Prolog

29 3 0
                                    

I wtem czarny kontur postaci wyparł mgłę sprzed swojego oblicza. Gabriel, archanioł stojący u podnóży wrót Edenu, broniący doń dostępu, dostrzegł jego sylwetkę. Głowa przybysza zasłonięta była pobrudzonym kapturem, a ciemny płaszcz otulał go całego. Niskiej postury, zgarbiony, wolnym krokiem zbliżał się w stronę archanioła, który wtem rzekł:

- Kimże jesteś, nieznajomy?

Nie doczekał się jednak żadnej wyraźnej reakcji po człowieku w czerni. Gabriel, Książę Pierwszego Nieba, nie bez powodu został wybrany sam do zadania, które przerosłoby niejednego śmiałka. Przez dekady brama pozostawała zamknięta, a jej stalowe zamki pozostawały w stanie nienaruszonym.

Nieznajomy raptownie zatrzymał się. Jego postać natomiast przeszła w gargulcowy bezruch. Jego głowa lekko się podniosła w stronę archanioła. Klatka piersiowa przestała się unosić, stanęła w jednym miejscu, na głębokim wdechu. Gabriel ponowił pytanie, ale i tym razem obcy pozostawił go bez odpowiedzi. Po chwili jednak rzekł do archanioła mocno ochrypniętym głosem:

- Gabrielu - zbliżył się o jeden niewielki krok - w moim domu czekają na ciebie.

- Któż taki, nieznajomy?

- Twoje skryte ambicje, nieosiągalne pragnienia.

- Ktoś taki jak ja nie może sobie pozwolić na tego typu rzeczy.

- Każdy ma marzenia, nawet aniołowie - kontynuował obcy.

- Pragnienia, ambicje, dążenie do celu, a przede wszystkim marzenia są zgubne, prowadzą bowiem do rzeczy, których na co dzień byśmy nie zrobili. Kierują naszymi myślami bez naszej aprobaty, a wszystko po to by skosztować odrobiny przyjemności, która nie jest nam potrzebna do funkcjonowania.

- Co nie zmienia faktu, iż przyjemność nie jest grzechem sama w sobie.

- Ale łatwo jest się w niej zatracić. - Nie dawał za wygraną niezłomny anioł. - Zdradź mi swe imię, nieznajomy.

Gdy dotarły do niego ostatnie słowa Gabriela, rychło zamilkł obracając głowę w swoją lewą stronę i wpatrując się nieobecnie w przeźroczyste obłoki Niebios. Po wyczuciu niecierpliwości archanioła, nieznajomy powiedział cicho:

- Na cóż potrzebne jest ci moje imię skoro i tak go nie wykorzystasz?

- Muszę znać imię każdego kto stąpa po błękitnych ziemiach.

Czarna postać zaczęła lekko się podśmiewać, co z czasem przerodziło się w histeryczny zgrzyt, który zakończył się tak szybko jak się zaczął.

- Pomińmy formalności archaniele. - Z wielką powagą rzucił nieznajomy. - Otwórz bramę.

- Koniecznością jest ujawnienie twego imienia. Nigdy nie mógłbym sobie wybaczyć wpuszczenia nieczystej istoty za wrota.

- Skoro bez imienia się nie obejdzie... - odpowiedziała z uśmieszkiem postać.

Archanioł zaczął się niepokoić gdyż wiedział, że nikt nie lekceważyłby anioła tak wysokiej rangi. Nadzieje, które kazały Gabrielowi sądzić, że jest to zwykły śmiertelnik właśnie umarły.

- Jestem... - urwał nagle. 

Ale Gabriel już wiedział. Jego czoło pokrył zimny pot. Natychmiast dobył miecza i wbił go w ziemię na znak pełnego poświęcenia i możliwości zapłaty najwyższej ceny. 

- Otwórz bramę Gabrielu.

Miecz archanioła zaczął iskrzyć po czym zapłonął niebieskim ogniem. Podmuch wiatru utworzony przez miecz Gabriela, Siewcę Sprawiedliwości, zrzucił kaptur czarnej istoty ukazując jej osmolone ślepia. Ich wzroki przecięły się, a archanioł z wypisaną wściekłością na twarzy wykrzyczał:

- Eden nigdy nie zostanie dla ciebie otworzony! Jego zamków będę bronił własną piersią i mieczem, a ze mną zastępy wiernych strażników!

- Chyba się nie zrozumieliśmy - odrzekła spokojnie istota. - Brama nie ma zostać otwarta dla mnie, a dla nas. - Po czym wydał z siebie ryk stu byków.

W jednej chwili za plecami zła, z obłoków dymu i pyłu zaczęły wypełzać hordy biesów, demonów, szatanów i innych najgorszych plugastw wyciągniętych prosto z dna samego piekła.

- Zwą mnie Legion bo jest nas wielu!

Upadła DeklaracjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz