XXXVII

975 116 61
                                    

Taehyung szedł ostrożnie, obserwując ludzi, którzy zdezorientowani, ospale chowali się w swoich domach. Zdawać by się mogło, że to sztuczne opanowanie matek brało się stąd, iż nie chciały siać niepotrzebnie paniki i martwić najmłodszych. Zupełnie jakby byli już do tego przyzwyczajeni. Niestety, mimo wszelkich starań, strach i niepewność dało się wyczuć w powietrzu.

— Jeongguk! — krzyknął niespodziewanie blondyn, kiedy jego oczom ukazała się znajoma bandera. Złapał za dłoń kapitana, zatrzymując go w pół kroku. — J-ja pójdę sam. Ty idź i zaczekaj na mnie w jakimś bezpiecznym miejscu — uśmiechnął się blado. Proszę, niech to nie będzie nasze ostatnie spotkanie, przeszło mu przez myśl.

— Co? Czemu? — zdezorientowany brunet uniósł brwi ku górze, rozglądając się dookoła.

— Proszę... I-idź i o nic nie pytaj — zapłakał beznadziejnie Kim, wpadając w ramiona drugiego. Gdy zobaczył, jak Jeon kiwa wolno głową, zgadzając się z jasnowłosym, zamknął oczy, wzdychając głośno. — Dziękuję.

Niewidoczna łza spłynęła po jego policzku, kiedy ostatni raz spojrzał w ciemne oczy bruneta, nim ten odwrócił się na pięcie, znikając za ścianą jednego z budynków.

Żegnaj.

×⚓×

W tym samym czasie Namjoon stał w porcie i godnie wyprostowany mierzył wzrokiem dużą grupę postawnych mężczyzn w mundurach. Postura admirała wskazywała na odwagę, jednak w jego spojrzeniu wolno tańczyła niepewność. Kątem oka zanotował ruch po swojej prawej, dlatego zerknął szybko w kierunku nieproszonych towarzyszy. Warknął cicho, widząc kamienną twarz Jina i mocno zdezorientowanego Parka. Mieli siedzieć w domu.

W porcie zaczęło robić się tłoczno. Co prawda tylko nieliczni piraci zdecydowali się uczestniczyć w tym niecodziennym zdarzeniu, jednak spora ilość mundurowych wystarczyłaby, by zapełnić pustki w mieście.

Taehyung pewnie przeciskał się między śmierdzącymi mężczyznami, starając się wyłapać spośród nich znajome twarze. W oddali dostrzegł Chanyeola, który przyglądał się zaistniałej sytuacji, schowany bezpiecznie między budynkami, w gotowości do ucieczki. Kręcił wolno głową, zdając sobie doskonale sprawę z tego, że ta konfrontacja może zakończyć się ogromną masakrą i śmiercią setek ludzi...
Dwudziestodwulatek ostatni raz spojrzał na przyjaciela i zdeterminowany ruszył przed siebie, przepychając się na sam przód zbiorowiska.

Kilkoro piratów stało naprzeciw przynajmniej trzydziestce uzbrojonych mężczyzn w niebieskich mundurach. Flota wysłana z Port Vallis. Taehyung zmarszczył brwi, gdy jego oczom ukazały się, dobrze znane mu, siwe włosy.

A jednak się pojawił.

Blondyn nie mógł przewidzieć, co wydarzy się w ciągu kolejnych kilku minut; przełkną głośno ślinę. Bał się, bardzo... Może i jego ciało było na to obojętne, ale umysł doskonale wiedział, co pojawienie się tych ludzi oznaczało.

— Przybyliśmy w pokojowych warunkach. Nie chcemy rozlewu krwi. Proszę tylko byście zwrócili naszych ludzi — krzyknął generał, który mimo wszystko trzymał umięśnioną rękę przy swoim karabinie, przyodzianym w bagnet.

Taehyung zdawał sobie sprawę, że jeśli zajdzie taka potrzeba, armia nie zawaha się powystrzelać każdego mieszkańca Tortugi. Byli doskonale przygotowani na to spotkanie z piratami; w oddali dało się zobaczyć dwa ogromne okręty, na których zapewne flota czekała na nowe rozkazy lub na alarmujące wystrzały z broni.

— Zaszło drobne nieporozumienie... — zaczął Jimin drżącym głosem.

— Doskonale wiem o jakie nieporozumienie chodzi — przerwał pewnie gubernator Kim, wpatrując się ostro w swojego syna. — Ten głupi chłopak zakochał się w piracie i to jeszcze tym, który go uprowadził! — dokończył z odrazą w głosie, na co Taehyung uniósł wysoko brwi. Co?

𝗵𝗲'𝘀 𝗮 𝗽𝗶𝗿𝗮𝘁𝗲 • taekookOù les histoires vivent. Découvrez maintenant