Namjoon podniósł się z kanapy, by podać chłopcu szklankę wody. Taehyung przysunął się bliżej oparcia kanapy, niemal wbijając się w nie plecami. Okrył się także szczelniej kocem, myśląc, że to stworzy barierę obronną. Spojrzał najpierw na twarz starszego, widząc w nim jedynie wroga, a następnie na szkło trzymane w dłoni, wyciągniętej w jego kierunku. Dłoni, na której widział linie, liczące morderstwa Namjoona.

– Napij się, Taehyung. – polecił Kim, starając się, aby ton jego głosu nie zabrzmiał zbyt ostro. Po co mu straszyć jeszcze bardziej tego dzieciaka?

Szatyn zmarszczył brwi, wpatrując się w odbijające się na szkle promienie słoneczne, wpadające do pomieszczenia przez niewielkie okno. Pomarańcz zachodzącego słońca połyskiwał na zdobionej, zapewne drogiej filiżance. Tae chciało się pić, jego gardło boleśnie się zaciskało, suche wargi nie były przyjemnym uczuciem...

Pokręcił przecząco głową. Przecież to mogła być trucizna.

Namjoon uniósł brwi w zaskoczeniu. Nie oczekiwał, nawet nie dopuszczał do siebie myśli, iż ten prawie dygający ze strachu chłopiec, znajdzie w sobie odwagę, by się sprzeciwić. A jednak pozory mylą i mężczyzna przekonał się już o tym wiele razy.

– Hoseok. – Kim spojrzał na dwudziestopięciolatka o czerwonych włosach, migdałowych oczach i delikatnych, nieco dziewczęcych rysach twarzy. – Jungkook czeka.


Taehyung był bezradny. Nie mógł zrobić nic, kiedy został siłą wyciągnięty z ogromnego, oszklonego budynku i wepchnięty do samochodu.

Podróż nie była długa, trwała czterdzieści minut i szatyn to czuł. Czuł, że droga się skraca, czas biegnie do przodu. Czuł, że jest coraz bliżej tego, co mogło go skrzywdzić.

– Bądż posłuszny. – nie za głęboki, ciepły głos przerwał ciszę panującą w aucie. Nie brzmiał jak rozkaz, lecz jak rada.

Kim zmarszczył brwi, patrząc ukradkiem na profil kierowcy, jakby miało mu to pomóc w rozszyfrowaniu tego czy się przesłyszał, czy naprawdę z ust nieznajomego mu mężczyzny padła rada, która prawdopodobnie mogła przesądzić o losie siedemnastolatka.

– Jeon ceni sobie posłuszeństwo. – dodał po chwili i przekręcił nieco głowę w bok, by uśmiechnąć się delikatnie do zagubionego chłopca. Mimo że uśmiech czerwonowłosego był niewielki, ponieważ było to jedynie uniesienie kącików ust, Tae wyczuł w tym geście wsparcie, coś co miało mu dodać otuchy.

I to go przeraziło. Bo dla niego, wsparcie otrzymuje się przed spotkaniem z piekłem.

Kim przeniósł szybko wzrok z twarzy Hoseoka na widoki za szybą pojazdu. Zapadał zmrok, niebo robiło się coraz ciemniejsze. Mijane ulice tętniły życiem. Szatyn nawet przez hałasy samochodów, był w stanie usłyszeć radosne śmiechy dzieci i nastolatków, którzy korzystali z ostatnich dni wakacji najlepiej jak mogli. Korzystali z wolności.


Nie znał go. Nic o nim nie wiedział, jedynie to, że nie był dobrym człowiekiem. Nie mógł być, skoro pracował dla Kim Namjoona i Jeon Jeongguka. Więc dlaczego tak mocno złapał się jego ramienia, błagając w myślach, by nie odchodził?

Ponieważ potrzebował obrony.

Ciemne tęczówki patrzyły na niego z wyższością, uśmiech z niego szydził.

Taehyung nie miał już siły, naprawdę nie miał nawet siły stać, więc skąd brał siłę, aby tak mocno zaciskać swoje palce na ramieniu Hoseoka?

Ponieważ tak jak strach jest wielki, tak wytrzymałość jest ogromna. Dlaczego ludzie uciekając, znajdują w sobie siłę, by biec i biec?Ponieważ strach jest wielki.

Jungkook chwycił w palce podbródek chłopca, unosząc jego głowę do góry, by móc ponownie spojrzeć w przestraszone oczęta. Niczym u szczeniaczka, szukającego wyjścia z labiryntu.

– Bądź grzeczny.

Taehyung spiął się na gorący oddech, uderzający o jego nos, usta.

– A twoje życie będzie bajką. – Jungkook wzmocnił nieco uścisk na szczęce Kima, żeby zaraz przekręcić ją tak, by mieć przed oczyma profil twarzy chłopca. Przystojny, fascynujący. Tak. Fascynujący.

I chłopiec naprawdę chciał w to uwierzyć. Chciał, on pragnął być wiecznym, beztroskim dzieckiem, które chronione byłoby przed każdym niebezpieczeństwem tego świata. Chciał bezpiecznego, przytulnego domu, będącego jego różowym zamkiem. Chciał rycerza na białym koniu, który traktowałby go jak najjaśniejszą gwiazdkę.

Ale jak mógł w to uwierzyć, kiedy dotykały go dłonie splamione krwią niewinnych ludzi?




kocham was💞

wiem, że powolutku się rozwija, ale obiecuję, że następne rozdziały będą dobre i warte waszego czasu

idę zjeść banana

miłego wieczoru!

skaza!taekookWhere stories live. Discover now