10. Jak podróżować

Mulai dari awal
                                    

      Chiron przedstawił im najszybsze dwa centaury w całej wiosce.

      Gorącokrwisty Sentis był bardzo smukłym ogierem półkrwi arabskiej, maści siwej z hreczką, a więc tysiącem małych, wyblakłobrązowych plamek na białej sierści, włosach, a nawet bladej skórze, gdzie przypominały zwyczajne piegi. Wyglądał jak obsypany cynamonem. Miał długie rzęsy, związane w koński ogon, sięgające pleców mleczne włosy oraz niebieskie oczy. Pozwolił się dosiąść chochlikowi, łaskawie klękając, aby ten mógł się na niego wdrapać. A to i tak przy pomocy Gorga, który z kolei jechał na totalnym przeciwieństwie Sentisa – Falghorze.

      Falghor był zimnokrwistym, gniadym Holendrem. Miał brązową sierść z białymi skarpetami przy włochatych, masywnych kopytach oraz czarne, krótkie i postawione na coś w rodzaju bocznego irokeza włosy. Eksponowały one kwadratową, opaloną twarz z białą, ciągnącą się od ust do przegrody nosowej plamą, tzw. cienką łysiną. Podkreślała ciemne, małe oczy.

      Sentis i Falghor ciągle rywalizowali i kłócili się co do tego, kto biega szybciej i co jest lepsze: smukła, zmniejszająca opór powietrza, opływowa sylwetka, czy przeciwnie – masywne ciało, pozwalające tłuc powietrze silnymi kopytami.

      Nawet teraz próbowali się prześcigać, przyprawiając leciutkiego Pilipixa o mdłości i obijanie i tak już bolącego tyłka.
      Podczas gdy postawny Gorg twardo siedział "w siodle", on spadał coraz bardziej na zad wierzchowca, odchylony do tyłu przez pęd wiatru i podpierający się rękami za sobą. Niedługo skończyłby mu się koń, więc przeniósł je przed siebie i się schylił, opierając wiatrowi i gramoląc do przodu, a gdy dotarł do kłębu, objął ludzki tors Sentisa rękami i nogami, trzymając się go mocno i chowając zarumienioną od wiatru twarz w jego barku z zaciśniętymi powiekami. Ten najpierw odwrócił głowę zaskoczony, by potem roześmiać się szczerze, wyciągając rękę w tył, kładąc ją na jego plecach i przytrzymując, dociskając do siebie.
      Widząc to, do tej pory śmiejący się z poczynań chochlika Gorg, poczuł dziwne ukłucie złości i przestał się śmiać, chociaż sam nie wiedział dlaczego.

~~*~~

      – No, tutaj was zostawimy. Nienawidzimy piasku, kopyta w nim grzęzną  poinformował Falghor, zatrzymując się razem z Sentisem.
      Dzięki centaurom w mig pokonali niziny, których przejście pieszo – przy dobrych wiatrach – zajęłoby im co najmniej cały boży dzień, jak nie dłużej. W miarę galopu trawa zmieniała się w coraz bardziej żółtawą i wyschniętą, aż wreszcie na ostatnim odcinku drogi zastępował ją piasek z wystającymi gdzieniegdzie badylami.

      Gorg pierwszy zszedł na ziemię, dziękując za podwózkę, po czym poszedł pomóc w zsiąściu Pilipixowi. Chochlik przyjął oferowaną mu pomocną dłoń i ostrożnie zsunął się z grzbietu. Zwyczajowy błękit jego twarzy przybrał z lekka zielonkawy odcień, a gdy tylko stopy dotknęły piasku, opadł na niego także kolanami i rękami.
      – Ziemia. Słodka ziemia. Naareszcie!  westchnął z ulgą, a wilk zaśmiał się krótko.
      – Jeszcze będziesz miał jej dosyć. Zobacz. – Wskazał na rozciągającą się przed nimi pustynię, czym zwrócił uwagę Falghora, który kłócił się w tym czasie z Sentisem o to, kto pierwszy postawił kopyto na piasku.

      – A, właśnie. Macie, przyda się wam.  Zdjął z pleców wielki bukłak z wodą i wręczył stojącemu bliżej topikowi, który przed sekundą podniósł się z klęczek. Ten ugiął się pod otrzymanym ciężarem, ale nie na długo, gdyż Gorg zaraz mu go odebrał, mówiąc:
      – Ja to wezmę  i przewiesił sobie przez ramię. Jednocześnie zdjął mały plecak od Canagana i podał mniejszemu chłopakowi w zamian, by mógł zarzucić sobie jego paski na oba ramiona niczym grzeczny uczniak.

      – Dzięki za wszystko raz jeszcze i wybaczcie, że musieliście przez nas tak długo ze sobą przebywać. – Wilk uśmiechnął się przepraszająco, mając w głowie to, jak centaury kłóciły się przez całą drogę i nawet przed chwilą.
      – Żartujesz?  zdziwił się Sentis – Ten ociężały i powolny kawał mięsa to mój najlepszy przyjaciel. 
      – No ba, uwielbiam patrzeć, jak ta łamaga próbuje dotrzymać mi kroku na tych swoich patyczkach – dodał Falghor.
      – To co, ścigamy się z powrotem do wioski? 
      – Ta, uważaj bo wygrasz!  Gniademu ogierowi nie trzeba było dwa razy powtarzać i ten od razu zerwał się do biegu.
      – Ejjj, to był falstart!  krzyknął za nim arab, również się zrywając i machając do nich na odchodnym – Nara chłopaki! – i już ich nie było.

      Patrzyli za nimi przez chwilę.

      Pilipix zerknął w górę, na Gorga, z figlarnym błyskiem w oku.
      – To jak, ścigamy się do końca pustyni?
      Szatyn oddał zerknięcie z pobłażliwym uśmiechem.
      – Głupek. – Złapał go za głowę, poczochrał włosy, po czym odepchnął lekko, odwracając się we właściwym kierunku. Pix złapał równowagę, potrząsnął głową i spojrzał na wilka z udawanym oburzeniem, trzymając się za wzburzoną fryzurę.
      Na niebieskich policzkach wykwitł lekki rumieniec...


Saga Nici 1: Pojednani. |boys love story|Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang