5. Poznaj Ambar

11 3 3
                                    

- Naprawdę przepraszam Cię za Zacka. Nie mam pojęcia co mu odwaliło.

- Nie masz za co przepraszać Hope - O Jezu jak moje imię pięknie brzmi w jego ustach. - Twój przyjaciel poprostu ma poczucie humoru. - stwierdził z uśmiechem Justin, odwzajemniłam ten gest.

Właśnie jechaliśmy jego czarnym sportowym samochodem przez jakieś osiedle. Zwolnił i skręcił zatrzymując się przed niewielkim białym domem i dużym ogrodem. No to chyba jesteśmy na miejscu. Chłopak wysiadł z auta, chcąc pójść w jego kroki odpiełam pasy i wzięłam plecak. Odwracając się z powrotem w stronę drzwi zobaczyłam, że chłopak już je przede mną otworzył. Jaki kulturalny.

- Masz ładny dom - zwrociłam się do chłopaka, który akurat szukał czegoś w książce.
Siedzieliśmy na łóżku, z początku rozmawiając na różne błahe tematy. Opowiedziałam mu trochę o mieście i naszej szkole. Dowiedziałam się również, że brunet przeprowadził się tutaj z Canady, bo jego mama dostała lepszą ofertę pracy. Niestety za dwa dni mamy klasówkę z chemii i Justin zaproponował abyśmy powtórzyli materiał na ostatecznie przytaknęłam. W końcu po to tu jestem, żeby się czegoś nauczyć.
- Albo filtrować z przystojnym chłopakiem. - usłyszałam głosik gdzieś z tyłu głowy.

- oh zamknij się...

- co? - zapytał zdziwiony Justin. Chwila czy ja to powiedziałam na głos?

- em nie nic. - zaczęłam udawać, że kaszlę aby nie drążył tematu.

                                  ***

- No i wtedy musisz to rozbić na cząsteczki - tłumaczył z cierpliwością.

- No okey, chyba już wiem o co chodzi - powiedziałam niepewnie.

- Chyba? Czegoś nie rozumiesz? - zapytał gotowy tłumaczyć mi kolejne jak dla mnie trudne zagadnienia.

- No więc, nie jestem pewna co do... - W ten sposób minęła nam kolejna godzina. Na wyjaśnianiu mi podstaw. Naprawdę nie mam pojęcia jakim cudem wcześniej miałam lepsze oceny z chemii. Przecież to jest jakaś czarna magia.

                              ***

- Justin!- usłyszeliśmy krzyk jakiejś dziewczyny - Mama mówi ...- do pokoju weszła ta sama blond wysoka dziewczyna, którą widziałam z brunetem dzisiaj w szkole. Mieszka z dziewczyną?

- Ambar nie widzisz, że mam gościa - zwrócił się lekko podirytowany do dziewczyny stojącej w drzwiach.

- Ahh przepraszam, nie chciałam wam przeszkadzać. - powiedziała z przepraszającym uśmiechem.

- Mhm napewno - rzucił cicho Justin.

- Czy Ty coś sugerujesz? - zapytała z powagą Ambar, czy jak jej tam było.

- Ja? nie no skądże - powiedział sarkastycznym tonem chłopak.

- Ughh jak Ty mnie denerwujesz - słuchałam ich wymiany zdań, kiedy Justin zwrócił się już bezpośrednio do mnie.

- Hope, to jest moja siostra Ambar - Więc to jego siostra. Hmm warto wiedzieć. - Jest od nas starsza o rok, ale nie grzeszy inteligencją. - przedstawił krótko ze śmiechem.  Uśmiechnęłam się do dziewczyny na słowa chłopaka, co ona odwzajemniła, ale nie wstrzymywała się przed uderzeniem bruneta w tył głowy gazetą zwiniętą w rulonik, którą trzymała w ręce. 

- Ałaa jesteś nienormalna - zaśmiał się w ten słodki sposób.  Znaczy normalny.

- Wiem, o tym. Mama woła na kolację. Hope zjesz z nami? - zapytała z uśmiechem. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Już dziewiętnasta.

- Dziękuję, ale robi się już późno i powinnam wracać...

- W takim razie Cię odwiozę. - powiedział Russell wstając z łóżka, co też uczyniłam.

- Nie musisz, nie chcę robić kłopotu.

- To żaden kłopot. - skwitował z uśmiechem, biorąc skórzaną kurtkę z krzeszła i kluczyki z biurka.

