- Armie Skormańskie mogą być tutaj lada dzień. Co robić? - pytał Airden - Co tutaj zrobić?
Montagińczyk zaczął nerwowo chodzić po małym pomieszczeniu, Cadat natomiast stał nieruchomo i gładził brodę lewą dłonią, rozmyślając. Po chwili Airden odstąpił kroku i zaczął głośno analizować obecną sytuację.
- Wojski pozbawił Pryzę obrony, więc zaraz na te tereny wpadną Skormarczycy. Cadat, myliliśmy się, oni nie zaatakują od zachodniej strony. Wpadną frontem i wytłuką wszystko stąd, aż po Barhifaile.
- Pamiętasz jak podejrzewałeś, że za Dominique stoi ktoś jeszcze? - rzekł Cadat zmieniając temat.
- Tak, i co?
- Twoje obawy chyba się sprawdziły.
- Na to wygląda.
- Najlepiej byłoby gdybym dowiedział się kto to jest - kontynuował. - Jeżeli poznałbym jego charakter, może udałoby mi się przewidzieć jego kolejne ruchy. Jedno jest pewne, nie jest głupcem.
- Zaraz - odezwał się nagle wojski. - Był taki jeden posłaniec Dominique'a, nazywał się Ravenideh.
- Teraz chcesz pomóc?! - wydarł się Kasztelan. - Zamilknij na wieki!
- Kasztelanie - odezwał się Cadat podnosząc rękę do góry dając mu znak, żeby pozostał cicho. - Ravenideh? Nie brzmi jak Skormańskie imię.
- Wiem, ale pracował na usługach Dominique.
- No dobrze, ale co było w nim takiego niezwykłego?
- Dominique przysłał go, aby - obniżył ton pamiętając swoją winę - ten negocjował ze mną oddanie kasztelani w ręce Skormian. Od początku wydawał mi się jakiś... inny. Biło od niego inteligencją. Nie wyglądał na agresywnego i takim też nie był. Był opanowany, spokojny i odważny, w pełni panował nad swoimi emocjami. W końcu przyjście tutaj i proponowanie... To na pewno wymagało nie lada odwagi.
- Najbliższy doradca Dominique'a zjawiłby się tutaj osobiście?
- A na dodatek nie miał żadnego kompana, żadnej straży, nic. Przybył kompletnie sam. Sądzę, że nikt inny nie byłby w stanie mnie przekonać, dlatego przybył tutaj on sam.
- Jak wyglądał? - spytał Airden.
- Dość wysoki, dobrze zarysowany. W oczy od razu rzucały się jego krótkawe, złote włosy. Często je poprawiał, może żeby dać upust napięciu, które towarzyszyło rozmowie.
- Interesujące - podsumował Cadat. - Silnie opanowany, inteligenty, odważny. Krótkie, złote, często poprawiane włosy.
- Znasz go?
- Jeszcze nie.
Cadat doszedł do niewielkich drzwi i dał znak Airdenowi, aby poszedł za nim. Kasztelan widząc, że wychodzą krzyknął:
- A co z nim, z tym Skormańskim psem?
Airden odwrócił się i spojrzał na wojskiego.
- Gdybym był Krotherherdczykiem zabiłbym cię na miejscu, ale z racji tego, że Montagina jest moim domem, nie śmiem cię osądzać. Widzę jednak, że poczucie winy zaczyna ci powoli ciążyć. Utrzymanie cie przy życiu będzie więc wystarczającą karą.
Wyszli z pomieszczenia. Ciałem znowu znaleźli się w sali kasztelańskiej, lecz duchem w pokaźnym niebezpieczeństwie. Nadzieje związane z nieudacznością Dominique legły w gruzach. Zdawać by się mogło, że człowiek, który stał ponad nim pomyślał o wszystkim. Przeciwności, ludzie, okoliczności, wszystko przyporządkował sobie niczym własne myśli.
CZYTASZ
Upadła Deklaracja
FantasyPojmany żołnierz odnajduje jeden z trzech sygnetów Edenu - prastarych artefaktów podarowanych ludziom przez anioły, które pozwalają się z nimi komunikować. Wplątany przez to zostaje w spisek uknuty przez część aniołów, które chcą zmienić porządek św...