a date invitation

552 59 41
                                    

❝miłość przyjdzie

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

❝miłość przyjdzie

a gdy miłość przyjdzie

miłość cię obejmie

miłość zawoła cię po imieniu

i się rozpłyniesz

czasami jednak

miłość cię zrani ale

nigdy umyślnie

miłość nie będzie grała w gierki

bo miłość wie że życie

już i tak jest ciężkie

 ×rupi kaur—mleko i miód 


14 lutego 2019

Dnia 14 lutego dokładnie o godzinie 11:30 Brooklyn Charlotte Adams skończyła szesnaście lat. O tej godzinie jednak niezbyt się tym przejmowała, zamiast tego spędzała samotnie przerwę lunch'ową na murku przed szkołą. Jadła swoją ulubioną, malinową muffinkę z serduszkiem z lukru na wierzchu, a w jej uszach dudniło English Love Affair w wykonaniu 5 Seconds of Summer, jednego z jej ulubionych zespołów. 

Nie miała ochoty siedzieć na stołówce i patrzeć, jak Jaeden zaprasza na randkę jej najlepszą przyjaciółkę w taki sposób, w jaki ona chciałaby być zaproszona. Lynnie pogodziła się już z tym, że to będą kolejne, samotne walentynki, a zarazem urodziny, zapewne jedne z jeszcze wielu. Nie stanowiło to jednak dla niej przeszkody, z tej okazji na początku tygodnia zamówiła nowe romansidło i tomik poezji, w których tuż po powrocie ze szkoły chciała się zatracić. Robić cokolwiek, żeby nie myśleć o Jae.

Młoda Adams nie była głupią dziewczyną. Wiedziała, że kocha tego zielonookiego gracza drużyny koszykarskiej, który swoim uśmiechem mógł sprawić, że niejedna i niejeden wymiękali. Wiedziała też, że będzie go kochać jeszcze bardzo długo, bo miłość nie odchodzi tak łatwo. Miłości jednak trzeba się nauczyć, by to wiedzieć i w jakiś sposób nie być mocno skrzywdzonym.

Blondynka przepłakała może dwie noce, po tamtej sytuacji sprzed tygodnia. Może i była niewyobrażalną romantyczką ale miała świadomość, że takie już jest życie; są wzloty i upadki. Należy chwytać w nim szczęśliwe chwile bo nigdy nie wiadomo, jak długo będą trwały.

I tak było właśnie z Lynnie; chwytała szczęśliwe chwile, spędzone z Martellem. Cieszyła się, że mogła mu chociaż pomóc i sprawić, żeby on był szczęśliwy. Jej pozostało chwytania chwil, w jakich mogła widzieć go szczęśliwego.

Bo jeśli kogoś kochasz, puść go wolno.

Takim zdaniem oficjalnie już szesnastolatka zakończyła swoją pierwszą książkę, pisaną w osiemdziesięcio kartkowym zeszycie, których bohaterami byli niejacy Bella i James; znajomi z dzieciństwa, których łączyła długa historia, pełna wzlotów i upadków.

Historia ta była swego rodzaju pamiętnikiem Brooklyn, dlatego też Bella w ostatnich pięciu rozdziałach pomagała Jamesowi zdobyć jej przyjaciółkę; Katie. W ostatnim rozdziale Bella widząc, jak jej obiekt westchnień udaje się w stronę Katie z misiem, czekoladkami i balonikiem w ręku uśmiecha się do siebie i wychodzi ze szkolnych murów, by udać się na samotne wagary i chwytać dzień walentynek, napawając się szczęściem innych.

Zamknęła zeszyt, uśmiechając się mimowolnie. Może to nie było jej przeznaczeniem, może podobnie jak Bella Adkinson w życiu była przeznaczona do tego, by napawać się szczęściem innych. 

Wyjęła słuchawki i obróciła je kilkakrotnie w palcach. Były z nią już dobre trzy lata, to z nich słuchała najromantyczniejszych piosenek, kojarzących jej się z Jaedenem i snami z jego udziałem, w których nie musiała się martwić o jego uczucie do Lee. Mimo wszystko, nadal działały perfekcyjnie. 

Tak bardzo zajęła się oglądaniem przedmiotu w palcach, że nawet nie zauważyła szczupłej, wysokiej sylwetki zbliżającej się w jej kierunku z niemałym uśmiechem na ustach.

Sylwetka ta ubrana była w zielono-czarną flanelową koszulę w kratę, szarą koszulkę i czarne jeansy z dziurami na kolanach. Jej włosy były gęste, brązowe, rozwichrzone na wszystkie strony. Oczy miała zielone, tak jak najpiękniejsze krzewy róży. W dłoniach dzierżyła dużego, białego pluszowego misia, czerwonego balonika w kształcie serduszka i pudełko czekoladek z malinowym nadzieniem. 

Osoba ta stanęła nad młodą Adams i chrząknęła cicho, zwracając tym samym jej uwagę. 

—Lynnie—zaczęła zielonooka osoba, patrząc prosto w jej oczy—wszystkiego najlepszego, słodka—uśmiechnęła się—zostaniesz moją walentynką i zgodzisz się iść ze mną na randkę? 

✓ | cupid ʲᵃᵉᵈᵉⁿ ᵐᵃʳᵗᵉˡˡWhere stories live. Discover now