6. Nocna misja

636 27 6
                                    

Estera długo wyczekiwała wieczoru. Chodziła po pokoju tam, i z powrotem licząc na jakiś znaczący upływ czasu.
Nic. Znowu nic. Minęła minuta. I znowu nic.
Dziewczyna nie znosiła czekania. Tego bezczynnego stania i oczekiwania na jakiś cud.
W końcu zdecydowała się wyjść z domu i powłóczyć się po wąskich uliczkach Budapesztu.
"- Mamo, wychodzę" - padło z jej ust.
I zrobiła tak, jak mówiła.
Wyszła na dwór i wciągnęła w płuca duża ilość letniego, ciepłego powietrza. Wiatr delikatnie unosił ciemne kosmyki jej włosów.
Estera pewnym krokiem ruszyła w nieznaną stronę. Przed siebie.
Chodziła bezczynnie jakieś pół godziny zanim dotarła przed tylny mur ogrodeum.
Nagle zobaczyła dwie postacie leniwie kroczące po drugiej stronie ulicy. Wepchnęły ręce do kieszeni i groźnie patrzyły spode łba. Jedna z tych postaci trzymała kilka kolorowych, szklanych kulek i je co jakiś czas podrzucała.
"- No nie... To oni! Znowu zrobili einstand!" - pomyślała dziewczyna widząc dwóch chłopców, którzy kilka dni temu usiłowali jej zabrać kredę - "Na szczęście mnie nie widzą."
Estera minęła ich, ciągle upewniając się, że nie jest zauważona.
Zanim się zorientowała, już zaczęło zachodzić słońce.
Minęła kataryniarza grającego skoczną, węgierską melodię. Z trudem przepchała się przez tłum ludzi stojących wokół niego.
Widziała już tylko nieliczne osoby przechadzające się ulicami, najwyraźniej wracające już do swoich domów. To znaczyło, że zbliżała się ósma - godzina spotkania z Boką.
Estera podekscytowała się.
Szybko dotarła na chodnik przed Placem i oparła się o drzewo.
Nie trzeba było długo czekać na przyjście kolegi.
- Estera? Jesteś tu? Estera? - słyszała z daleka
- Tutaj - dziewczyna wychyliła się lekko. Jej bladą twarz ledwo można było zobaczyć w panującej wokół ciemności.
Boka stanął na przeciwko dziewczyny. Nie okazywał lęku, chociaż w głębi duszy czuł lekki niepokój.
- Chodźmy - prawie szeptem oznajmiła ze spokojem Estera.
I weszli na Plac. Boka dokładnie zamknął furtkę. Po części z lęku, po części z przyzwyczajenia. Ba, przecież za niedomknięcie furtki na zebraniu chłopców groziła kara!
Ich oczom ukazał się ich mały kawałek ziemi. Ich ukochany Plac. Nic się w nim nie zmieniło, chociaż na samym jego środku znajdował się ogromny, głęboki dół na fundamenty. Całość spowijał nadzwyczajny spokój, który z wdziękiem pomykał pomiędzy fortecami i przeplatał się z ciszą.
U góry towarzyszył im piękny nieboskłon, pełny gwiazd.
"Jak tu pięknie" - pomyślała dwójka dzieci.
Niezwykłą harmonię przerwał szept Estery:
- Słuchaj. Plan jest taki. Po prostu napiszemy coś na ziemi. Coś, co może nam pomóc anulować budowę. Jak starczy czasu, to powspinamy się na fortece i jeszcze pochodzimy po Placu, być może już ostatni raz... Jeśli ktoś się będzie zbliżał, chowamy się za fortece, możliwie jak najbliżej płotu, a później na mój znak pędzimy tak szybko, jak możemy w kierunku furtki. Jasne?
- Tak jest! - Boka zasalutował
Oboje się roześmieli.
Natychmiast zabrali się do szukania patyka do napisania czegoś na ziemi, ale oboje stwierdzili, że - niestety - cały teren został dokładnie wysprzątany i nie znajdą na nim jakiejkolwiek gałęzi.
Stwierdzili, że napiszą coś czubkiem buta.
Estera postawiła nogę na piachu, niedaleko rowu na fundamenty i zaczęła pisać:
"TO NIE BYŁ ZWYKŁY PLAC".
- Ale czy budowlańcy będą wiedzieli, o co nam chodzi? - dopytywał się Janosz
Estera w odpowiedzi kiwała głową.
Zaproponowała, żeby jeszcze ukraść budowlańcom trochę sprzętu, ale Boka ostro zaprotestował. Nie, to nie.
Nagle oboje usłyszeli kroki w pobliżu furtki.
Dziewczyna kiwnęła głową na znak rozpoczęcia awaryjnego planu ucieczki.
Tak, jak ustalili, oboje schowali się za fortecami, jak najbliżej płotu.