- No okey. - podniosłam z podłogi plecak i pożegnałam się z Ambar, którą chyba źle oceniłam. Wydaje się być całkiem fajna.

- Napewno nie zostaniesz na kolacji złociutka? - dopytywała z lekkim uśmiechem pani Russell. Była to kobieta o ciemnych włosach. Dosyć wysoka a centymetrów dodawały jej jeszcze wysokie szpilki. Wyglądała na jakieś 45 lat co zdradziły lekkie zmarszczki na twarzy.

- Bardzo dziękuję za zaproszenie, ale rodzice na mnie czekają.- wyjaśniłam grzecznie.

- Oczywiście, wpadaj do nas częściej - posłała mi uśmiech.

- Dziękuję, dowodzenia. - pożegnałam się wychodząc na dwór.

- Wiem, denerwująca - skomentował chłopak.

- Niee, jest poprostu bardzo miła i gościnna. - usprawiedliwiłam jego matkę na co on już nic nie powiedział.

                               ***

- Teraz musisz skręcić w prawo - instruowałam bruneta.

- Do lasu? - zapytał lekko zdziwiony.

- To jest skrót. - wyjaśniłam.

- Chodzisz tędy do szkoły? - dopytywał chcąc podtrzymać rozmowę.

- Tak, lubię tędy chodzić jest tak cicho i spokojnie. - zamyśliłam się.

- Rozumiem Cię. - przyznał chłopak na co się uśmiechnęłam lekko.

Zapanowała między nami niezręczna cisza, którą nie widziałam jak przerwać.

W końcu wjechaliśmy w moją ulicę.

- To ten trzeci dom - wskazałam ręką na dosyć duży beżowy budynek. Justin tylko skinął głową po czym zaparkował przed moim domem.

- No to co, dzięki za pomoc w nauce i za podwózkę - uśmiechnęłam się lekko.

- Nie ma za co - odwzajemnił uśmiech.

                              ***

- wróciłam! - krzyknęłam dając znak wszystkim, że jestem w domu. Lecz nie uzyskałam żadnej odpowiedzi. Wzruszyłam ramionami i postanowiłam wziąść długi, gorący prysznic. Całe ciało umyłam płynem o zapachu czekolady, a włosy szamponem o tym samym zapachu. Owinęłam blade ciało i włosy ręcznikiem. Podeszłam do lustra. Spojrzałam sobie w oczy.
- Dasz radę idiotko, tak łatwo się Ciebie stąd nie pozbędą. - uśmiechnęłam się pewnie, sama do siebie.

                             *** 

- kurwa - przeklnęłam słysząc dzwoniący telefon. Odruchowo spojrzałam na godzinę. Druga w nocy. Jest druga w nocy. Patrzę na wyświetlacz i kto dzwoni? Zack!

- Ty debilu! mam nadzieję, że masz ważny powód, aby dzwonić o drugiej w nocy... - zaczęłam swój wywód, który oczywiście nie dane mi było dokończyć, bo chłopak mi przerwał.

- Tak! Słuchaj młoda. Moi rodzice wyjechali w jakąś delegację czy coś, a wiesz co to oznacza? - zapytał podekscytowany.

- Tak dla przypomnienia, jest druga w nocy. Nie mam ochoty na zgadywanki. - warknęłam.
Naprawdę nie miałam ochoty na rozmowę teraz. Marze tylko o tym by znów pójść spać. Chociaż na to będę miała dużo czasu...

- No to w piątek robię imprezę i masz tam być! Zrozumiano? - powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.

- Zastanowię się - westchnęłam. - a teraz dobranoc - rozłączyłam się.

2:16 czyli zostały mi cztery godziny snu. Ughh. Obróciłam się na lewy bok wtulając się w dużego misia, którego dostałam kiedyś od Zacka. Znam go bardzo długo, jest moim najlepszym przyjacielem i chyba jedynym. Nie chodzi o to, że nie jestem lubiana w szkole czy coś w tym stylu. Poprostu na miano przyjaciela nie każdy zasługuję. Mam wielu znajomych, ale Zack był przy mnie zawsze gdy go potrzebowałam gdy Maddie wyjechała gdy przeżyłam pierwszy zawód miłosny. Czy wspominałam, że przyjaźniliśmy się w trójkę? Byliśmy zgraną ekipą, ale nawet przyjaźń z Zackiem nie zastąpi mi przyjaźni z Maddie.



Jej ostatni rok Όπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα