1. Death and a little strawberry

131 10 1
                                    

Gdy­bym była deszczem, wiążącym wspólnie niebo i ziemię, które w całej wie­czności nig­dy nie będą połączo­ne, mogłabym związać ra­zem dwa ser­ca?

Cichy, letni wiatr szalał wśród zżółkniętych od czerwcowego skwaru liści, ze spokojem szeptał miłe, jednak tak niezrozumiałe dla ludzkiego ucha słówka. Poranek zdawał się być leniwy, jednak tak niezwykły, tak różny od tych, które do tej pory widzieli mieszkańcy Karakury. Tę niezwykłą ciszę przerwał tupot sandałów uderzających o drewnianą posadzkę.
- Kazui, do cholery! - dało się słyszeć głos rudowłosego mężczyzny, który gonił chłopca o tym samym odcieniu fryzury.
Dziecko nie zdawało się przejmować krzykami rozgniewanego człowieka.
- Ty mały... - dodał osobnik, zatrzymując się i opierając o kolana. Mimo swojej muskularnej postawy widocznie nie mógł nadążyć za malcem.
Dzieliła ich nie tylko prędkość, ale tym, co widocznie stanowiło różnice był ich ubiór. Dokładniej, starszy nosił najzwyklejsze jeansy w połączeniu z czerwoną bluzą. Młody zaś był dość nietypowo przyodziany. Jego niewysoka sylwetka nosiła czarne kimono, przepasane białym materiałem. Na plecach widać było miecz, którego tsuba stworzona była na wzór złamanego krzyża.
- Nie nadążasz, tato! - stwierdził chłopiec, dziarsko machając do zmęczonego ojca.
- Tak sądzisz, ty lilipucie?! - zabrzmiał głos mężczyzny. Mimo nerwowego tonu, na jego twarzy widniał wredny uśmieszek, który wręcz wskazywał na to, że osobnik ten tak po prostu się nie podda. - To patrz teraz! - dokończył, odwracając się. Zza pleców człowieka dojrzeć można było dość niską kobietę, o kruczoczarnych włosach. Szła powoli, nie zwracając uwagi na dziecięce zabawy towarzyszy.

- Hej Rukia! - zawołał do niej starszy rudzielec. - Wyciągnij mnie! - poprosił.

- Głupi... - skarciła go kobieta. - Nigdy nie zrozumiesz, że twoje reiatsu jest zbyt silne, by je tak po prostu uwalniać w świecie żywych? - przeszła obok niego, całkowicie unikając błagalnego wzroku.
- Zawsze ta sama gadka... I po co ja dałem temu małemu dziadowi moją odznakę?! - wymamrotał pod nosem, wlepiając oczy w przedmiot w ręce chłopca. - Kazui! Oddawał odznakę zastępczego shinigami!

Co zrobił syn? Oczywistym jest to, że nie oddał. Wyciągnął język, by po chwili wypowiedzieć proste zdanie:
- Najpierw mnie złap! - odpowiedział chłopiec, po czym uciekł jeszcze dalej.
Ojciec pokiwał głową ze zrezygnowaniem i przeniósł wzrok na idącą obok Kuchiki Rukię.
- Ichigo... Pamiętasz o co cię prosiłam? - powiedziała dziewczyna, kładąc rękę na jego ramieniu. W jej oczach panował całkowity spokój, ale coś przemawiało za tym, że jest zaniepokojona.

- Jasne... - potwierdził Kurosaki. - Nie bardzo mi się to podoba, ale skoro sam Kyōraku wysłał cię tu, by mnie zaprosić... Chyba nie wypada mi odmówić.
- To fakt. - przytaknęła Kuchiki. - Po prostu tam przyjdź. Tylko pamiętaj, że chłopiec nie otrzymał zaproszenia. - dodała, ciszej.

- Pewnie. Po co miałbym brać tego małego skrzata? - zaśmiał się rudowłosy.
- Przecież widzę, że nie odstępuje cię na krok. Tatysynek!
- Coś w tym jest...
- Dobra, skoro ustalone, to ja będę znikać. - postanowiła Rukia. - Nie spóźnij się, to bardzo ważne.
- Taaa, jasne.
Chwilę później otworzyła się emanująca białym światłem brama, do której powoli weszła kobieta. Nie oglądała się, jednak wzbudziła ogromne zainteresowanie uciekającego do tej pory chłopca, który aż westchnął z podziwu. Postój nie trwał długo, gdyż rzucił się na niego ojciec, niestety nie udało mu się go złapać. Kazui w ostatnim momencie odskoczył.
- Ty mały...

* * *

- Co tu się dzieje, kapitanie Hirako? - powiedziała klęcząca Momo Hinamori, nawet nie podnosząc wzroku na osobę, do której zdawała się przemawiać.
- Och, to nic czym powinnaś się martwić, moja droga. - odparł odwrócony tyłem blondyn.
- Ale... to... tam przetrzymują kapitana Aizena. - powiedziała drżącym głosem.
- Aj, Momo. Ty wciąż o jednym. Spokojnie, to potrwa chwilę. Kapitan głównodowodzący nie zamierza zostać tam dłużej niż będzie musiał. Czyli zostanie krótko. - stwierdził Shinji.
- Kapitanie Hirako... - wybąkała dziewczyna, jakby przez łzy.
- Nie maż mi się tutaj. - skarcił ją mężczyzna. - Nie powinnaś o tym myśleć. Zajmij się proszę tymi żołnierzami z oddziału jedenastego. - wskazał dłonią na grupę oficerów, którzy najwyraźniej zdążyli się pobić.
- Rozumiem. - kiwnęła głową, po czym ruszyła w stronę celu.
Znajdowali się oni przed koszarami pierwszej dywizji, skąd dobiegały podejrzane odgłosy. Ponoć wejście do muken zostało otwarte, a wkroczył tam sam kapitan pierwszej dywizji.
- Nie przesadź... - wyszeptał Hirako, obserwując budynek oddziału.

Bleach: PętlaWhere stories live. Discover now