11

833 94 8
                                    


Oddycham coraz szybciej, kiedy w końcu udaje mi się dostać na środek lasu. Widzę postać przy pianinie i na drżących nogach podchodzę do niej. Nie wiem, dlaczego w moich oczach pojawiają się łzy. Upadam. Trawa ugina się pod ciężarem moich kolan, a wtedy blondyn wstaje i podchodzi do mnie. Ujmuje moją twarz w dłonie, przyglądając się jej przez chwilę.

Ma rozbawiony wzrok. Nienawidzę tego, tej bezsilności. Jeszcze przed momentem wydawał się zwykłym człowiekiem, a teraz... Jest nieludzki.

- Co byś zrobił, gdybym cię teraz zostawił? - pyta z nutą rozbawienia w głosie. Kpi ze mnie. Chcę zawołać, że znalazłbym sposób, aby wrócić do domu, a tam... No właśnie, co? Poddałbym się sprawiedliwości? Pozwolił, aby ten czas spędzony z Mabel stał się tylko wspomnieniem, nieporozumieniem? Spuszczam wzrok, przełykając ślinę. Widzę po chwili, ze klęka naprzeciw mnie. Czuję jego litość, bo dobrze wie, że wygrał.

Nasz wszystkich nie było łatwo pokonać, ale w pojedynkę stanowimy łatwy cel.

- Dopuściłeś do tego, że zdradziłem własną rodzinę - mówię pustym głosem. Milczy. Unoszę głowę, zaciskam dłoń w pięść i uderzam go nią w twarz. Z całej siły.

Jego głowa odskakuje lekko.

Chcę, aby się wkurzył. On jednak wybucha śmiechem, a ja czuję, że we mnie rośnie wściekłość.

- Przez ciebie Mabel nie żyje. Przez ciebie wujkowie się mnie boją! - zaczynam krzyczeć, jakby to miało jakoś pomóc. On wstaje spokojnie, otrzepując się z niewidzialnego kurzu. Patrzy na mnie z znużeniem, a potem przerywa mi.

- To idziesz czy mam cię tu zostawić?

Nienawidzę siebie za to, że wyciągam do niego rękę. Chwyta ją, a potem przyciąga mnie do siebie, a chwilę potem czuję jego dłoń. Gładzi moje włosy, jakbym był małym dzieckiem. Chcę mu się wyrwać, ale moje nogi nie słuchają. Zbliżam się, opierając głowę o jego tors.

- Jesteś już taki zmęczony, Sosenko. Przestań się opierać  - prosi cicho, a raczej żąda. Kręcę głową, przełykając ślinę.

- Nie. Nie jestem taki jak ty - unoszę głowę, a on ujmuje moją twarz. Chwilę stoi, a moje serce przyspiesza, kiedy jego palce znajdują się na moich wargach. Lekko je uchylam, przypominając sobie łąkę. Tak bardzo tego chcę, ale wtedy odpycha mnie, a ja zaskoczony ląduję plecami na drzewie.

- Jesteś. Ostatecznie ciągle kłamiesz - wzdycha, a potem odwraca się. Odchodzi, a ja wbrew rozsądkowi doganiam go.


***


Idziemy przed siebie, nie odzywając się. Czasem tylko zerkam na demona, który co rusz skręca bądź zatrzymuje się. W końcu docieramy nad brzeg malowniczej rzeki w kotlince, a tam Bill wchodzi do wody, podwijając spodnie. Zaczyna czegoś szukać. Patrzę na niego przez moment, a potem siadam na brzegu, zdejmując buty. Moje nogi są lekko opuchnięte. Bolą mnie.

Zanurzam je w wodzie, czując niemal natychmiast ulgę. Moje oczy rozszerzają się z zdziwienia, a ja sam zanurzam w niej także dłonie. Patrzę na to, jak rany znikają jakimś magicznym sposobem. Wszelkie rozcięcia czy blizny zasklepiają się, a skóra wydaje się być odmłodzona.

- Bill, ta woda... - zaczynam, czując się naprawdę szczęśliwy. 

- Hm? - unosi brew, ale ja już nie słucham. Wskakuję do niej, a potem oddycham z ulgą, kiedy wszystko zaczyna się naprawiać. Mój umysł pracuje na zwolnionych obrotach, widzę przed sobą tylko słońce i błękitne niebo. Chwilę potem widzę wyciągniętą w moją stronę rękę. Chwytam ją.

Blondyn wyciąga mnie z niej, a ja bez chwili namysłu wtulam się w niego. Mój umysł krzyczy, że coś jest nie tak. Jestem zbyt szczęśliwy.

- I jak się czujesz? - pyta mnie cicho z rozbawieniem.

- Cudownie. Jak nowo narodzony - odpowiadam z westchnieniem ulgi. Potem unoszę głowę, patrząc na niego przez moment.

- Dobrze. To teraz chodź, pomożesz mi zbierać. A potem pójdziesz za mną wszędzie, tak?

- Tak - odpowiadam bez momentu namysłu, chwytając go za rękę. Pamiętam, że miałem cierpieć. Wiem, że powinienem płakać. Jednak jestem zbyt szczęśliwy przy nim.

Zbyt szczęśliwy, aby pamiętać przeszłość.









What would you do, if I left you now?

Piano /billdip/Where stories live. Discover now