What's your name? - Finale

852 71 26
                                    

I nadszedł ten magiczny dzień. Pada śnieg, jego płatki tańczą walca w bezwietrznym, chłodnym powietrzu. W nosie świdruje mnie zapach cynamonu i piernika, którego źródłem jest kawa z bitą śmietaną, trzymana przeze mnie.

Przy mnie stoi on. Nasze łokcie stykają się i nie chcą rozdzielić. Zarażamy się nawzajem pozytywną energią, śmiejemy się, nie będąc w stanie powstrzymać uśmiechu. Obydwoje jesteśmy szczęśliwi i oddychamy naszą wspólną radością.

Stoimy przed Starbucksem, jest godzina dwudziesta, Wigilia. Zamknęliśmy razem sklep, a teraz będąc przed nim, nie chcemy ruszyć się stąd, żeby nie musieć opuścić się nawzajem. Czuję, że i ja i on chcemy pozostać przy sobie, jeszcze tę jedną, krótką chwilę; nacieszyć się naszym towarzystwem.

Przez cały czas rzucaliśmy sobie ukradkowe spojrzenia. Przez całe ostatnie tygodnie to robiliśmy. Teraz nareszcie, bez głupich ludzkich wahań wpatrujemy się sobie śmiało w oczy. Nie boimy się niczego. Jesteśmy silni i odważni. Czujemy to. Razem.

Jego szmaragdowe tęczówki lśnią w świetle latarni; migocą w nich lampki ozdabiające kawiarnie. Okalają je długie, czarne rzęsy przypruszone delikatnym śniegiem, lekko mokre. Piękne. Najpiękniejsze.

Biorę łyka kawy. Po moim ciele rozchodzi się słodycz świąt i radość.

Harry zerka na mnie i nagle wybucha śmiechem, który łaskocze moje uszy i ogrzewa serce.

- No co? - pytam niby lekko oburzony, ale w duszy i tak uśmiechnięty, bo każdy moment jego szczęścia jest i moim.

- Poczekaj - mówi Harry i przybliża się do mnie jeszcze o krok.

Co się dzieje?

Czuję, jak temperatura w moim ciele rośnie, a serce galopuje - wręcz cwałuje, szukając ujścia ekscytacji.

Harry wyciąga rękę w moją stronę i delikatnie, najdelikatniej w świecie kładzie ją na policzku. Odczuwam ją niczym muśnięcie piórkiem.

Co się dzieje?

Moja skóra wariuje pod jego dotykiem, nie jestem w stanie przyjąć do wiadomości faktu, że tak, ten słynny Harry Potter, mój przyjaciel, człowiek, którego cenię i kocham, zrobił, coś o czym nigdy nie śmiałem śnić.

Kciuk bruneta delikatnie przejeżdża pod moim nosem, zbierając z tamtego miejsca bitą śmietanę, która, jak się okazało, była sprawczynią całej rzeczy. Jednak Harry nie zabiera dłoni z mojego policzka.

Co się dzieje?

Przepełnia mnie dekoncentracja, mam nadzieję, och, głupią nadzieję, że to nie jest sen. Patrzę na Pottera, myślę, jaki on jest piękny i dobry i nie potrafię uwierzyć, że to on stoi dziś przede mną, nic nieznaczącą ludzką masą i dotyka mnie.

W tym momencie w mojej głowie świta myśl.

Teraz. Teraz albo nigdy. Jest Wigilia.

Drżę cały z emocji, jednak mimo wszystko postanawiam iść za głosem serca, bo niczego w całym moim życiu, pełnym wątpliwości i wahań, nie byłem tak pewny, jak tego, że go kocham.

Powoli zbliżam usta do kciuka Harry'ego który zawisł w powietrzu. Nie spuszczając wzroku z bruneta, całuję lekko palec, zbierając przy tym bitą śmietanę. Jego dłoń lekko drży. Jego oczy jaśnieją w ciemnej nocy mojego życia.

Zwracam wargi ku dłoni Pottera i muskam nimi jej wnętrze. Wtulam się w nią.

I w tym momencie nie czuję już nic. Tylko gorące usta Harry'ego na moich.

Czuję, że moje wargi rozpływają się pod jego, stają się płynne i równie ciepłe co topiona czekolada. Smakuję kawę z jego pięknie wykrojonych ust, z jego serca zabieram trochę szczęścia, które tak naprawdę jest tak ogromne, że aż duszące. Jego ciało przybliża się do mnie i tuli mnie; trzyma mnie, kruchego i bezbronnego chłopca, który nareszcie poczuł się kochany. Jego dłonie na moich plecach dotykają ran - tam niegdyś były skrzydła, za pomocą których szczęśliwe dziecko mogło frunąć w nieznane, odkrywać świat i cieszyć się nim. Jego dotyk zalecza wszelki ból i daje mi ukojenie.

Kiedy odsuwamy się od siebie, Harry pyta:

- Wpadniesz do mnie na Wigilię?

Ja nie będąc w stanie nic odpowiedzieć kiwam szybko głową. Nadal jestem omamiony tym, co się przed chwilą stało i nie potrafię w to uwierzyć.

Potter uśmiecha się, chwyta delikatnie moją dłoń i ciągnie za sobą.

Idziemy razem, jeden obok drugiego, dwa szczęśliwe serca, dwie zakochane dusze. Sekundę później biegniemy razem, zostawiając rozlane kawy za nami. Pędzimy przed siebie i śmiejemy się głośno, bo życie jest cudowne.

-*-*-*-

Oto właśnie koniec 1. opowiadania. Jeżeli chodzi o kolejne, to ich los jest dosyć wątpliwy, przez kończące się w moim województwie ferie i masę roboty. Być może przekształcę tę książkę w short story, a być może dodam inne shippy (na co mam ogromną ochotę i trzymam się nadziei, że dam radę).

Jeżeli macie czas, to nie bójcie się napisać jakiegoś krótkiego komentarza - dodaje mi to otuchy i dzięki temu wiem, co mam poprawić 😉.

Mam nadzieję, że zobaczymy się niedługo 😘!

Pozdrawiam,

~Hiver❄️

Espresso PatronumWhere stories live. Discover now