— A-ale piraci to bandyci. Zabijają, kradną... Ja nie chcę takiego życia... — wyszeptał, rozglądając się po pracującej załodze.

Musiał upewnić się, że nikt nie podsłuchiwał rozmowy dwójki chłopców.

— Ja też go dla ciebie nie chcę, Tae. Dlatego, jak tylko dopłyniemy do portu, już nigdy nie wsiądziemy na żaden statek, obiecuję. Będziemy żyć, jak kobiety piratów — Jimin uśmiechnął się szeroko, unosząc kilka razy brwi, na co blondyn cicho prychnął.

— A ten cały Jin będzie zadowolony, że chcesz przejść na emeryturę w wieku dwudziestu dwóch lat i wisieć mu na głowie?

— Jin ma dwadzieścia pięć i od dwóch lat siedzi na dupie. Wypływa czasami w morze, ale już nie tak często. Nie ryzykuje, od kiedy podczas jednej bitwy został poważnie ranny w nogę...

Taehyung pokiwał głową i oparł się o nadburcie. Zamknął oczy, chcąc przemyśleć to co właśnie usłyszał.

Wizja wolności była niesamowicie kusząca. W szczególności, jeśli Jimin mówił prawdę, to jako prezent urodzinowy, ojciec chciał mu zorganizować ślub... A to nie tego Taehyung pragną.

Jednak czy byłby w stanie zostawić ojca i swoich dwóch bliskich przyjaciół, których traktował jak braci? Nie sądził, z pewnością tęsknota powoli by go wypalała.

Z drugiej strony odzyskałby Jimina, który swojego czasu był dla niego bardzo ważny i zyskałby możliwość decydowania o swoim życiu...

Może powinien póki co odłożyć plany ucieczki na kilka, kilkanaście dni? Zresztą i tak, prędzej czy później, flota go odnajdzie...

Rozmyślenia Kima przerwały wiwaty i okrzyki. Taehyung gwałtownie otworzył oczy i stanął na baczność z mocno bijącym sercem. Piraci pokazywali coś za burtą, jednak blondyn nie był w stanie dostrzec niczego, oprócz kilku par brudnych rąk w górze.

Chcąc dowiedzieć się o co chodziło, blondyn wszedł na drewniane nadburcie i złapał się jednej z grubych lin, żeby przypadkiem nie wpaść do wody, zanim zerknął przed siebie.

Jego oczom ukazał się ląd.

Powstrzymał chęć krzyknięcia z radości i po prostu patrzył przed siebie z rosnącą ekscytację w swoim wnętrzu. Puścił trzymaną linę, z zamiarem zeskoczenia z powrotem na deski. Pech jednak chciał, że w tym samym momencie zawiał się mocny wiatr, a chłopak niegotowy na uderzenie żywiołu, odchylił się w tył, tracąc cenną równowagę.

Usłyszał jedynie swoje imię, wykrzyczane przez Jimina, a następnie poczuł ogarniający go chłód, gdy woda porwała go w swoje objęcia.

×⚓×

Na pokładzie zapanowała euforia; załoga jego ojca cieszyła się mocno, że w końcu, po długich dniach żeglugi dotarli na ukochaną Wyspę Żółwia... Stały ląd nie był już tak daleko; by dotrzeć do portu wystarczył silny wiatr i parędziesiąt minut.

Podekscytowany brunet przechadzał się wolno między szczęśliwymi piratami, delektując promieniami słońca na twarzy, gdy jego wzrok mimowolnie padł na zdezorientowanym jasnowłosym chłopaku. Stał na nadbudówce, wychylając się delikatnie do przodu.

Młody Jeon zaśmiał się pod nosem na poczynania Taehyunga. Za pewne chciał zobaczyć wyspę, a ręce załogi wystrzelone w górę mu to skutecznie uniemożliwiły, dlatego zdecydował się wejść na falszburtę.

— Wracajcie do pracy! — krzyknął brunet, przenosząc wzrok na członków załogi. — Będziecie imprezować, gdy już dotrzemy na Tortugę! — oznajmił srogo, popychając delikatnie jednego z piratów.

Nim jednak chłopak zdążył cokolwiek dodać, przerwał mu głośny krzyk jakiegoś młodego korsarza. Zirytowany Jeongguk zerknął przez ramię na ciemnowłosego Azjatę, który przerażony pochylał się nad nadbudówką. Następnie zrobił krok w stronę majtka, z zamiarem wydarcia się na niego, ale coś w porę powstrzymało syna kapitana. 

Później do uszu piratów doszedł odgłos chlupnięcia i młodemu Jeonowi nie było trudno połączyć fakty. 

Szczególnie, że nigdzie nie mógł dopatrzeć się blond czupryny Taehyunga...

𝗵𝗲'𝘀 𝗮 𝗽𝗶𝗿𝗮𝘁𝗲 • taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz