Jednak wiedziałam, że jak najbardziej się z nimi utożsamiam i nie żałowałam tego, że postanowiłam je wypowiedzieć. Wzbraniałam się przed pokazywanie swoich słabości, szczególnie przed ludźmi, którzy w każdej chwili mogli wykorzystać je przeciwko mnie. Jednocześnie uświadomiłam sobie, że jest to dużo trudniejsze niż mi się wcześniej zdawało. W miejscu gdzie czujesz się zupełnie samotna, nawet twój największy wróg może stać się twoim przyjacielem.

- Czasem - zaczął nie pewnie, a na jego czole pojawiła się bruzda, jakby zastanawiał się, czy na pewno to co powie jest dobre dla moich uszu. - Czasem sytuacja zmusza nas do przyzwyczajenie, nawet jeśli bardzo tego nie chcemy - jego rozbiegany wzrok ponownie utkwił na mojej twarzy, ale nie dostrzegłam w nich ani odrobiny wcześniejszego blasku.

Bardzo chciałam, żeby to co powiedział nie okazało się prawdą, ale chyba oboje dobrze wiedzieliśmy, że jest inaczej. Pomimo całej tej ciężkiej otoczki, która w pewnym momencie pojawiła się w naszej krótkiej rozmowie, było mi lżej. Już byłam bliska podziękowania mu, kiedy stare drzwi głośnym skrzypnięciem oznajmiły nam, że ktoś właśnie je otwiera.

***

Z mocno bijącym sercem wstałam i choć próbowałam to ukryć, nie dało się nie zauważyć strachu i zniechęcenia, jakie w sobie miałam. Każda kolejna sekunda zbliżała mnie o krok od poznania prawdy, a zdawało mi się, że w tamtym momencie potrzebuje jej bardziej niż tlenu.

W rogu pokoju stanęła trójka chłopaków, a kiedy dwójkę z ich okazałam się już znać, mogłam pozwolić sobie na zaczerpnięcie spokojniejszego oddechu. Ciemnooki brunet przekroczył próg jako pierwszy, co ani trochę mnie nie zdziwiło.

Od początku mojej krótkiej wizyty w tym miejscu próbował dać mi namiastkę bezpieczeństwa, i chociaż w tamtym momencie jeszcze o tym nie wiedziałam, darzyłam go czymś w rodzaju swojej osobistej nikłej sympatii. Podobnie było z blondynem. Nie oznaczało to oczywiście, że w jakikolwiek sposób im ufałam, ale złożone wcześniej obietnice do czegoś w końcu ich zobowiązywały, a ja pragnęłam wierzyć, że nie okażą się takimi potworami za jakich jeszcze chwilę wcześniej ich miałam.

Jako ostatni z trojga wszedł umięśniony, wysoki nastolatek, który zdawał się być pochodzenia azjatyckiego. Na jego twarzy błąkał się dziwny uśmieszek, którego w żaden sposób nie potrafiłam zinterpretować.

Postanowiłam nie odzywać się jako pierwsza, pomimo szczerej chęci rzucenia się na nich z pytaniami. Miałam ogromną nadzieję, że chociaż tym razem nie będę musiała się denerwować brakiem odpowiedzi i uniknę niepotrzebnego stresu, ale jak się później okazało, nadzieja rzeczywiście była matką głupich, a ja należałam do jednej z jej najwierniejszych córek.

Ciemnooki blondyn, którego imienia nie zdążyłam jeszcze poznać, niepostrzeżenie wykonał ruch głową, patrząc znacząco na chłopaka, który wcześniej opatrywał mi rany. Nagle uświadomiłam sobie, że nadal nie znam jego imienia, mimo naszej samotnej rozmowy, ale nie było to żadną nowością.

Pośród tak wielu chłopaków, którzy jak się domyślałam, żyli w tym miejscu, zdążyłam poznać jedynie jedno, a to niesamowicie działało mi na nerwy. Po raz kolejny nie miałam poczucia kontroli nad sytuacją w moim własnym świecie, a to wpędzało mnie w stan paniki, którego od samego początku usilnie próbowałam uniknąć.

Cisza nie trwała jednak długo, ponieważ od razu po tym jak mój towarzysz wyszedł, wcześniej posyłając mi pokrzepiający uśmiech, Azjata zwrócił na siebie uwagę całej naszej trójki. Rozluźniony oparł się o białą ścianę, krzyżując ręce na klatce piersiowej i chyba jako jedyny nie wydawał się tym wszystkim zestresowany.

- Wow - odezwał się w pewnym momencie, głosem pozbawionym jakiejkolwiek oznaki spięcia, czy zdenerwowania. - Myślałem, że będziesz skakać po tym pokoju jak wariatka, chcąc dowiedzieć się wszystkiego od razu i strzelając pytaniami jak z armaty, a ty sobie po prostu stoisz i czekasz. Szacun - powiedział na jednym wydechu, kiwając głową w geście uznania, ale ja wcale nie poczułam się lepiej.

Zapomnieni [The maze runner]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora