Epilog część 1

295 13 4
                                    

KOL

Krew wiedźmy przesiąknięta była magią, czystą, pierwotną i tak bardzo dziką, nieujarzmioną. Chociaż przestał już pić, wciąż trzymał usta przyciśnięte do jej szyi, próbując uspokoić skołowane myśli. I żal.

Ogromny, przytłaczający żal. Za każdym razem, gdy pożywiał się na czarownicy, czuł, jak moc wpełza w jego ciało, rozgrzewa każdą komórkę, doprowadza nerwy do szaleństwa i...znika. Wyparowuje.

W nienaturalnym ciele nie ma miejsca na coś tak naturalnego.

Odrzucił martwe ciało i warknął z irytację. Tysiąc lat poszukiwań, setki niespełnionych nadziei na odzyskanie tego, co odebrała mu matka tak dawno temu. Był wtedy niemal chłopcem. Właściwie wciąż nim był.

Aparycja nieśmiertelnego.

Wstał, podchodząc do okna, nieśpiesznie ścierając strumień krwi spływający po jego podbródku. Matka zmieniła go w potwora. Nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Wyrwała z niego naturę, odebrała jego dziedzictwo, to, czego pragnął najbardziej.

Wolałby być od tysiąca lat pogrzebany w ziemi niż przechodzić przez te poszukiwania.

Jego wrzask rozdarł powietrze. Wściekłość po raz kolejny wypełniła jego żyły, podróżowała wraz z krwią, tak, jakby to była jego własna magia. Czuł ją w całym ciele. A robienie rzeźni nie specjalnie już mu pomagało.

Po całym pokoju walały się trupy. Kobiety, najczęściej młode i piękne, oddawały mu życie równie chętnie jak swoje ciała. Cóż za szkoda. Przynajmniej ich potęga powróci do przodków, nie zostanie zapomniana.

Cóż skłoniło go do takiej masakry? Po raz kolejny zwyczajny kaprys jego spaczonej natury? Nie. Nie tym razem. Dostał wiadomość, której w życiu się nie spodziewał.

Na stole, nasiąknięty krwią leżał list. Nakreślone na nim litery, niemal już nie widoczne w oceanie czerwieni, były mu tak doskonale znane, że w momencie gdy go otrzymał, przed oczami stanęła mu cała przeszłość.

Najgorszy jednak okazał się pukiel czerwonych włosów. Pamiętał jak ich dotykał, jak wtulał w nie twarz, całując szyję ich właścicielki. Prawdziwa, średniowieczna dama. W dodatku wiedźma uzdolniona jak samo piekło.

Cóż, zapewne tam też skończyła, po tym gdy Klaus skończył już obdzierać ze skóry jej córeczkę.

Podszedł do stołu i złapał list. Ścisnął go w dłoni, napawając się słowami, które z niego wyczytał. Wziął głęboki wdech i podjął decyzję.

Podróż do Nowego Orleanu pamiętał jak przez mgłę. Znalezienie transportu wraz z jego mocami nie stanowiło żadnego problemu. Jedynym problemem był czas. Te kilka godzin ciągnęło się dłużej niż nie jeden moment w jego życiu.

Wystarczyło, że wkroczył w ulicę, by drzwi kościoła stanęły przed nim otworem. Był niemal pewny, że słyszy cichutki szept, nieomal zapomniany już przez setki lat, snujący mu do ucha obietnicę. A on chciał w nie wierzyć.

Wszedł, bezszelestnie, niemal nie zwracając uwagi na nagle zapalające się świece. Jego wzrok skupiony był na siedzące na tronie kobiecie.

Nie spuszczała z niego wzroku. Tak doskonale pamiętał jej wygląd, każdą linie twarzy, włosy opadające na ramiona. Niczym się nie zmieniła. Nawet suknia, którą na sobie miała, była tą samą w której widział ją ostatni raz.

-Przybyłeś - jej głos był idealnie słodki i kojący. - Mój najmilszy. Długo zajęło mi odnalezienie ciebie. Ale to dobrze, w innym przypadku zapewne byłbyś teraz w stanie gorszym niż śmierć.

