Mam areszt domowy. Nigdy w życiu nie sądziłam, że w swoim słusznym wieku będę musiała siedzieć w czterech ścianach z polecenia socjopaty Holmesa. Jestem wściekła. To znaczy, wiem, że moje życie jest w niebezpieczeństwie, ale nie chcę się chować. Ta bezczynność mnie dobija. Muszę sobie znaleźć jakieś zajęcie, bo oszaleję!

Teraz już wiem jak Sherlock musi się czuć, kiedy od tygodni nie przytrafiają mu się żadne konkretne zagadki do rozwikłania. Nie palę papierosów, a dzisiaj jest ten dzień, kiedy mogłabym zacząć.

Ustaliliśmy z moim „ochroniarzem" jedno – czekamy. Według Holmesa mój były pracodawca zacznie szukać kontaktu, stanie się niecierpliwy i z czymś się zdradzi, a wtedy my przystąpimy do ataku. Sprytnie, ale zdecydowanie zbyt długo to wszystko trwa.

I jeszcze John. Obie z Mary postanowiłyśmy, że najlepiej będzie, jeśli państwo Watson opuszczą na jakiś czas Londyn. Rodzice Sherlocka zaproponowali gościnę, a ci się zgodzili. Przynajmniej ta dwójka jest bezpieczna.

Nie darowałabym sobie, gdyby coś złego spotkało ich z mojej winy. Schodzę na dół, opuszczając swoje nowe mieszkanie, które znam już na wylot. Sprzątam w nim średnio dwa razy dziennie z braku lepszego zajęcia. Nawet pani Hudson zaczęła się niepokoić moim nadpobudliwym odkurzaniem.

Zaglądam do niej, ale jak zwykle gdzieś zniknęła. Zostaje mi tylko Sherlock. Pukam nieśmiało, ale nie otwieram drzwi, bo słyszę jak z kimś rozmawia. Wchodzę więc kuchennymi drzwiami i przysiadam na stołku przy zagraconym stole.

- Proszę kontynuować. – jego głos jest spokojny i oceniający.

Widzę go przez niewielką szparę w drzwiach i nie mogę nic poradzić na to, że zaczynam przetwarzać ten obraz w pamięci. Jest jak zwykle elegancki, dłonie złożył pod brodą unosząc oczy do sufitu i słucha. Ktokolwiek go dzisiaj odwiedził, na pewno jest lepszym rozwiązaniem niż prowadzenie eksperymentów nad ludzkimi włosami. Obok których właśnie siedzę.

Czy to pajęcza sieć? Ble!

Odsuwam się od stołu i teraz mam nawet lepszy widok na Sherlocka. Coś w jego sylwetce sprawia, że człowiek natychmiast się wycisza. Chodzący majestat. Ale sprawia także wrażenie opiekuna, bo muszę przyznać, że odkąd się tu wprowadziłam, czuję się bezpiecznie.

- Doktor Watson! – słyszę jego głos i wzdrygam się.

A potem do mnie dociera, że te słowa są skierowane do mnie? Ale dlaczego?

  Wstaję powoli i odsuwam drzwi, ukazując się klientowi. Boże, co za wstyd. Zostałam przyłapana na podglądaniu i podsłuchiwaniu.  

- Panie Brown, to moja partnerka, doctor Constance Watson. Zastępuje obecnie Johna, który jak pan wie, wyjechał z żoną na wieś. Spodziewają się dziecka.

Mężczyzna kiwa głową, jakby idealnie wszystko rozumiał, a ja stoję jak wariatka i staram się nadążyć za biegiem wydarzeń. To, że wiadomości o Johnie i jego życiu rozchodzą się z prędkością światła akurat wiem, bo gazety wciąż donoszą o wspaniałych wyczynach dwójki detektywów i ich przygód, ale gdzie u licha ja mam się w tym wszystkim ulokować?

Nie jestem lekarzem. Nie znam żargonu doktorskiego i nie mam zielonego pojęcia dlaczego Sherlock nagle wywołał mnie z kuchni! Patrzę na pana Brown'a, jakby miał mnie teraz przepytać z ludzkiej anatomii i staram się przyjaźnie uśmiechnąć.

Holmes podaje mi jakiś notes, ołówek i wskazuje miejsce w fotelu Johna. Awansowałam. Wykonuję jednak jego polecenie, bo nie zamierzam ośmieszać ani siebie, ani Sherlocka na oczach obcej osoby i muszę podjąć grę.

"I observe everything"Where stories live. Discover now