1

235 13 7
                                        

- John? – pytam, biorąc głębszy wdech, co nie jest łatwe w obecnej sytuacji.

Ramiona dr Watsona ściskają mocno moje biedne kości i wiem, że kuzyn cieszy się na mój widok. Ja zresztą też.

- Constance! Minęło mnóstwo czasu. – niebieskie spojrzenie mężczyzny mierzy moją twarz i prześlizguje się po całej sylwetce. – Jak rodzice?

- Dobrze. – odpowiadam i uśmiecham się ciepło. – Nie mogą się doczekać aż ty i Mary pojawicie się na tym obiecanym obiedzie.

- Tak, jasne. Oczywiście, że się pojawimy.

- Widzę, że małżeństwo ci służy. – zauważam. – Co u Mary?

Watson opowiada wszystkie szczegóły z jego prywatnego życia, ale nie przysłuchuję się zbyt uważnie. Wiem, że jego żona jest w ciąży i zdaję sobie sprawę z ogromnego szczęścia kuzyna, ale nie jestem w Londynie tak bez powodu.

John spadł mi z nieba, jeśli mam być szczera. Potrzebuję go do swoich celów i mam nadzieję, że uda mi się przeprowadzić sprawę szybko i bezboleśnie.

Jestem w mieście już dwa miesiące. Znam okolicę i staram się być na bieżąco z informacjami, jednakże życie pod przykrywką nie jest najłatwiejszym doświadczeniem. Przynajmniej wciąż chodzę swobodnie na wolności.

John zabiera mnie na obiad do jednej z pobliskich restauracji. Spędzamy razem całe popołudnie i nawet się odprężam, kiedy prowadzimy zwykłą pogawędkę, dopóki temat nie schodzi na Sherlocka Holmesa.

A teraz mój kuzyn chce mnie przedstawić przyjacielowi.

Watson prowadzi mnie Baker Street i wypytuje o moją pracę. Udzielam zdawkowych informacji, nie chcę być niemiła, ale nie zamierzam bawić się w otwartą księgę. Jako dzieci, ja i John byliśmy ze sobą zżyci. Pamiętam jak kuzyn uczył mnie wspinać się na drzewa, robić procę, puszczać kaczki na wodzie i wymykać się z domu tak, żeby rodzice nie mieli o tym pojęcia.

Teraz jest inaczej. Zbyt wiele się zmieniło i żadne z nas nie jest już tą osobą z przeszłości.

Wchodzimy do mieszkania pod numerem 221B. Drzwi są często używane, to widać na pierwszy rzut oka. Kołatka jest przekręcona. Marszczę na chwilę brwi, ale nie pytam.

- Muszę cię ostrzec. Sherlock nie jest towarzyskim typem.

- Tak, wiem. – uśmiecham się.

- Spotkałaś go już?

- Na zdjęciach. – wzruszam ramionami. – No i wpadłam na niego raz czy dwa w sklepie.

- W sklepie? – John jest zadziwiony.

Tłumaczę więc jak długo jestem w Londynie. Dostaję krótką pogadankę jak to nie dałam znaku, że mieszkam tak blisko, ale nie przejmuję się zbytnio. John nie umie się długo gniewać.

- Ty wyjechałeś tyle lat temu i też nie dawałeś znaku życia. Najpierw wojsko, a potem misja i nawet po powrocie do domu nie odwiedziłeś rodziny. Sherlock zajmuje ci cały wolny czas.

- Słucham?

- I Mary. – dorzucam. – Nie chciałam przeszkadzać.

John mruczy pod nosem jakieś protesty, ale ostatecznie przytakuje i moje zaniedbanie idzie w niepamięć.

- Sherlock nie zajmuje mi całego wolnego czasu.

- Jasne.

Śledzę uważnie każdy ich krok. John i Sherlock są nierozłączni jeśli chodzi o sprawy. Watson zostawia detektywa tylko wtedy, kiedy musi wracać do Mary, albo ta upomni się o swojego męża. Wiem, bo od dwóch miesięcy nie robię nic innego, jak inwigiluję tę szaloną dwójkę.  

"I observe everything"Where stories live. Discover now