- Owszem, jest. - nie spuszczam go z oczu.

Mycroft prostuje się pod moim spojrzeniem. Nagle dziwna, dość szalona myśl przemyka mi przez głowę, ale staram się na niej za bardzo nie skupiać. Możliwe jest bowiem, że on to robi dla Sherlocka. A skoro tak, to by oznaczało, że jest jeszcze jedna tajemnica, której nie mogę obecnie rozwikłać.

- Zajmij się tym, Constance. - słyszę w odpowiedzi. - I nie daj się zabić, z łaski swojej.

Uśmiecham się. Może jednak ten typ ma serce, o które sam się nawet nie podejrzewa.

  Znowu czuję się lepiej. Mam nową misję, mój umysł będzie miał nad czym myśleć. Jestem najwyraźniej pracoholiczką.  

Kolejne dwa dni spędzam już praktycznie w samotności. Regeneruję siły, odbudowuję uszkodzone części ciała i czuję się jak nowo narodzona. No, prawie.

Ale przynajmniej wolność czai się tuż za zakrętem. Mają mnie wypisać do domu. To znaczy, sama się wypisuję, ale za pozwoleniem lekarzy, którzy twierdzą, że mój stan jest stabilny i odpoczynek domowy naprawi teraz całą resztę.

Nie wracam jednak na Baker Street, nie jestem aż tak głupia. Wszyscy będą mnie tam szukać. Nie zaszyję się też w żadnym hotelu, bo muszę być w centrum wszystkich wydarzeń i na bieżąco śledzić postęp w sprawie. Ponadto John i Sherlock są ostatnimi czasy śledzeni przez ludzi Vernet'a, toteż nie odwiedzają mnie już w szpitalu i zaczyna mi się nudzić.

Wspólnie więc postanowiliśmy, że zatrzymam się chwilowo u Johna i Mary. Nie powinni mnie tam szukać w pierwszej kolejności, a Mary jest w ciąży, więc nikt nie śmie robić nalotu na jej dom.

To na razie najlepsza kryjówka z możliwych.

Molly przychodzi do mnie i żegna się z uśmiechem, jakby rzeczywiście polubiła moje towarzystwo. Chcę tak myśleć, bo sama zapałałam do niej pozytywnymi uczuciami i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś w przyszłości nasze losy się skrzyżują. No, może jednak bez kolejnych ran postrzałowych.

- Uważaj na siebie. - mówi z uśmiechem.

- Ty też. - ściskam ją na pożegnanie i zakładam buty.

Ludzie Mycrofta dostarczyli mi do szpitala normalne ubrania. Kostium tamtej pielęgniarki został wyrzucony i mam nadzieję, że żadna żywa istota już nigdy się na niego nie natknie.

- Dziękuję za pomoc. - powtarzam setny raz. - Gdyby nie twoja szybka reakcja, może byśmy teraz nie rozmawiały.

- To nic takiego. - Molly jest wyjątkowo wesoła. - Będziesz się widziała z Sherlockiem?

Aha. Teraz rozumiem tę ponadprzeciętną żywiołowość. Kiwam głową i obserwuję dziewczynę z lekkim uśmiechem. Trochę mi jej szkoda, ale za nic w świecie nie będę pełniła roli osoby, która uświadomi ją, że Sherlock najnormalniej w świecie nie jest wrażliwy na tego typu uczucia.

I również dlatego, że sama słyszę jeszcze jakiś cichy głosik w głowie, który mówi mi, że być może moja słabość do detektywa jest mocniejsza niż uparcie to sobie wmawiam.

- Coś mu przekazać? - unoszę brew.

- Możesz mu powiedzieć, że sprawdziłam dla niego te próbki, o które prosił. Mogę je podrzucić później do Mary, albo...

- Jasne. - kiwam głową. - Do zobaczenia później.

Hooper odprowadza mnie do drzwi i dzięki Bogu, że jest przy mnie, bo kiedy widzę Grega, mylę krok.

Muszę się przytrzymać dziewczyny, żeby nie zanurkować nosem w betonowy chodnik. Co tu robi inspektor Scotland Yardu!?

- Ciężko jest cię złamać, co? - uśmiecha się do mnie i podchodzi bliżej.

"I observe everything"Where stories live. Discover now