7. Prawdziwy Inu

519 21 2
                                    

- Nemeczku, podejdź do tamtego drzewa i zamknij oczy - rozkazał opiekuńczym tonem Boka.
Erno natychmiast wykonał polecenie i zasłonił oczy wątłymi dłoniami, drżącymi od podekscytowania. Pomimo zasłoniętej twarzy, widać było, że się uśmiecha.
- Estera! - zawołał Janosz
I zza kamienicy naprzeciwko Placu wyłoniła się szczupła sylwetka dziewczyny. Nemeczek gwałtownie obrócił się i odsłonił oczy. Nagle coś wystrzeliło w jego stronę, skoczyło na niego i zaczęło go lizać po twarzy.
- Pies! Prawdziwy pies! Jak się cieszę! Jest taki uroczy! - krzyczał rozweselony chłopiec
Boka przyglądał się swojemu przyjacielowi i jego psu. Był lekko zaskoczony (ale pozytywnie) prezentem, który wymyśliła Estera.
Tymczasem dziewczyna dochodziła powolnym krokiem do kolegów z szerokim uśmiechem na twarzy. Widok Ernesta bawiącego się z psem wyraźnie poprawiał jej nastrój.
- Dziękuję. Naprawdę dziękuję! - powtarzał Erno
- Nie ma za co. Wszystkiego najlepszego!
Wstał i przytulił Esterę.
A dziewczyna najwyraźniej się tego nie spodziewała i stała lekko zdezorientowana.
- Skąd go masz? - zapytał Boka ruchem głowy wskazując na psa, który energicznie merdał ogonem z wystawionym językiem
- Aaa... Niedaleko jest schronisko - odpowiedziała.
- Idziemy sprawdzić co się dzieje na Placu? - zaproponował Erno
Boka i Estera wymienili spojrzenia. Wzruszyli ramionami.
- Możemy - wydobył z siebie starszy kolega.
Gdy dotarli już na skrzyżowanie ulicy Marii z ulicą Pawła, Boka z dziwnym uśmiechem wyprzedził swoich towarzyszy.
Podbiegł do furtki i powoli ją uchylił, uważając, by nie narobić przy tym hałasu.
Spojrzał na Plac.
Gestem ręki przywołał przyjaciół do siebie. Wszyscy, przykładem Boki, wystawili delikatnie głowy za furtkę.
Pies szczeknął.
- Cicho... - szepnęła Estera, starając się nie brzmieć surowo
A zwierzę jakby zrozumiało i później już nie wydawało żadnych odgłosów.
Estera natychmiast powróciła do oglądania Placu.
Na środku stali robotnicy, zebrani w jedno miejsce, a mianowicie tam, gdzie napisali jeszcze poprzedniej nocy:
"TO NIE BYŁ ZWYKŁY PLAC".
Pracownicy coś cicho mówili, nie dało się ich usłyszeć z takiej odległości, w jakiej stali trzej przyjaciele. Nagle jeden z nich zrobił coś, czego żaden z nich się nie spodziewał.
Podniósł nogę i zasypał piachem wyżłobiony napis. Później go trochę podeptał.
- Co za drań! - Estera nadal brzmiała cicho - Udaje, że nie widział napisu! To ten pan, który mnie wygonił i przezwał!
Dziewczyna nie kryła wściekłości.
- Poczekajcie tu! - rozkazała
I zaczęła pewnym krokiem iść w stronę robotników. Ale Boka ją zatrzymał.
- Nie możesz iść. To nic nie da - szepnął
Później jeszcze dodał cicho:
- Chyba będziemy musieli się z tym pogodzić. Już nic nie ocali Placu.
Oczy Estery przeszkliły się od łez. Ale szybko je otarła, nie chciała niepokoić Nemeczka w dniu jego urodzin.
- Dobrze. Może pójdziemy do ogrodu botanicznego? - zasugerował Boka
Wszyscy się zgodzili. Estera w drodze zapytała się Erno:
- Jak nazwiesz swojego psa?
- Jak to jak? Inu! - dostała odpowiedź
Dziewczyna pokiwała głową. Uśmiech powrócił na jej twarz.
Resztę popołudnia spędzili w ogrodzie botanicznym, bawiąc się z Inu. Jednak nie mogli zostać długo, gdyż Nemeczek miał niedługo jechać do swojej cioci, która przygotowała odświętny obiad z okazji jego urodzin.
Wszyscy pogodzili się z tym faktem i powoli zaczęli wracać do domu.

Chłopcy z Placu Broni › EinstandWhere stories live. Discover now