Cztery

327 33 10
                                    

Siedziałam na drewnianym stołku, co chwilę rozglądając się po niewielkim pomieszczeniu. Obok mnie stało jedynie łóżko, a biała farba niechlujnie odstawała już od cienkich ścian prowizorycznego szpitala. Za każdym razem kiedy mój chwilowy opiekun odwracał się, by po raz kolejny nasączyć wacik spirytusem, miałam ogromną ochotę wybiec przez uchylone okno, które w tamtym momencie zdawało się być moim jedynym źródłem tlenu i świeżego powietrza. Jednak zamiast tego cierpliwie czekałam. Nie miałam pojęcia co w tamtej chwili czułam, ponieważ nie nadążałam za rozbieganymi myślami, a każda z osobna niosła za sobą świadomość cholernie gorzkiej prawdy. Jedyne co w tamtej chwili mogło być niezaprzeczalnie pewne, to ból i ogarniające mnie zmęczenie, które z każdą chwilą zdawało się pochłaniać mnie co raz bardziej.

Jednak to co czułam z zewnątrz nijak mogło równać się z bólem, który pochłaniał mnie od środka. Jedyną informację jaką w tamtej chwili posiadałam było moje imię i chociaż wiedziałam jak marne jest to pocieszenie, zamierzałam trzymać się go jak ostatniej deski ratunku. Na tę chwilę tylko ono pozwalało mi posiadać jakąkolwiek kontrolę nad własnym życiem, a przynajmniej tak mi się wtedy zdawało.

- Gotowe - odwróciłam się w stronę szczupłego szatyna, który jako pierwszy odważył się przerwać panującą wokół ciszę. - Mogę ci dać lek przeciwbólowy, jeśli potrzebujesz.

Zamiast odpowiedzieć dyskretnie zlustrowałam go wzrokiem, ale nie dopatrzyłam się w nim niczego konkretnego. Miał ostre rysy twarzy, a pomimo nastoletniego wieku, który szacowałam na około siedemnaście lat, jego opalona cera nie posiadała żadnej widocznej skazy.

Czy był kimś kogo powinnam pamiętać? Czy znaliśmy się wcześniej? Niesamowicie pragnęłam wiedzieć, ale kiedy tylko skanowałam jego osobę, jedyne co miałam w głowie to pustkę, która dręczyła mnie już od dłuższego czasu.

- Aż taki jestem przystojny? - uśmiechnął się z rozbawieniem, kiedy przez dłuższy czas nie udzielałam odpowiedzi.

Zawstydzona spuściłam głowę, tak aby włosy zdołały ukryć soczystego rumieńca, pokrywającego całą moją twarz.

- Przepraszam - odchrząknęłam cicho, nadal nie podnosząc wzroku ku brunetowi. Ten jedynie zaśmiał się cicho, jakby moje speszenie całą tą sytuacją odrobinę go rozbawiło.

- Nie szkodzi. Byłem tak samo zdezorientowany jak ty, parę miesięcy temu - zmarszczyłam brwi - Przyzwyczaisz się - rzucił z lekkim uśmiechem, obdarzając mnie ciepłym spojrzeniem swoich szmaragdowych oczu.

W końcu podniosłam głowę, zaciekawiona jego słowami. Miałam ogromną nadzieję, że bardziej rozwinie swoją myśl. Każda informacja była dla mnie na wagę złota.

- Do czego? - zadałam pytanie, nawiązując do jego wcześniejszej wypowiedzi, jednak mój głos nie brzmiał tak pewnie, jakbym tego chciała.

- Do wszystkiego. Sytuacji w jakiej jesteś, nowego miejsca, ale przede wszystkim do ludzi. Z czasem wszystko staje się normą, jeżeli nie myśli się za dużo - westchnął, cały czas przygotowując jakiś preparat. Już nie patrzył centralnie na mnie, za co po raz kolejny tego dnia byłam mu wdzięczna. Dzisiejszy limit spojrzeń na moją osobę zdecydowanie był już wyczerpany, jednak miałam nie odparte wrażenie, że pomimo tego nie dane mi będzie spokojnie zmrużyć oka. Z resztą, jak się później okazało, zupełnie słuszne.

- Nie do końca się z tobą zgadzam - odchrząknęłam, poprawiając niesforny kosmyk włosów, który opadł mi na twarz. - Wiem, że utrata pamięci nie jest normą, ale nie da się przyzwyczaić do zapomnienia kim się było - zaczęłam powoli, starając się jak najlepiej ubrać w słowa swoje myśli. - Z tym nie da się pogodzić - dodałam ciszej, przygnębiona powagą słów, które chwile wcześniej wypowiedziałam.

Zapomnieni [The maze runner]Where stories live. Discover now