto w Europie twoim zdaniem najefektowniej by płonęło?

— Każde. Niech płoną wszystkie — powiedział jasnowłosy, a w jego oczach można było zobaczyć niebezpieczne ogniki. Najwyraźniej już to widział. — Niech płonie cały świat.

— Rozumiem, mamy się nie wtrącać w twoje plany destrukcji wszechświata — przewrócił oczami i zadał ostatnie pytanie dla Arthura.  Chcesz filiżankę chai masala? Akurat robi.

— Nie. I tak nie czuję smaku spożywanych przeze mnie rzeczy, a w dodatku to indyjskie. Nie chcę — warknął Arthur i podgłośnił jakiś kawałek Nirvany.

— I jeszcze jedno. Niech Życiu zaśpiewa nam wszystkim "Czterech małych murzynkówposzło do lasu po mechjednego zjadły wilkiostało się tylko trzechmałych murzynkówkopało wielki dółjednego przysypał piasekostało tylko dwóch małych murzynkówkąpało się w rzece Eden jednego zjadł krokodyl ostał się tylko jeden mały murzynekożenił się z panną Meryi znów po latach czterechmurzynków było bla bla bla nieistotne" razy sześćset sześćdziesiąt sześć. Tak, to jest właśnie tak zapętlone. Jak zgubisz rachubę to od początku. Nie uznajemy sytuacji ryzyka trwałego okaleczenia, bądź rozstroju zdrowia na okres powyżej 7 dni, jako usprawiedliwienie przerwania. Anglio, ale to nie znaczy, że nie możesz próbować go uciszyć. Zefirjanka wyciąga popcorn.

— Lepiej od razu strzelę ci w łeb, ty śpiewać nie umiesz — mruknął Arthur, wstając i podchodząc do szafki obok drzwi. — Dobra, wezmę jednak tylko ten sztylet z siedemnastego wieku. Możesz być zachwycony, zadźgałem tym z dwudziestu Hiszpanów jednej nocy. Ale nie mów o tym Antonio, mogłoby to go urazić.

— Arthur, naprawdę, mogę tego po prostu nie robić, nie musi dojść do przemocy — Żyć zaczął szukać jakiejś drogi ucieczki. — Przemoc nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem.

— Wątpię — Arthur podszedł do Życia, który zaczął wymachiwać rękami. Kretyn, przynajmniej w opinii Arthura. — Dawno nikogo nie zabiłem. Będzie fajnie.

— Zależy dla kogo — to niestety były ostatnie słowa admina w tym rozdziale. Arthur zdążył go zabić. Niestety nie chciał opisać jak to zrobił. Wiadomo tylko, że zrobiła mu się ochota na popcorn.

Libacja alkoholowaWhere stories live. Discover now