Po odczekaniu chwili Estera dała znak Boce, żeby wszedł na fortecę. I po chwili dwójka dzieci już siedziała na szczycie fortec.
Boka wyjął lornetkę siostry Czelego i zaczął obserwować z daleka furtkę, czy oby na pewno nikt nie wchodził.
- Fałszywy alarm - oznajmił.
I ze spokojem zeszli na dół.
- Dobrze, skoro mamy jeszcze trochę czasu to może... Aaa! - Boka zapatrzył się niechcący i wpadł do głębokiego rowu
- Daj rękę, pomogę ci - zasugerowała koleżanka.
Wyciągnęła do niego swoją wątłą dłoń i ze strachem stwierdziła, że nie sięga.
- Mam pomysł - nagle wydobyła z siebie - Zaczekaj tu. Zaraz wracam.
Boka zauważył, że jego przyjaciółka wybiegła z Placu. Może go zostawiła? Szybko jednak odrzucił tą myśl. Po co miałaby go samego zostawiać? Przecież byli przyjaciółmi.
Nim się obejrzał, Estera wróciła. Ściskała w dłoni długi przedmiot, który bardzo szeleścił.
Boka stwierdził, że to gałąź wierzby.
- Trzymaj. Gałąź wierzby jest bardzo trwała. Przyniosłam ją z ogrodu botanicznego.
- Z ogrodu botanicznego?
- Tak, po furtce da się wspiąć, a Czerwonych Koszul już dawno nie ma o tej porze na wyspie. Tak w ogóle, to przychodzą na nią mimo zakazu.
Nie da się ukryć, że w tym momencie dziewczyna mu bardzo zaimponowała.
Chłopak wspinał się po cienkiej gałęzi z łatwością, najwyraźniej nie robił tego po raz pierwszy.
Kiedy znalazł się już na ziemi, otrzepał spodnie z piachu.
- Dzięki, Estera. Dzięki, że mi tak pomagasz - pochwalił dziewczynę Boka.
- Nie ma sprawy - otrzymał odpowiedź.
Estera zaczęła teraz sama chodzić po Placu, Janosz dołączył do niej po chwili. Szerokim łukiem omijali miejsce, w którym powstał przed chwilą napis, by go przypadkiem nie rozdeptać.
Minęło im tak jakoś 15 minut.
Ponownie usłyszeli kroki, tym razem grupki ludzi, nie jednej osoby.
- Ktoś idzie! - oznajmił Boka
Schowali się ponownie za fortece przy płocie. Nagle furtka została uchylona z przerażającym skrzypnięciem.
Boka wyjrzał lekko zza fortecy i zobaczył trzynaście chłopięcych twarzy, lekko wtapiających się w mrok.
To Związek Chłopców z Placu Broni! Cały związek! Byli tam Czonakosz, Czele, Deżo Gereb, Nemeczek, Kolnay, Weiss, Barabasz, Kende, Rychter, Lesik i inni.
- Hola ho! Co wy tu robicie? - powiedział cicho Boka, niepewnie wychodząc zza fortec z Esterą
- Boka! Chodzimy tutaj czasami, by jeszcze trochę popatrzeć na Plac, zanim go kompletnie zdemolują... - oznajmił Gereb
Boka spojrzał w ciemność za chłopcami.
- Kto jest z tobą? - zapytał Czele
- To Estera, moja przyjaciółka... Moja i Nemeczka.
Czele pokiwał głową.
Chwilę w ciszy popatrzyli na Plac
- Ja już muszę iść... Nie mogę się spóźnić przed dziewiątą... - powiedział Czele
Później dołączyło się do niego jeszcze kilka głosów. Wszyscy oprócz Boki, Nemeczka i Estery, rozeszli się.
Boka opowiedział bardzo skróconą wersję ich "misji".
Wszyscy po chwili zdecydowali się pójść do domu. Już zbierali się i mieli zamykać furtkę, gdy Estera, bardzo głośno i doniośle krzyknęła:
- Éljen a Grund!!!
Krzyk Estery rozniósł się po okolicy.
Dziewczyna szybko objaśniła: teraz wszyscy stróżowie i inni mogą sprawdzić, co dzieje się na Placu, jakie jest źródło dźwięku. Wówczas ich napis zostanie szybciej zauważony.
Tak też się stało. Słowak Jano opuścił swoją budkę i zamarł, gdy zobaczył napis. Czytał go wielokrotnie.
- To nie był zwykły plac... To nie był zwykły plac... O, nie... - powtarzał cicho
Trzej przyjaciele cicho chichocząc rozchodzili się po swoich domach. I tak upłynął kolejny dzień lata.

Jejuuuuuuuu jest 00:26 a ja to dalej piszę XDDD wciągnęłam się lol
jest ponad 1100 słów (wow)
Piszcie błagam co o tym sądzicie
Kolejna część pojawi się niebawem ;)
Papaaaaaaaaaapapapapa

Chłopcy z Placu Broni › EinstandOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz