14

47 5 0
                                        


Widzę detektywa przez okno, jak opuszcza szpital i wystawia rękę w geście przywołania taryfy. Nie powinnam wstawać z łóżka, ale nie mogę już dłużej w nim wysiedzieć. Poza tym jakaś nagła potrzeba popycha mnie, by przyglądać się Holmesowi.

Nie potrafię tego zwalczyć.

Dopóki nie zauważam katem oka jakiejś postaci, która stoi swobodnie w mojej sali.

- Dzień dobry, panno Watson. - Mycroft opiera się niedbale na lasce, z którą nie przywykł się rozstawać i przygląda mi się uważnie.

Rewanżuję się tym samym, choć jest mi ciężko zachować pokerową twarz, bo przy szybkim obrocie, szarpnęłam ponownie szwy i promieniujący ból z powrotem przebiega przez moje ciało. Udaję jednak, że nic nadzwyczajnego się nie dzieje.

- Odważył się pan przyjść bez obstawy? - pytam.

Próbuję zgrywać chojraka, ale gdyby mnie teraz zaatakował, przegrałabym z kretesem. Nie mam ani sił, ani nie znam żadnej techniki, która umożliwiłaby mi walkę ze świeżą raną postrzałową.

- Nie jest mi potrzebna. To, co mam zamiar pani przedstawić nie wiąże się z zagrożeniem życia. A przynajmniej nie w tej chwili.

Mycroft uśmiecha się do mnie. Nie odpowiadam od razu, po prostu czekam na jakiś ciąg dalszy. Nie jestem już dłużej jego agentką. W każdym razie nie chcę nią być.

- Wydaję mi się, że ostatnie wydarzenia skutecznie rozwiązały naszą współpracę. - zauważam.

- Bynajmniej. - starszy Holmes bierze głęboki wdech i kontynuuje. - Umowa obowiązuje nas wszystkich, panno Watson. Zmieniają się jedynie strony i dochodzą nowi gracze.

- Nie stoję po pańskiej stronie. - zaznaczam z mocą w głosie.

- Strona Sherlocka, to także moja strona.

- Wątpię, by miał w tej kwestii takie samo zdanie. - rzucam butnie.

Mycroft jest już lekko podenerwowany i właśnie na tym mi teraz zależy. Niech się wścieknie, niech się z czymś zdradzi. Starszy Holmes zapomina, że ja także umiem wykorzystywać ludzi i jeśli dobrze to rozegram, dowiem się jakichś nowych, istotnych szczegółów ze sprawy.

Póki co jednak, mężczyzna dobrze się maskuje, a jego cierpliwość najwyraźniej osiąga w tej chwili najwyższy stan skupienia.

- Sprawa Williama Vernet'a nie zostanie zakończona, dopóki firma nie upadnie i wszyscy jego poplecznicy wraz z nią. Na razie tylko zatrzęśliśmy delikatnie tym jego imperium. Główny akt dopiero przed nami.

Kiwam głową. To się akurat zgadza. Nie rozumiem jednak jaką rolę mam w tym odegrać. Wydawało mi się jasne, że nie bawię się już w szpiega.

- Czego ode mnie oczekujesz?

- Nic wielkiego. - Mycroft zatacza krąg dłonią w powietrzu. Znam ten gest aż za dobrze. - W zamian oferuję ci zeznania, Constance.

Patrzę na mężczyznę i nie dowierzam. Czy on właśnie zadeklarował pomoc? Jeśli tylko rozwiążę tę cholerną sprawę, Mycroft oczyści mnie z zarzutów i zaryzykuje nawet swoje stanowisko?

Unoszę brwi.

- Dostanę to na piśmie?

Holmes tym razem przybiera groźną minę, ale widzę po wyrazie jego oczu, że istotnie, wszystko odbędzie się jak najbardziej uczciwą drogą. Ogarnia mnie szok.

- Dlaczego? - pytam, bo nie mogę pojąć co ostatecznie przekonało go do współpracy.

- To nie jest ważne.

"I observe everything"Where stories live. Discover now