Rozdział 6.

2 0 0
                                    

  - Armie Skormańskie mogą być tutaj lada dzień. Co robić? - pytał Airden - Co tutaj zrobić?

Montagińczyk zaczął nerwowo chodzić po małym pomieszczeniu, Cadat natomiast stał nieruchomo i gładził brodę lewą dłonią, rozmyślając. Po chwili Airden odstąpił kroku i zaczął głośno analizować obecną sytuację.

- Wojski pozbawił Pryzę obrony, więc zaraz na te tereny wpadną Skormarczycy. Cadat, myliliśmy się, oni nie zaatakują od zachodniej strony. Wpadną frontem i wytłuką wszystko stąd, aż po Barhifaile.

- Pamiętasz jak podejrzewałeś, że za Dominique stoi ktoś jeszcze? - rzekł Cadat zmieniając temat.

- Tak, i co?

- Twoje obawy chyba się sprawdziły.

- Na to wygląda.

- Najlepiej byłoby gdybym dowiedział się kto to jest - kontynuował. - Jeżeli poznałbym jego charakter, może udałoby mi się przewidzieć jego kolejne ruchy. Jedno jest pewne, nie jest głupcem.

- Zaraz - odezwał się nagle wojski. - Był taki jeden posłaniec Dominique'a, nazywał się Ravenideh.

- Teraz chcesz pomóc?! - wydarł się Kasztelan. - Zamilknij na wieki!

- Kasztelanie - odezwał się Cadat podnosząc rękę do góry dając mu znak, żeby pozostał cicho. - Ravenideh? Nie brzmi jak Skormańskie imię.

- Wiem, ale pracował na usługach Dominique.

- No dobrze, ale co było w nim takiego niezwykłego?

- Dominique przysłał go, aby - obniżył ton pamiętając swoją winę - ten negocjował ze mną oddanie kasztelani w ręce Skormian. Od początku wydawał mi się jakiś... inny. Biło od niego inteligencją. Nie wyglądał na agresywnego i takim też nie był. Był opanowany, spokojny i odważny, w pełni panował nad swoimi emocjami. W końcu przyjście tutaj i proponowanie... To na pewno wymagało nie lada odwagi.

- Najbliższy doradca Dominique'a zjawiłby się tutaj osobiście?

- A na dodatek nie miał żadnego kompana, żadnej straży, nic. Przybył kompletnie sam. Sądzę, że nikt inny nie byłby w stanie mnie przekonać, dlatego przybył tutaj on sam.

- Jak wyglądał? - spytał Airden.

- Dość wysoki, dobrze zarysowany. W oczy od razu rzucały się jego krótkawe, złote włosy. Często je poprawiał, może żeby dać upust napięciu, które towarzyszyło rozmowie.

- Interesujące - podsumował Cadat. - Silnie opanowany, inteligenty, odważny. Krótkie, złote, często poprawiane włosy.

- Znasz go?

- Jeszcze nie.

Cadat doszedł do niewielkich drzwi i dał znak Airdenowi, aby poszedł za nim. Kasztelan widząc, że wychodzą krzyknął:

- A co z nim, z tym Skormańskim psem?

Airden odwrócił się i spojrzał na wojskiego.

- Gdybym był Krotherherdczykiem zabiłbym cię na miejscu, ale z racji tego, że Montagina jest moim domem, nie śmiem cię osądzać. Widzę jednak, że poczucie winy zaczyna ci powoli ciążyć. Utrzymanie cie przy życiu będzie więc wystarczającą karą.

Wyszli z pomieszczenia. Ciałem znowu znaleźli się w sali kasztelańskiej, lecz duchem w pokaźnym niebezpieczeństwie. Nadzieje związane z nieudacznością Dominique legły w gruzach. Zdawać by się mogło, że człowiek, który stał ponad nim pomyślał o wszystkim. Przeciwności, ludzie, okoliczności, wszystko przyporządkował sobie niczym własne myśli.

Upadła DeklaracjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz