What's your name? - 4

896 78 55
                                    

Za oknem pada śnieg; lekkie płatki wirują w powietrzu i lądują na ziemi, aby chwilę później zostać zgniecionym przez jakiegoś przypadkowego przechodnia. Od tego pięknego zimowego krajobrazu odgradza mnie tylko szyba kawiarni i czuję się niczym małe dziecko; uśmiecham się głupio do śniegu, który jest niezwykle rzadkim widokiem w Londynie; mam ręce położone na oknie, brudząc je zamiast myć. I cieszę się, cieszę się ponad wszystko.

I pomyśleć, że zaledwie dwa dni temu byłem szary, zmizerowany i smutny. - Śmieję się do siebie. - A teraz czuję się jakbym wygrał drugie życie.

Mój śmiech powoduje, że na szybie pojawia się chmurka mgły. Szybko rozglądam się, czując jak narasta we mnie podekscytowanie. Nikogo nie ma na sali. Bazgrolę na szybie koślawe H+D otoczone sercem. Przyglądam się krytycznie mojemu dziełu. I stwierdzam, że te dwie litery nie mogły znaleźć dla siebie lepszego miejsca niż to.

Od zachwycania się moim dziełem odrywa mnie dźwięk dzwoneczka, który sygnalizuje nadejście klienta. Jakież jest moje zdziwienie, gdy zamiast Harry'ego, którego oczekuję za każdym razem, kiedy otwierają się drzwi, widzę naszego profesora od chemii - Severusa Snape'a. Błyskawicznie oglądam się za siebie i już widzę dramę i napięcie wiszące w powietrzu, bowiem za kasą jest Hermiona. Choć w klasie spokojna i grzeczna, w pracy niekoniecznie idzie na ugodę.

Nauczyciel podchodzi do blatu i staje naprzeciw mojej przyjaciółki. Wygląda zupełnie inaczej niż w klasie; na nogach ma obcisłe dżinsy z dziurami, a zazwyczaj rozpuszczone, czarne włosy, ma podpięte wsuwkami i - sam jestem zdziwiony tym stwierdzeniem - wygląda świetnie, wręcz przystojnie. Z kolei Granger, ta dziewczyna o nieprzeciętnej urodzie, szelmowskim uśmieszku i burzy karmelowych loków, opiera jedną dłoń na biodrze i patrzy się wyzywająco na swojego nauczyciela. Stojąc obok siebie, te dwie niezmiernie inteligentne osoby wyglądają... jak stworzone dla siebie. [od autorki: zapowiedź Sevmione *-*]

Jezu o czym ty myślisz?! - krzyczę na siebie ogromnie zawstydzony i czuję rumieniec na swoich policzkach. Gwałtownie odwracam się z powrotem do okna, na którym moje dzieło zdarzyło już zniknąć. Jego brak z kolei trafia do mnie niczym ostrze noża wbite w serce.

To głupota. To sen, nierealny sen. Oni razem? Ja z Harrym? To tylko głupie marzenia...

Z moich rozmyślań ponownie wyrywa mnie dzwonek u drzwi. W progu ukazuje się smukła sylwetka owinięta czarnym płaszczem całym pokrytym śniegiem; ciemne włosy, lekko zaczesane do tylu również całe są w białym puchu, który już zaczął się topić. Blade policzki oraz nos zostały ucałowane różowymi ustami chłodu, a jadowicie zielone oczy śmieją się i błyszczą pięknie - zastępują słońce, które nie raczyło się pokazać tego dnia na niebie. Po prostu Harry wszedł do środka.

Jego wzrok przez krótką chwile lustruje pomieszczenie, a kiedy napotyka moje, zapewne wystraszone i zachwycone do granic spojrzenie, jego usta rozciągają się w piękny, malinowy uśmiech, który mam ochotę od razu ucałować. Z trudem powstrzymuję się. Harry macha mi i jego wargi wysyłają mi nieme „Cześć". Starając się wyglądać jak najnaturalniej, również lekko się uśmiecham i macham krótko, czując jak spięty jestem. Denerwuję się,choć już o wiele mniej niż tydzień temu, ponieważ przez ostatnie dwa dni widywałem się z moim crushem niemal na każdej przerwie. I to nie dlatego, że doznałem nagłego przypływu odwagi, nie. To on sam przychodził do mnie. Co prawda, zawsze mówił, że potrzebuje mojej pomocy z biologii i to dlatego tak często mnie odwiedza, ale za każdym razem udawało nam się pogadać nie tylko o szkole. Rozmawialiśmy o książkach, filmach, jedzeniu i o kawie. O tej ostatniej dyskutowaliśmy chyba przez trzy przerwy, a ja byłem w stanie zaangażować się na tyle, żeby doprowadzić do mini kłótni o region, którego pochodziły ziarna ze szkolnego ekspresu. Tak poza tym: to właśnie mnie Harry za każdym razem prosił o zrobienie w nim kawy, zarzekając się, że on nie umie. A ja już przecież nie raz widziałem jak męczył się, żeby uzyskać coś więcej niż tylko lurę.

Potter podchodzi do blatu, ale widząc rozgrywającą się tam bitwę słowną pomiędzy profesorem a Hermioną, z szerokimi od zdziwienia oczami podchodzi do mnie. Nagle przed moją twarzą ląduje coś czerwonego i pachnącego, jednak w pierwszej chwili jest za blisko, bym był w stanie zidentyfikować ten obiekt. Dopiero po chwili dociera do mnie, że jest to mały bukiet róż.

Moje serce przyspiesza; teraz bije niebezpiecznie szybko, a popędza je ukrywany oddech i czerwień na twarzy.

Co się dzieje? - krzyczy częściowo zachwycona, częściowo przerażona głowa. Wszystko zaczyna wirować. - Co się dzieje...?

Po chwili milczenia Harry nareszcie się odzywa.

- Dla ciebie... - Jest cały czerwony, chyba jeszcze bardziej ode mnie. - Ginny miała urodziny i dostała tyle kwiatów, że nie mogła ich unieść - mruczy w swój szalik, a emocje gotujące się w moim sercu uspokajają się powoli.

To nie tak jak myślisz... nie rób sobie nadziei... - wmawiam sobie, ale nie potrafię uwierzyć własnym myślom. Dopiero jego kolejne słowa mnie ostudzają.

- Pomyślałem, że może dasz swojej dziewczynie, nie miałem co z nimi zrobić... - Zielonooki drapie się po karku zażenowany, spogląda w dół. I dobrze. Przynajmniej nie widzi mojego wielkiego rozczarowania, które odczuwam po tym, jak narobiłem sobie nadziei...

Harry obraca się i spogląda na mierzącą się złowrogim spojrzeniem parę nietypowych ludzi, tak sobie bliskich oraz obcych równocześnie.

- Więc... myślisz, że coś z tego będzie? - pyta, a ja głowię się nad tym, o co mu może chodzić. Widząc moją zagubioną minę kiwa głową w kierunku Snape'a i Hermiony.

- Nie wiem... Hermiona jest twoją przyjaciółką, czyż nie? - odpowiadam i widzę w jego oczach nagłą zmianę; ich zieleń ciemnieje o jeden ton ukazując smutek. Jego jasny uśmiech gaśnie jak zdmuchnięta świeczka.

- No właśnie nie wiem... - Spogląda w przestrzeń i myśli. A ja znam go na tyle dobrze, że widzę ból, który sprawiają mu owe myśli. Mimo wszystko czekam i milczę. - Znam Hermionę od siedmiu lat, ale nadal wydaje mi się, że spotkam się z tą dziewczyną po raz pierwszy. Mam wrażenie, że ona odgrywa różne role, w zależności od miejsca, w którym się znajduje. Jest taka inna...nie poznają jej. Czuję, że odkąd zacząłem zauważać różnicę w jej zachowaniu to... stała się dla mnie obca. Raz jest grzeczną, ułożoną dziewczyną, a raz istną...

- Femme fatale - kończę. Potter kiwa głową, a ja nie jestem w stanie znieść tego bólu w jego oczach. Odruch sprawia, że łapię go za dłoń i nie wiadomo czemu, mówię:

- Nie martw się, ja też nie rozumiem kobiet.

Dookoła nas wszystko staje. Śnieg zatrzymuje się w połowie drogi. W tej harmonijnej ciszy słyszę tylko bicie naszych serc i mój szybki, urywany oddech. Ciepło jego dłoni rozlewa się po moim ciele, ze stresu ściskam trzymane przeze mnie różę.

- Au... - syczę, kiedy czuję, gdy kolce przecinają moją skórę. Magiczny moment pryska, niczym bańka mydlana, a z mojej dłoni cieknie krew.

Harry jest szybszy od moich myśli, czynów i oczekiwań. Już chwilę później trzyma moją dłoń i całuje ranę, wysysając z niej krew.

- Zaraz nie powinno boleć, przepraszam za te kwiaty. - Uśmiecha się równie zdenerwowany i zdziwiony swoją reakcją co ja.

A ja nie czuję już nic, ani bólu, ani gorąca, tylko usta Harry'ego na wnętrzu mojej dłoni. Wiem, że moja rana jest już zagojona. I ta na ręce i ta na sercu.

Wesołych świąt Miśki! Napiszcie coś czasem w komentarzach ;).

Espresso PatronumWhere stories live. Discover now