9

853 102 16
                                    

Najważniejsze jest pozbycie się zwłok. Zbiegam zaraz po spotkaniu z Billem na sam dół, a tam je widzę. Są tam, jeszcze świeże. Podchodzę do nich, starając się zapomnieć, że te ciało kiedyś było osobą. Tak jest łatwiej.

Rozglądam się dokoła nerwowo. Wujkowie powinni tu być za jakiś kwadrans, biorąc pod uwagę ich wiek i kłopoty zdrowotne. Na początku przyjdzie Ford, a kiedy to zobaczy najpewniej będzie zszokowany. Później przeniesie wzrok na mnie. Szybko wyobrażam sobie najbardziej przykrą rzecz, jaka kiedykolwiek mnie spotkała. Po chwili łzy spływają mi po policzkach. Dobrze. Wyglądam już na załamanego.

Potem najpewniej pojawi się Stanek. On najpewniej od razu weźmie Mabel w ramiona. W głowie kiełkuje mi myśl... List. To było samobójstwo.

Szybko wbiegam do Chaty, a po chwili znajduje kawałek kartki z zeszytu. Dobrze. Teraz muszę tylko skopiować charakter pisma Mabel i napisać... Co powinienem napisać?

Patrzę na zegar. Coraz mniej czasu, straciłem już cenne pięć minut. Przygryzam wargę. To wszystko potrzebuje czasu, a ja go nie mam. Nagle ogarniają mnie wątpliwości. Co ja właściwie robię? I tak prawda wyjdzie na jaw. Nie ucieknę przed sprawiedliwością. Po chwili jednak kręcę głową. Zaczynam pisać.

Wujku...

Źle, źle, źle! Nie potrafię skopiować jej stylu. Spuszczam wzrok, oddychając chrapliwie przez usta. Co ja zrobiłem... Co ja...

- Mabel? Dipper? Jest tu ktoś?! - słyszę krzyki przed Chatą. Za późno. Już tu są.

- Wujku... - wstaję, a potem idę do drzwi. Uchylam je, a tam widzę Wendy. Wiadomo, ma lepsze zdrowie, toteż jest szybciej od nich. Patrzy na mnie, marszcząc czoło.

- Dipper, jesteś blady. Co się stało...? - pyta, kładąc mi dłoń na czole. Widzę, że w kieszeni kurtki ma kluczyki od samochodu. Nim zdążę pomyśleć, chwytam je i odpycham zszokowaną dziewczynę. Nie chcę tu być, kiedy znajdą ciało. Muszę uciec.

Widzę sylwetki moich znajomych, kiedy podbiegam do samochodu. Wsiadam i odpalam go szybko, ignorując to, że Wendy jest niedaleko. Szarpie przez moment za drzwi, ale widząc mój wzrok szybko puszcza i odsuwa się. Ruszam z podjazdu, przymykając oczy.

Mabel nie żyje. Z mojej winy.

- Zasłużyła na to. - Słyszę czyjś głos, a potem widzę szczupłą dłoń na mojej. Nie muszę unosić głowy, aby wiedzieć, do kogo należy. Ogarnia mnie senność.

- Odpocznij. Ja poprowadzę. - Słyszę jeszcze, nim moje oczy się zamykają. Potem jest tylko ciemność.


***

Budzę się jakiś czas później, skulony na tyle samochodu. Czuję zapach jodeł, a po chwili siadam i zauważam przede mną jakieś góry. Pocieram oczy, przełykając ślinę. Potem wysiadam.

- Dzień dobry, Sosenko.

Patrzę na blondyna, który rozłożył sobie koc w czerwone paski na tej polanie. Dokoła widzę tylko horyzont, jesteśmy gdzieś wysoko. Zauważam w oddali pasące się owce. Niczego z tego nie rozumiem.

- Siadaj. - Klepie zachęcająco miejsce obok siebie, a potem wyciąga z kosza różne jedzenie. Posłusznie podchodzę do niego, siadając. Czuję głód. Przyglądam się różnym kanapkom, a także ciastu. Biorę kawałek, jedząc i stopniowo odzyskując zdolność logicznego myślenia.

- Bill, co my tu robimy? - pytam go.

- Uciekamy. - Wzrusza ramionami, pogryzając kanapkę. - Każdy przed czymś innym.

Wtedy świadomość kilku ostatnich godzin uderza mnie z całą siłą. Mabel.

- Jak to się stało? - krzyczę, rzucając ciastem przez całą polanę. Czuję łzy na policzkach. Ona naprawdę nie żyje. Bill milczy.

- To wszystko twoja wina! - patrzę na niego z bólem w oczach, a on odpowiada mi obojętnością. Czuję przeszywający ból w klatce piersiowej. Po chwili blondyn mówi cierpko:

- To nie moje ręce ją popchnęły.

I chociaż chciałbym go nienawidzić za te słowa, to dobrze wiem, że mówi prawdę. Dlatego spuszczam wzrok, czując się tak, jakby uchodziło ze mnie całe życie.

- Co ja teraz zrobię? - mówię cicho, a on kładzie mi dłoń na głowie. Jego dotyk mnie uspokaja. Nim zdążę się spostrzec, nasze usta się łączą.

Nie podoba mi się to. Podoba mi się to.

Poddaję się chwili, pozwalając mu zatuszować moje poczucie winy.

Jest mi już wszystko jedno.









It was not my hands that pushed her.














Piano /billdip/Where stories live. Discover now