Rozdział 7

118 5 3
                                    

Lydia poczuła silne ramiona Jordana owinięte wokół jej talii, przyciągające ją bliżej siebie. Serce dziewczyny biło bardzo szybko, przez co nie mogła myśleć racjonalnie. Jej oczy odnalazły jego zielone i patrzyli się na siebie przez kilka chwil. Dla Lydii trwało to wieczność. Jordan nachylił się i wtedy już wiedziała, co się wydarzy.

- Proszę, nie znienawidź mnie za to – wymamrotał przed przyciśnięciem swoich ust do jej.

Jego usta były ciepłe i miękkie w przeciwieństwie do jej. Oplotła ramiona wokół szyi Jordana, przyciągając go bliżej siebie. Delektowała się smakiem jego ust. Gdy go całowała, miała wrażenie, jakby nikogo innego nie było. Tak jakby wszystko, co ich otaczało, zniknęło i nic więcej się nie liczyło, z wyjątkiem tego, że ich usta złączyły się jak brakujące puzzle. Lydia poczuła motylki w brzuchu i nie mogła tego wyjaśnić. Nigdy nie czuła czegoś takiego.

To było inne.

Jordan delikatnie położył ją na łóżku, upewniając się, że zrobił to ostrożnie, by jej nie zgnieść lub nie być w stosunku do niej brutalnym, choć wiedział, że była przyzwyczajona do tego drugiego. Powoli zaczął zdejmować jej koszulkę. Palce Jordana zatrzymały się na chwilę. Lydia nacieszała się jego dotykiem, który sprawiał, że jej skóra płonęła, dopóki...

Nie usłyszała tego irytującego budzika.

Lydia jęknęła, uderzając przycisk wyłączania. Otworzyła oczy i spojrzała w okno, by stwierdzić, że nie świeci słońce. To był jeden z tych rzadkich dni w Beacon Hills. Usiadła na łóżku, przecierając oczy i wtedy sobie uświadomiła, że to wszystko było tylko snem. Jordan całował ją, dotykał... ale to wszystko to sen. Lydia nie mogła powstrzymać ciepła w środku, które poczuła jak wtedy, gdy pocałował ją w śnie. Kilka nocy temu, gdy Jordan ujął jej twarz w ciepłe dłonie po tym, jak skończyła opatrywać jego rany, mogła przysiąc, że zamierzał ją pocałować. Pamiętała sposób, w jaki jej serce chciało wyskoczyć z klatki piersiowej, gdy jego usta były kilka cali od jej – wręcz obawiała się, że mógł to usłyszeć. A teraz, w związku z tym snem, miała wrażenie, że ktoś otworzył słoik pełny motyli w jej brzuchu i nie mogła się pozbyć tego uczucia.

Wzdychając, spojrzała na godzinę, spostrzegając, że prawie spóźniła się na posterunek. Natychmiast wyszła z sypialni i poszła się odświeżyć, upewniając się, że wciąż wygląda czysto przed nałożeniem makijażu. Ubrała jedną z kwiecistych spódnic i koszulkę, na której zawiązała pęk, nieco pokazując brzuch. Przejrzała się w lustrze po raz kolejny i utwierdziła się w przekonaniu, że wygląda dobrze, nawet jeśli dopiero co zwlekła się z łóżka. Poprawiła szminkę, lekko roztrzepała włosy i usatysfakcjonowana wyszła.

Na szczęście komisariat był około dziesięciu minut od jej domu, więc szybko tam dojechała. Tak szybko, jak tylko przekroczyła próg budynku, zobaczyła zapracowanych zastępców.

Rozejrzała się w poszukiwaniu pewnego zastępcy szeryfa, ale nie mogła go dostrzec. Zerknęła przez okno jego biura, ale jego biurko było puste. Gdzie on mógł być? Zaczęła się trochę martwić, bo może postanowił jej unikać po tym, co się wydarzyło? Nie, nie, mówiła sobie. Nie mógłby tego zrobić, a może jednak? Nagle usłyszała otwieranie się drzwi za nią, sprawiając, że się odwróciła i ku jej uldze zobaczyła Jordana ze zmarszczonymi brwiami i kartką w ręce, wychodzącego z biura Szeryfa.

- Hej, jesteś – powiedziała Lydia, podchodząc bliżej niego. Starała się ignorować fakt, że jej serce właśnie chciało wyskoczyć. – Co to?

Jordan spojrzał na dokument i westchnął.

- Kolejne dziecko zaginęło zeszłej nocy.

Te słowa momentalnie sprawiły, że poczuła się źle. Kolejne dziecko. Znaczyło to, że nie udało się jej uratować kolejnej osoby. Przygryzła dolną wargę, czując się bezsilna. Żałowała, że nie może po prostu wymyślić, jak komuś pomóc zanim... umrze.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Oct 13, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

The Deputy and The Banshee PLWhere stories live. Discover now