10

785 99 6
                                    


Jedziemy przed siebie. Czuję się ciężki w środku, co chwilę patrzę martwym wzrokiem na mijane krajobrazy, a czasem przenoszę wzrok na Billa. Wygląda na skupionego na jeździe. Nie odzywam się do niego, nie czuję potrzeby. Po co mam to robić? I tak jestem już wyczerpany.

Moje sny są puste.

Czasem widzę w nich Mabel, która zawsze patrzy na mnie z żalem. I chociaż wiem, że gdybym wrócił to na pewno kiedyś wybaczyliby mi, to... Nie chcę tego. Bo wtedy demon znowu wróci, a potem ktoś znowu zostanie skrzywdzony.

- Chcesz coś zjeść?

Patrzę na blondyna, a potem kręcę głową. To dziwne, że w ogóle pyta. Nie mogę go rozszyfrować.

- Czego chcesz ode mnie? - w końcu zadaję mu to pytanie, bo dobrze wiem, że na nie nie odpowie. Tak jest i tym razem, patrzy tylko w lusterko wsteczne, a potem skręca. Wciąż czuję nacisk jego warg na te moje i chociaż nienawidzę się za to, to chcę więcej. W końcu to sposób na oderwanie się od rzeczywistości. Od bycia sobą. Bo wtedy mogę słyszeć, jak szepcze mi o tym, że jestem wyjątkowy. I cudowny. I w ogóle najlepszy. A potem moje ego rośnie z dumą, i chociaż go nienawidzę...

- Jesteśmy - mówi tylko tyle, nim wychodzi na zewnątrz. Obserwuję go, a potem także wychodzę. Rozglądam się, mrużąc oczy. Jest tutaj naprawdę ładnie, a konkretnie jest to las. Sądząc po chłodnym powietrzu musimy być gdzieś niedaleko wody. Patrzę za blondynem, a kiedy ten unosi nagląco brew, ruszam.

- Gdzie idziemy? - znowu pytanie, ale tym razem zaskakuje mnie odpowiedzią.

- Muszę coś znaleźć. Mówiłem ci o tym, pamiętasz? - zerka na mną, a ja czuję suchość w ustach. Przypominam sobie niewyraźne obrazy jakiejś nocy. Rozdrapywanie ziemi. Szukałem czegoś, prawda? A może...

- Kazałeś mi szukać. Opętałeś mnie! - podnoszę trochę głos. On jednak wybucha suchym śmiechem.

- Nie, nie, Sosenko. Ty mnie o to błagałeś - patrzy na mnie z pobłażaniem. - Ja nic nie zrobiłem. Tylko ci pomogłem. W końcu... - zbliża się do mnie, a ja zamiast się cofnąć patrzę na niego z mieszanymi uczuciami. Po chwili nachyla się nade mną. Jego usta przy moim uchu.

- ...Tego zawsze chciałeś, prawda? Odpowiedzi.

Nie wiem, jak się mam bronić. To zbyt trudne, nie jestem na to przygotowany. Spuszczam wzrok, a ona odsuwa się. Czuję na sobie jego rozbawiony wzrok.

- Dlaczego? Przecież... Mogłeś wziąć kogokolwiek. Mogłeś wziąć kogoś innego.

Nie odpowiada i zdaję sobie sprawę, że już dawno sobie poszedł. Po prostu idealnie, mogę się jeszcze zgubić. Patrzę na korony drzew, które spokojnie kołyszą się nad moją głową. Otulam się bardziej kurtką, którą zabrałem z tyłu samochodu i idę przed siebie. Mija trochę czasu.

- Bill? - wołam w las, ale stanowczo za cicho. Pocieram policzek, widząc, że niebo robi się już szarawe. Niedługo zapadnie noc.

Morderca...

Odwracam się, bo zdaje mi się, że słyszę jakiś głos za sobą. Nikogo tam nie ma.

Zabił swoją biedną siostrę...

Wzdycham cicho, starając się to zignorować. Głosy po chwili jednak nakładają się na siebie. Dotykam policzka ponownie, a przez chwilę wydaje mi się, że mam na nim krew.

Sprzymierzył się z demonem... Zdrajca...

Zauważam kępkę mchu. Podchodzę do niej, a nagle moją rękę chwyta coś. Krzyczę. Uścisk się zacieśnia.

Całował przeklęte usta...

Rozdrapywanie ziemi. Spacer w środku nocy.

***


Chęć zepchnięcia Wendy z dachu. Podszedłem do niej. Rozmawiała przez telefon z swoim chłopakiem. Nie kochała mnie. To było takie proste...

Ona by się nie zawahała.

- Nie jesteś jeszcze dość odpowiedzialny, Dipper - wzrok Stanforda mówił wszystko. Podszedł i wziął swoje plany, zazdrośnie przyciskając je do siebie.

Egoista.

- Nie, nie, Dipper... Zrozum mnie, po prostu... - Mabel nie wiedziała, jak powiedzieć to delikatnie. Odwróciła wzrok. Krzywy uśmiech.

- Jestem nudny, tak? - nic nie powiedziała.

Dla niej nigdy nie jest się dość dobrym.

- Wal tą siekierką mocniej! Jesteś facet czy ciota? - Stanek fuknął, a kiedy nie dałem rady z kolejnym zamachem, odepchnął mnie.

- Idź do Chaty. Ja to zrobię lepiej. - Mruknął cierpko.

Jestem ciota, czy tak?

- Musisz zrozumieć, on jest trochę... - Soos zerknął na Melody, ale ta westchnęła tylko. Nie mieli pojęcia, że jestem po drugiej stronie drzwi.

- Daj spokój, kochanie. On MUSI kiedyś znaleźć sobie dziewczynę. Nie może w końcu ciągle ciągać cię na jakieś wyprawy, prawda?

Ale ja tak lubię żyć.

Polana w górach.

- Jesteś niesamowity... Taki mądry, a tak cierpisz... - lekki dreszcz przebiegł przez mój kręgosłup. Uchyliłem powieki, patrząc w te dwie pionowe źrenice. Przyciągnąłem go trochę do siebie.

- Zabierz mnie stąd... - szepnąłem do niego.

- Wedle życzenia, Sosenko - jego radosny śmiech. A potem cisza.

***

Gdzieś w głębi lasu słychać pianino...

















My dreams are empty...




Piano /billdip/حيث تعيش القصص. اكتشف الآن