Wstała i zaczęła iść w jego stronę. Kiedy delikatnie uniosła dłoń, poczuł jak uginają mu się kolana. Runął na kamień, nie spuszczając z niej wzroku.

- Nie wiem, czy nienawiść, którą odczuwam do ciebie, nie jest większa niż ta, którą żywię do twego brata - stanęła tuż przed nim.

Pamiętał, jak ją poznał. Szła nocą, trzymając w ramionach chore dziecko. Młoda wdowa, bez grosza przy duszy, której pozbyli się rodzice męża. Nigdy nie wspominała, jak udało jej się przeżyć tych kilka miesięcy na ulicy. Podejrzewał, że sprzedawała dwie najcenniejsze rzeczy jakie posiadała: moc i swe ciało.

Czuł magię w ich krwi, śpiewała w jego uszach pieść, która wciąż tliła się w jego sercu. Zamierzał zwyczajnie ją zabić, tak jak robił to wielokrotnie. Wielkie było jego zdziwienie, gdy zamiast poczuć smak jej krwi w ustach, uderzył głową w pobliską ścianę. Nigdy nie widział w niczyich oczach takiego ognia. I tym skradła jego serce na wieki.

- Sprzedałeś mnie - szarpnęła nadgarstkiem, a jego kark automatycznie wygiął się w górę. Wcale nie musiała tego robić, sam chciał na nią patrzeć. Był zahipnotyzowany.

- Nie zrobiłem tego - szepnął przez ściśnięte gardło. - Nigdy nie skazałbym cię na śmierć.

W ciągu miesiąca uczynił z niej arystokratkę. Przynajmniej on znał taką wersję. Klaus po jej śmierci zdradził mu całkiem inną opowieść.

- Przyszedł nocą. Zaczął od mego ojca, potem zabił matkę i siostrę. Na moich oczach rozerwał moją córkę na strzępy. Malutkie dziecko. A potem zabił mnie. Chociaż bardziej adekwatnie byłoby powiedzieć "zabijał". Wiele, wiele godzin.

Klaus utrzymywał, że pochodziła z rodziny potężnych wiedźm, niemal tak potężnych jak pierworodne czarownice Mikaelsonów. Że uwiodła go dla magii płynącej w jego żyłach. Ale tak być nie mogło. Tam nie było magii, ona mu ja za to obiecała.

- Na szczęście zanim mnie zdradziłeś skończyłam zaklęcie. Kosztowało mnie to wiele siły. W innym wypadku pewnie zdołałabym pokonać twojego szatańskiego brata. A teraz mogę się zemścić.

- Tygrysie oczy... - wydusił, rozumiejąc już wszystko.

- Mogą przechowywać magiczne dusze - powiedziała z uśmiechem, podnosząc na jednym palcu rzemień wiszący na jej szyi. Kamień zachwiał się złowieszczo.

Pomógł je stworzyć. Mieli odnaleźć ciało jakiegoś czarodzieja i przenieść go w nie. Miał znowu móc używać magii. Czuć ją. Być żywy i potężny.

- Czekałam cierpliwie na odpowiedni moment. Naszyjnik przechodził z rąk do rąk, a ja obserwowałam. W końcu jakimś cudem trafił w ręce potomka mojej rodziny. Jakież było moje szczęście, gdy okazało się, że ona nawet nie jest tego świadoma! I proszę bardzo, jestem tu, z mocą ośmiuset lat! Razem z każdym moim drogim Mikaelsonem. Przyszedł czas na Danse Macabre!

Widząc swe dzieło, Galina była niezwykle zadowolona. Była panią świata, nieśmiertelności, życia i końca. To była jej era, na którą czekała od chwili gdy pierwszy raz odnalazła Pierwotnych.
______________________

Dojrzewałam rok, by zakończyć tę opowieść. Mam nadzieję, że koniec, który nadejdzie, będzie tego wart.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Nov 28, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Tiger EyesWhere stories live. Discover now