II. Rozdział 5 "Prorocze sny"

457 19 0
                                    

Chłopak przesunął dłonią po jej ognistych, kręconych włosach. Odsłonił jej bladą, spokojną twarz. Pogładził jej śpiące oblicze chłonąc każdy centymetr jej jasnej cery, która zdawała się być obsypana miedzianymi piegami.

- Już bladość prawie zniknęła - szepnął czując obecność matki za plecami.

Kobieta uśmiechnął się. Podeszła do łóżka i usiadła po jego drugiej stronie.

- Zachowanie spokoju wtedy było trudne. Umierałam ze strachu... Jeszcze nigdy wcześniej nie była tak blada...

- Jak trup... - szepnął.

Jocelyn spojrzała na niego z dezaprobatą. Dobrze wiedział, że nie lubiła kiedy ktoś tak mówił, a zwłaszcza on. Zawsze wtedy przed oczami stawał jej obraz z jej największych koszmarów. Jej Clary, jej mała córeczka, płomyczek, iskierka życia i nadziei potrzebna, jako impuls do działania, do ucieczki z okropnego życia, w jakie weszła poprzez nieszczęśliwe małżeństwo, w trumnie. Martwa. Nieruchoma. Już na zawsze blada, nieczująca.

- Nie powiedziała co to, za koszmar miała?

- Nie. Powie, jeśli Jia mnie ocali od wiszącego nade mną wyroku śmierci... Nie wiem, czy kiedykolwiek się dowiemy...

- Nie możesz tak mówić. Jia chce nam pomóc, rozmawiałam z nią. Nie pozwoli, aby... - urwała.

Wzrok Jonathana spotkał się z jej. Brak nadziei, jaki bił z niego, sprawił, że nie mogła dokończyć myśli, zdania. Jej syn już sam na siebie wydał wyrok, zgodny z prawdopodobnym skazaniem go przez Clave. Już się z nim pogodził i obstawiał przy swoim.

Zdawała sobie sprawę, że był to mechanizm obronny - wolał przyzwyczaić się do najgorszej myśli, niż mieć nadzieję, którą mógł mieć potem w brutalny sposób odebraną.

- Jonat... - zaczęła, kiedy drzwi do Izby otworzyły się.

Oboje obejrzeli się, aby zobaczyć Tessę trzymającą w jednej ręce stelę, a w drugiej szkatułkę. Obok niej stał zdyszany Jace, który najwyraźniej biegł korytarzem.

- Otwórz to i daj klucz Magnusowi - poprosiła go podając mu szkatułkę i stelę.

Nie otrzymawszy jeszcze odpowiedzi puściła się pędem do łóżka, w którym dalej spała Clary. Bez słowa podeszła do niej i delikatnie dotknęła policzka studiując jej twarz, jakby szukając czegoś.

- Co się jej śniło?

- Nie powie, póki Jia... - zaczął Jonathan śledząc wzrokiem blondyna, który szedł z otwartym pudełeczkiem do właśnie wstającego Magnusa.

- Nie zostaniesz skazany, wszyscy jesteście wolni - powiedziała na jednym wdechu.

- Co? - usłyszeli przeciągły, zaspany głos Clary powoli otwierającej oczy.

- Możesz powiedzieć swój sen. Jia uległa - Jocelyn pogładziła córkę po włosach i uśmiechnęła się do niej lekko. - Wszystko się zacznie układać teraz.

- Zostaniecie przeniesieni do normalnych pokoi. Jesteście teraz częścią Konklawe Instytutu w Nowym Yorku oraz mieszkańcami Instytutu, przynajmniej do czasu, aż Valentine zostanie pokonany - ogłosiła Jia wchodząc do pomieszczenia.

Gestem ręki oddelegowała Łowców stojących przy drzwiach i podeszła do rudowłosej.

- Możecie stać się jego celem, dlatego najbezpieczniej będzie, jeśli tu zostaniecie, wszyscy - zaznaczyła patrząc na Magnusa, który czarem układał sobie włosy - bardziej po to, by w końcu użyć jakiegoś zaklęcia - i Luke'a, który podchodził do niej ze szkatułą.

- Wszyscy? Tess również? - zapytał Bane widząc nieme pytanie w oczach blondyna zerkającego to na dziewczynę w łóżku, to na kobietę, będącą jego przodkinią i jego jedyną, biologiczną rodziną.

- Raczej tak. Każde z was jest związane z wami - Spojrzała na rodzinę Morgensternów, albo raczej Garrowayów. - Valentine będzie chciał się mścić.

- Nawet nie wiesz jak bardzo - szepnęła Clary niemal pustym, wyprutym z uczuć głosem. - Mój stan to jego sprawka, a miał jedynie kilka minut, aby mnie tak załatwić... Jeśli dostanie więcej czasu, a biorąc pod uwagę, że chcemy wam pomóc go złapać, co jeszcze bardziej go wkurzy...

- Pomijając fakt, że jestem teraz z waszą matką? Oraz ten, że wodziliśmy go za nos odnośnie naszego tropu? Jesteśmy jego numerem jeden na liście osób do zlikwidowania.

- Tato, zapomniałeś o najważniejszym - mruknął Jonathan, powodując u Jii i Jace'a dziwne uczucie, poprzez nazywanie Luke'a tatą. - On będzie chciał odzyskać przynajmniej jeden ze swoich eksperymentów. Przynajmniej mnie, bo wie, że jeśli jakimś cudem przejdę na jego stronę, będę mógł unieszkodliwić największy system obronny Idrisu. Nie ma innego sposobu, oprócz mnie, aby tego dokonał...

- Teoretycznie jest - wtrącił Magnus. - Czarownik, bądź inny Podziemny, ale znowu mamy dość ograniczony wstęp do samego miasta, bo Idris, to jeszcze jest dla nas osiągalny jak najbardziej.

- W końcu Ragnor ma tam przykładowo swój dom - dodała Tessa krzyżując ręce na piersi. - Ale to fakt, plan z Podziemnym jest niemal niemożliwy. Największą szansę miałbyś ty, więc musimy uważać na was.

- Was? - zapytał zaskoczony białowłosy. - To tylko ja mam ograniczone pole manewru, przy jakiejkolwiek pomocy, gdyż może na mnie polować.

- Na Clary też - mruknęła Jocelyn. - Nawet teraz widać, że jesteście ze sobą blisko.

Jonathan w myślach to przeklął, ale z drugiej strony spojrzał na swoją siostrzyczkę. Opierała się o jego ramię. Delikatnie objął ją i pomógł jej wygodniej usiąść.

- Dobra, faktów się nie ukryje, ale... Z drugiej strony dlaczego miałby polować na nią, skoro będzie grzecznie w Instytucie siedzieć. Nie odważy się tu wejść.

- Ja mawiałam, że nie odważy się zaatakować Nefilim i co zrobił? Albo robił...

- Zabijał - mruknął Jace. - Ale ni powinniśmy się martwić. Każdy, kto tu jest będzie bronił Clary. Nawet jeśli tu wejdzie, nie znaczy, że stąd wyjdzie żywy.

- A skąd pomysł, że wejdzie? Przecież ma od tego ludzi. Zapomnieliście, że niejako ma dar przekonywania, a część Łowców może być dalej po jego stronie? W dodatku część Kręgu zniknęła razem z nim, więc sam może nawet nie kiwnąć palcem. Jest również inny ważny aspekt - on w takich sprawach nie działa pod wpływem impulsu.

- Dobrze, że dodałaś, w takich sprawach, bo bym przypomniał ci, kto cię tak załatwił - mruknął posępnie Jonathan opiekuńczo przytulając do siebie siostrę.

- No cóż nigdy nie twierdziłam, że stać go na niewykorzystanie okazji do skrzywdzenia własnego dziecka - odparła głucho. - A co do naszego pożal się Aniołom ojca to pani Inkwizytorka przyszła tu aby dowiedzieć co się ostatnio się działo ze mną....

- Tessa powiedziała mi, że to prorocze sny.

Dziewczyna spojrzała nieco smutnie na czarownicę jednak po chwili uśmiechnęła się lekko.

- Nie lubię gdy jest to rozpowiadane jednak to wyjątkowe sytuacje. Tak. Mam prorocze sny. Nieco obciąża to mój organizm dlatego blednę i jestem w stanie nieco podobnym do agonalnego przez pewne aspekty. Ale najważniejszy jest sam sen... Wygląda na to, że nasz tatulek ma w planach... 

KalekaWhere stories live. Discover now