04 | Dlaczego nie mogę przestać płakać?

902 64 20
                                    

Od ostatniego czasu, kiedy Oropher znów nakrzyczał na swojego syna, chłopiec postanowił większość swego czasu przebywać w swoim pokoju. Już nie chodzi tu o fakt, że tamten nie pozwolił mu stamtąd wychodzić ale oto, że ten chciał zwyczajnie być sam. Nikt nie potrafił mu pomóc, nic tylko nim gardzili i zabraniali mu wszystkiego. Nie miał z kim spędzać czasu, z kim się bawić... Nie miał przyjaciół. 

Po kolejnej kolacji spędzonej z rodzicami w bardzo chłodnej atmosferze udał się znów do pomieszczenia. Usiadł na łóżku, na którym przesiadywał większość swego dnia. Westchnął cicho niezbyt zadowolony z tego... wszystkiego. 

W królestwie, we własnym domu przestał czuć się jak u siebie. Swoboda uciekła wraz z przyjemnością mieszkania w tym miejscu, zastąpił je tylko przymus oraz chęć, by jego ojciec choć raz przestał patrzeć na niego tym samym chłodnym spojrzeniem jak zwykle. Chłopiec od tamtego czasu starał się o uznanie swojego taty. Przez pewien czas nawet przestał zaszywać się w swoim pokoju tylko ruszył do działania. Chodził wszędzie tam, gdzie normalny elf czy normalny człowiek, nie puściłby tam swojego dziecka. Nie ważne w jakim wieku ono by nie było. Orophera zaś to nie obchodziło. Za każdym razem wzruszał tylko ramionami widząc Thranduila zmierzającego ku wyjścia z królestwa wraz ze starszymi elfami. Nie obchodziły go losy syna, dopóki ten nie nagiął jego zasad. 

Można by rzec, że dla samego ojca jego własny syn był powietrzem. Zlewał go każdego dnia a nawet za czasów jego narodzin nie dawał mu wystarczającej miłości. Tylko Thandis opiekowała się swoim synkiem jak prawdziwa matka. 

Thranduil wracał akurat z polowań na pająki i ruszył w kierunku swojej komnaty. Przechodząc obok drzwi do sypialni swoich rodziców usłyszał krzyki przez co zmarszczył brwi. Cofnął się i zerknął przez lekko uchylone drzwi, by zajrzeć do komnaty i podsłuchać rozmowę Thandis i Orophera. 

- Oropherze... Tylko znęcasz się nad naszym dzieckiem! Mógłbyś trochę się opanować, choć trochę! - Thandis patrzała na swojego męża ze łzami w oczach. - On jest młody, poznaje świat... Nie pozwól mu zaszyć się tylko w czterech ścianach i zmuszać do nienawiści! - dodała po chwili patrząc wyczekująco na męża. Przez dobry czas nie spotkała się z żadną odpowiedzią, żadnym słowem, niczym. Chciała zacząć ponownie temat i coś powiedzieć, ale wtedy Oropher spojrzał na nią a w jego oczach iskrzyła się nienawiść. Thandis w tamtej chwili wiedziała, że zaczęcie tego tematu nie będzie dobre... Ale czego nie zrobi matka dla dobra własnego syna?

- Ty głupia elfico... Myślisz, że będziesz mogła mną kontrolować i rządzić?! - warknął odwracając się do niej przodem i zaczął do niej podchodzić, na co ona zareagowała cofaniem się. Chciała być jak najdalej od swojego męża. Bała się, że ją uderzy. Nie wiedziałaby potem jak wytłumaczyć Thranduilowi ranę... - Thranduil od dzisiaj będzie żył na moich zasadach, bez twojego udziału! Zapomni o tobie i nawet nie będzie cię wspominać! Zapomni o matce, która tak bardzo zatruwa mu życie swoją miłością - normalną wypowiedzią nikt by tego nie nazwał. Oropher w tamtym momencie pluł jadem tak, że nikt się tego by po nim nie spodziewał. Prócz tego padło wiele innych słów z jego strony, które mocno zabolały kobietę. Po chwili jednak rozmowa ucichła a nagłą ciszę jaka powstała przerwał krzyk. 

Od tamtego momentu Thranduil znów zamknął się w czterech ścianach, leżąc na łóżku. Każdego dnia wspominał swoją matkę i płakał. Do tej pory przed jego oczami stawał obraz jego matki popchniętej przez ojca i wypadającej przez okno. Właśnie wtedy ostatni raz ją widział. 

Królestwo przeżyło żałobę. Każdy, który dowiedział się o śmierci królowej złożył jej hołd. Każdy elf złożył kwiaty w podziękowaniu jej za to, że po prostu była. Z każdej twarzy zniknął uśmiech a w królestwie zapadła martwa cisza. 

Martwa cisza, którą co jakiś czas przerywał płacz młodego chłopca.

THRANDUIL ✔Where stories live. Discover now