1. Początek

1.4K 190 62
                                    

Chłód przesiąka przez cienką, więzienną pościel, gdy leżę na wznak na górnej pryczy, desperacko uczepiony myśli o nadchodzącym poranku. Tylko godziny, minuty, może nawet sekundy dzielą mnie od mojej pierwszej przepustki, która pozwoli mi wyrwać się z tej brudnej imitacji życia. Ale wbrew pozorom wcale się nie cieszę. Nie, wręcz przeciwnie - na samą myśl paraliżuje mnie strach.

Co może mnie tam czekać? - pytam samego siebie od paru tygodni, odkąd tylko dowiedziałem się o możliwej przepustce. Przede wszystkim chcę znów być jak najbliżej matki i Sehuna, odwiedzić przyjaciół i wszystkich pozostałych, którzy mi jeszcze zostali. 

I jego.

Ta myśl znów przywołuje duszące poczucie winy, które sprawia, że mam ochotę to wszystko odwołać. Cała pieprzona szopka związana z moim tymczasowym wyjściem sprawia, że nie potrafię skupić się na niczym innym z wyjątkiem tej przedawnionej sprawy. Wstyd mi przyznać, że byłbym w stanie nawet zamienić spotkanie z własną matką, na spotkanie z nim.

Mówię sobie, że to tylko tymczasowe, że trochę tu zbzikowałem i trochę brakuje mi jakiegoś świeżego doznania. Mijają dwa lata, a ja nadal w tej samej celi, z tym samym wyrokiem. Dwa lata bezczynnego użalania się nad sobą, straszenia współwięźniów groźnymi spojrzeniami i przekonywania samego siebie, że świat poza murami więzienia nadal pozostał taki sam. Naiwnie, Chanyeol - mówię sobie w myślach i uśmiecham się kpiąco do samego siebie.

Zamykam oczy. Nawał obrazów, wspomnień, tęsknoty. Plaża, on obok, nasze palce splecione ze sobą. Biorę głębszy oddech i pozwalam sobie odpłynąć dalej w ten lekki, wypełniony morską mgiełką sen. Wszystko jest tak realne, że mam wrażenie, jakby on ciągle leżał obok. Zatapiam nos w jego włosy i uśmiecham się, czując znajomy zapach kwiatowego szamponu. Jego dłonie - nadal tak samo drobne i delikatne - czule gładzą moje policzki, a ja znów czuję się, jakbym mógł zdobyć dla niego cały świat. Wszystko wydaje się przy nim takie łatwe.

- Aniele - szepczę w ciemność i widzę pod powiekami jego uśmiech.

Uśmiecha się sennie i wtula w mój bark, mrucząc rozkosznie. Zasypiając jest tak niewinny, że mam ochotę zamknąć go w ramionach i nigdy już nie wypuszczać. Boże, jakim cudem mój cały wszechświat, cały sens istnienia, cała nadzieja zmieściły się w tak drobnym ciele. Całuję jego gładki, przyjemnie ciepły policzek i gładzę te ciemne, splątane włosy, które przesypują mi się przez palce. Najlepiej śpię, gdy zasypiamy w taki sposób. I gdy wiem, że później obudzę się w takiej samej pozycji.

Słyszę nagły trzask i nagle jego obraz zaczyna się nieuchronnie rozmazywać. Kontury zlewają się ze sobą, dotyk niknie gdzieś wśród wszechogarniającej ciemności, a ja zostaję sam w martwej pustce nieświadomości.

- Aniele - szepczę desperacko, niczym prośbę, błaganie o to, aby ze mną pozostał.

Otwieram oczy. Budzę się.

Baekhyuna nie ma już obok. Być może nigdy nie było.

***

Dostaję swoje cywilne ubranie - beznadziejnie rozciągnięty podkoszulek, jeansy, wysłużone Converse i skórzaną kurtkę, za którą naprawdę tęskniłem. W kieszeni nadal uchowała się paczka papierosów, jednak zwietrzały do tego stopnia, że jestem zmuszony je wyrzucić. Szkoda, bo najchętniej przechowywałbym wszystkie pamiątki z okresu przed więzieniem. Na razie kolekcjonuję tylko wspomnienia, żałując, że niemożliwe jest kolekcjonowanie pocałunków, dotyków i uśmiechów.

Rodzina czeka na mnie przy bramie. Matka w odświętnym płaszczu i Sehun w koszuli z kołnierzykiem. Wystrojeni jak na prawdziwe święto, a nie na powitanie marnotrawnego członka rodziny, który przez dwa lata zatracił resztki człowieczeństwa. Dziwnie mi spojrzeć im w oczy.

Pierwszy i JedynyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz